poniedziałek, 25 stycznia 2016

David Bowie - ★ (Blackstar) (2016)

  1. 'Tis A Pity She Was A Whore
  2. Lazarus
  3. Sue (Or In A Season Of Crime)
  4. Girl Loves Me
  5. Dollar Days
  6. I Can't Give Everything Away
Od śmierci Davida minęły już dwa tygodnie, a ja nadal czuję się źle, myślę o nim, jest mi strasznie smutno. Przez ten cały czas nie ma dnia abym nie włączył sobie jakiejś jego płyty, choćby we fragmencie. Gdy w zeszłym roku dotarła do nas wiadomość, że David wydaje nową płytę, dosłownie nie posiadałem się z radości. A gdy do moich uszu dotarł utwór Blackstar, targały mną na przemian przeróżne odczucia. Szok, radość, smutek, ogromna fascynacja i niesamowite podniecenie. Pamiętam jak wtedy powiedziałem „To będzie znakomity album”. Nie pomyliłem się…

No właśnie, zacznijmy od utworu tytułowego, bo to on był pierwszym singlem promującym tę płytę. Zabieg tu zastosowany jest dość niespotykany. Dlaczego? Singiel promujący płytę, który trwa dziesięć minut? Ale to właśnie cały David, wbrew wszelkim regułom. Swoją drogą nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego całego bełkotu, że piosenki trwające siedem i więcej  minut nie nadają się do radia. To do czego się nadają? Pomińmy to. Utwór Blackstar, jak wspominałem, zrobił na mnie od samego początku ogromne wrażenie. Wciągający, hipnotyczny, narkotyczny, mroczny, psychodeliczny i niezwykle intrygujący. Znakomity, połamany rytm, kapitalne partie saksofonu na którym zagrał Donny McCaslin. Fantastyczne uspokojenie nastroju od czwartej minuty budowane przy pomocy klawiszy i delikatnej gitary. Przepiękny fragment tego jakże znamienitego utworu. Dalej ponownie robi się ponuro, beat jest bardziej równy. No i te wszystkie muzyczne nawiązania do bliskowschodniej kultury. Ale o co Davidowi chodziło w tym utworze? Przeróżnych hipotez i domysłów powstało już chyba dziesiątki, jak nie setki. A to Szatan nadchodzi, a to Arabowie zaleją świat. Słyszałem też interpretację, że jakoby Bowie miał się identyfikować z ciemnoskórymi. Nikogo nie potępiam i z nikogo się nie wyśmiewam, każdy ma prawo do swojego zdania. Co ja uważam? Analizując ten utwór już po śmierci Davida stwierdziłem, że być może ten oznajmia nam wszystkim, że jest śmiertelnie chory, że ma raka. W badaniach mammograficznych, zmiany chorobowe określa się często jako black star lub dark star. I ja bym się chyba skłaniał ku tej interpretacji. Bowie wiedział, że ma raka i oznajmiał to całemu światu. Oczywiście mogę się głęboko mylić. Nie wiem. Wiem jedno, że Blackstar to wyśmienity utwór, który bardzo często będzie gościł w moim domu.
Kolejna piosenka na tej płycie nosi nazwę ‘Tis A Pity She Was A Whore. Mocny tytuł jak i sam tekst piosenki. Utrzymana w szybkim tempie, ponownie ze wspaniałymi partiami saksofonu. Intryguje mnie na samym początku tej piosenki, wyraźnie słyszalny odgłos wdychanego powietrza. I tu ponownie zastanawia mnie tekst tego utworu. Czy możemy traktować go bezpośrednio? Czy może ponownie Artysta miał coś na myśli? Ponoć tekst piosenki dotyczy pierwszej wojny światowej. W moim osobistym odczuciu, które ponownie może być mylne, Davidowi chodziło może o kokainę? Te słowa, że waliła w twarz jak facet, że uwolnił się od niej i żałuje że tak go wyniszczyła, że była taką k…. Powtarzam, to tylko moje domysły. Kolejny świetny numer.
Lazarus czyli Łazarz. Gdy pierwszy raz usłyszałem tę piosenkę powiedziałem do Żony „Bowie się tu z nami żegna na zawsze”. Dodam, że wtedy nawet w najczarniejszych myślach nie wyobrażałem sobie, że Dawid za kilkanaście dni umrze. Jednak od samego początku uderzył mnie mocno ten tekst no i oczywiście znakomity, choć niezwykle smutny teledysk. Żona mówi „Co ty gadasz? Jakie żegna się?”. W niedługim czasie okazało się, że miałem rację. Przepiękny kawałek, jak wspomniałem smutny i dobitny do szpiku kości. Tekst jest niesamowicie prawdziwy. David śpiewa, że jest teraz w niebie, przeżywa tragedię i co najlepsze, śpiewa że wszyscy go teraz znają. Jaką trzeba mieć niezwykłą siłę aby śpiewać tak mocne i prawdziwe słowa wiedząc, że niedługo odejdzie się z tego łez padołu. Coś niebywałego, nawet w takiej sytuacji Bowie zrobił to po swojemu i odszedł na własnych warunkach. Wielka klasa. A muzycznie? Świetne elektroniczne tony, znakomity saksofon i niemal aksamitny, podszyty jednak dramatyzmem śpiew Davida. No i jeszcze ten jednostajny rytm perkusji, przez co utwór jest bardziej mroczny. Podobają mi się tu także te gitarowe wtrącenia. Kolejny po Blackstar killer z tego albumu.


Sue (Or In A Season Of Crime). Tę piosenkę mogliśmy już wysłuchać przy okazji wydania w 2014 roku zestawu najlepszych utworów Davida zatytułowanego Nothing Has Changed. Albumowa wersja jest sporo krótsza i jest nieco inna od tej ze składanki. To nie jest łatwy utwór w odbiorze. Wyraźny riff gitarowy przez cały kawałek, mroczne dodatki i ponownie znakomity saksofon. Słuchając tej piosenki odnosi się wrażenie, że muzycy grają swoje, a Dawid śpiewa swoje, jakby nie w rytmie, poza linią melodyczną. Jak wspomniałem wyżej to nie łatwy utwór choć bardzo intrygujący. Chwilami mam skojarzenia muzyczne z Prodigy z okresu The Fat Of The Land.
Girl Loves Me. „Where the fuck did Monday go” śpiewa Bowie. No właśnie, to w poniedziałek usłyszałem z samego rana tą straszną wiadomość, że David Bowie nie żyje. Czy to David wizjoner czy zbieg okoliczności? To kolejny hipnotyczny utwór na tej płycie choć nie należy do moich ulubionych.
Dalej usłyszymy balladowy, niezwykle spokojny Dollar Days. Przepiękne pianino i saksofon na sam początek. Słyszymy później gitarę akustyczną. Oczyma wyobraźni widzę Davida, który siedzi na krześle i gra na tej gitarze. Bardzo ładna piosenka, nadająca się idealnie na wiosnę lub lato. Mimo, że smutna, to właśnie (tak sobie myślę) o tych porach roku najlepiej będzie smakowała. Piękna partia saksofonu i znakomite orkiestracje. Plus dla gitary elektrycznej.
Dollar Days płynnie przechodzi w utwór zamykający tę płytę. Chodzi oczywiście o I Can’t Give Everything Away. W zeszłą niedzielę, czyli siedemnastego wyszedłem sobie na obowiązkowy spacer. Tym razem poszedłem sam. Rodzince się nie chciało, bo mróz okrutny. Nie oponowałem, ubrałem się i poszedłem. Mróz w istocie był srogi, ale pięknie świeciło słońce. Mam kilka stałych spacerowych tras. Tym razem wybrałem tę pod lasem. W uszach słuchawki w których gra Trójka. Akurat była audycja Orzecha, który postawił na ten właśnie utwór. W tym mrozie i słońcu zabrzmiał niesamowicie. W pewnym momencie poczułem jak po policzkach płyną mi łzy. Tylko śnieg, las, David i ja. Cudowny moment. Kapitalne klawisze i harmonijka ustna na początku, która robi fantastyczny klimat. Plus dla gitary za wyśmienitą robotę. Ponownie usłyszymy znakomitą partię saksofonu, ale przede wszystkim głos Davida, który mówi nam, że nie może nam zdradzić wszystkiego. Nieprawdopodobnie piękne. Za ten utwór będę go pamiętał do końca moich własnych dni. Fantastyczny facet z wielką klasą.
 

Cóż można powiedzieć o tym albumie. To swojego rodzaju pamiętnik w którym Bowie żegna się ze światem i swoimi fanami. To mroczna, bardzo często nie łatwa muzyczna podróż, w którą zabiera słuchacza wielki Artysta. Artysta, który zawsze żył jak chciał, tak samo tworzył by w końcu odejść z tego świata na swoich warunkach. Niesamowite ile trzeba mieć silnej woli aby w dzisiejszych czasach, takie wiadomości o odchodzeniu utrzymać w tajemnicy. Dla mnie był to zawsze ktoś ważny. Odkąd sięgnę pamięcią jego twórczość zawsze mi towarzyszyła. Album Blackstar już zawsze będzie tym jednym z najważniejszych dla mnie w jego dyskografii. Myślę sobie, że ten album od tej pory, będzie jednym z najważniejszych w mojej kolekcji. Piękne pożegnanie.        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz