"Zobacz mężu, dostałam
maila, że pod koniec lutego EABS gra koncert w Płocku. Może miałbyś ochotę się
wybrać? Ja też bym z chęcią pojechała na ten koncert". Tak zagadała mnie moja
lepsza połowa. A odpowiedź mogła być tylko jedna. Oczywiście, że tak! Wszak ich
zeszłoroczna płyta Slavic Spirits była jednym z moich albumów roku. Przez kilka
miesięcy ubiegłego roku grała ta płyta dość często w domu. Aż pewnego dnia
usłyszałem od Żonki, że to wspaniałe granie i bardzo jej się podoba. Chyba nie
może być lepszej rekomendacji…
Zapytają Państwo dlaczego do tej pory nie umieściłem recenzji płyty Slavic Spirits na blogu. Doszedłem do wniosku, że był ich taki wysyp w Internecie i właściwie wszystkich muzycznych czasopismach, że zrezygnowałem z tego. Ale teraz jest okazja aby to nadrobić. Może samego albumu omawiać tu nie będę, ale zaznaczam wyraźnie, że go mam i dobrze znam. Po szczegóły odsyłam do wyszukiwarki. Z pewnością znajdą Państwo masę recenzji.
A sam koncert? Cudowny. Na Sali nieco ponad sto osób czyli w miarę kameralna atmosfera. Kilka minut po godzinie dziewiętnastej na scenie pojawia się zespół w sześcioosobowym składzie. Marek Pędziwiatr (klawisze), Marcin Rak (perkusja), Paweł Stachowiak (gitara basowa), Jakub Kurek (trąbka), Olaf Węgier (saksofon) oraz Piotr Skorupski (perkusjonalia, efekty).
Marek powiedział kilka słów o naszej słowiańskiej melancholii i o tym, że za chwilę w całości zaprezentują nam zgromadzonym swój album Slavic Spirits. I zaczęli. Drodzy Państwo, naprawdę nie da się tego opisać, poszczególnych utworów też nie ma co przedstawiać. Oczywiście płyta nie została odegrana 1:1. Panowie fantastycznie bawili się na scenie rozbudowując poszczególne kompozycje przez co z albumu o winylowej długości zrobił nam się album o długości kompaktowej i to maksymalnej długości kompaktowej.
Wszystko zagrało wyśmienicie. Chłopaki są wspaniale zgrani, nie ma tu miejsca na zgrzyty czy fałszywe nuty. Wszystko kapitalnie płynie i buja. Już niemal na samym początku trwania koncertu Pędziwiatr walnął takie solo na Fenderze, że gdy przez moment gdy zamknąłem oczy, pomyślałem, że za klawiszami siedzi sam Zawinul. Przysięgam. Takich solówek w trakcie całego koncertu miał kilka. Zresztą klawisze odgrywały tego wieczora jedną z głównych ról i gdy nawet nie wychodziły na pierwszy plan to robiąc tła trzymały to wszystko w kupie, nadawały ton, bujały. Znakomity występ.
Ale nie mógłbym nie wspomnieć tu o dęciakach. Węgier wraz z Kurkiem wyśmienicie ze sobą współpracowali pięknie się uzupełniając. Ale gdy przychodziło do indywidualnych popisów każdy z nich dawał z siebie wszystko. Cóż za kapitalne popisy obu panów. Palce Olafa niczym palce najlepszej maszynistki śmigały po jego saksofonie jak ta lala. Panowie dęli w swe instrumenty ile sił w płucach, ślina wylatywała z nich strumieniami. I gdy saksofon dawał swój niesamowity popis, reszta zespołu wyśmienicie tworzyła tło bujając zgromadzonymi w sali. Tak, dęciaki i klawisze tego wieczora dosłownie lśniły. Ale byłbym nieuczciwy pomijając sekcję w osobach Rak – Stachowiak. Tak Paweł jak i Marcin nie zawiedli. Bas miał nawet swoje pięć minut, żałuję jednak, że solo Pawła nie zostało jakoś fajniej wplecione w jedną z kompozycji. Zagrał na początek jednego z utworów i choć solo była fantastyczne to zabrzmiało to trochę na siłę. Nie możemy skrzywdzić Pawła niech się zaprezentuje. Nie wiem, może wydziwiam, ale ja to tak odebrałem jako widz i słuchacz.
Drodzy Państwo, ten koncert potwierdził, że EABS to wspaniały kolektyw, to grupa młodych facetów z głowami wspaniałych pomysłów, którzy tworzą piękną muzykę i potrafią nią zarażać innych. Do tego potrafią przedstawić muzykę jazzową w taki sposób aby przekonać do niej dosłownie wszystkich, nawet tych, którzy na słowo jazz reagują alergicznie. Chłopaki są żywym dowodem na to, że trzeba dać szansę innym gatunkom muzycznym. Ich muzyka jest na to świetnym dowodem, że jeżeli ktoś na co dzień nie słucha jazzu to po takim koncercie (albo albumie Slavic Spitits) nie ma bata aby się w nim nie zakochał, a przynajmniej się nim nie zainteresował. Moja Żona koronnym przykładem.
Wszystko zagrało wyśmienicie. Chłopaki są wspaniale zgrani, nie ma tu miejsca na zgrzyty czy fałszywe nuty. Wszystko kapitalnie płynie i buja. Już niemal na samym początku trwania koncertu Pędziwiatr walnął takie solo na Fenderze, że gdy przez moment gdy zamknąłem oczy, pomyślałem, że za klawiszami siedzi sam Zawinul. Przysięgam. Takich solówek w trakcie całego koncertu miał kilka. Zresztą klawisze odgrywały tego wieczora jedną z głównych ról i gdy nawet nie wychodziły na pierwszy plan to robiąc tła trzymały to wszystko w kupie, nadawały ton, bujały. Znakomity występ.
Ale nie mógłbym nie wspomnieć tu o dęciakach. Węgier wraz z Kurkiem wyśmienicie ze sobą współpracowali pięknie się uzupełniając. Ale gdy przychodziło do indywidualnych popisów każdy z nich dawał z siebie wszystko. Cóż za kapitalne popisy obu panów. Palce Olafa niczym palce najlepszej maszynistki śmigały po jego saksofonie jak ta lala. Panowie dęli w swe instrumenty ile sił w płucach, ślina wylatywała z nich strumieniami. I gdy saksofon dawał swój niesamowity popis, reszta zespołu wyśmienicie tworzyła tło bujając zgromadzonymi w sali. Tak, dęciaki i klawisze tego wieczora dosłownie lśniły. Ale byłbym nieuczciwy pomijając sekcję w osobach Rak – Stachowiak. Tak Paweł jak i Marcin nie zawiedli. Bas miał nawet swoje pięć minut, żałuję jednak, że solo Pawła nie zostało jakoś fajniej wplecione w jedną z kompozycji. Zagrał na początek jednego z utworów i choć solo była fantastyczne to zabrzmiało to trochę na siłę. Nie możemy skrzywdzić Pawła niech się zaprezentuje. Nie wiem, może wydziwiam, ale ja to tak odebrałem jako widz i słuchacz.
Drodzy Państwo, ten koncert potwierdził, że EABS to wspaniały kolektyw, to grupa młodych facetów z głowami wspaniałych pomysłów, którzy tworzą piękną muzykę i potrafią nią zarażać innych. Do tego potrafią przedstawić muzykę jazzową w taki sposób aby przekonać do niej dosłownie wszystkich, nawet tych, którzy na słowo jazz reagują alergicznie. Chłopaki są żywym dowodem na to, że trzeba dać szansę innym gatunkom muzycznym. Ich muzyka jest na to świetnym dowodem, że jeżeli ktoś na co dzień nie słucha jazzu to po takim koncercie (albo albumie Slavic Spitits) nie ma bata aby się w nim nie zakochał, a przynajmniej się nim nie zainteresował. Moja Żona koronnym przykładem.
Co jeszcze mogę dodać? Po koncercie pojawił się mały sklepik, w którym można było kupić ich album w kilku wydaniach. Oczywiście winyl i kompakt zarówno w wersjach podstawowych jak i poszerzonych do tego w normalnych cenach. Ja swoją płytę już miałem. Wszyscy z zespołu mi ją podpisali, a dodatkowo złożyli autografy na plakacie promującym koncert, który ochoczo przyjąłem. Pogadaliśmy też z chłopakami przez chwilę. Mogę zdradzić, że mają już pomysły na nowy album. Z jego nagrywaniem wystartują najprawdopodobniej jesienią tego roku, a sama płyta ukaże się najwcześniej wiosną 2021. Choć ten termin może się przedłużyć, ale z jakich powodów nie będę tu wchodził w szczegóły.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć chłopakom wszystkiego co najlepsze, a sobie samemu kolejnej ich płyty, przynajmniej tak wspaniałej jak Slavic Spirits.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz