piątek, 13 maja 2016

Isao Tomita - Snowflakes Are Dancing (1974)

Side A:
  1. Snowflakes Are Dancing
  2. Reverie
  3. Gardens In The Rain
  4. Clair De Lune
  5. Arabesque No.1   
Side B:
  1. The Engulfed Cathedral
  2. Passepied
  3. The Girl With The Flaxen Hair
  4. Golliwog's Cakewalk
  5. Footprints In The Snow
W zasadzie brak czasu nie pozwala mi w tym tygodniu na kolejną recenzję. Jednak wczoraj dotarła do mnie wiadomość, że piątego maja zmarł Isao Tomita. Nie mogłem tego pozostawić ot tak sobie. Choćby króciutko, ale muszę wspomnieć o tym Artyście. Tym bardziej, że już kilka tygodni temu fotografując płyty na potrzeby mojego bloga i ta znalazła się w transzy do zaprezentowania. I tu również ciszę się, że mam przy sobie winylową wersję tego albumu. Wczorajszy wieczór umilały mi więc Tańczące Płatki Śniegu…
Isao Tomita urodził się w 1932 roku w Tokio.  Studiował historię sztuki. Jednocześnie interesował się muzyką i elektroniką. Sporo komponował. Był między innymi autorem motywu muzycznego dla japońskiej drużyny olimpijskiej w gimnastyce w 1956 roku. Tomita w Japonii był także cenionym twórcą muzyki filmowej i telewizyjnej. Pod koniec lat sześćdziesiątych Isao zainteresował się mocno syntezatorami Mooga. To temu instrumentowi poświęcił wiele lat swojego życia. I to właśnie ten instrument posłużył do skomponowania muzyki na płytę Snowflakes Are Dancing.
Tomita wziął na warsztat kompozycje znakomitego francuskiego kompozytora, którym niewątpliwie jest Claude Debussy. Wybrał kilka jego utworów, przearanżował i zagrał na swój sposób wykorzystując do tego całą masę urządzeń. Była to tytaniczna praca. Dziesiątki mikserów, oscylatorów, magnetofonów, modulatorów i kabli. Ileż musiał włożyć w to pracy aby osiągnąć końcowy efekt. Dziś zrobiłby to za niego komputer, kilka kliknięć myszy i gotowe. Już za to należą mu się wielkie brawa i uznanie.

Muzyka zawarta na tym albumie od zawsze wywoływała u mnie kilka skojarzeń. Pierwszym z nich było piękno otaczającej nas przyrody. Bo jak się tylko chce to można je dostrzec nawet w ulewie, której tak unikamy i denerwujemy się, że zmokliśmy. Dźwięki malują obrazy ptaków, owadów, które latają nad łąkami, Ale w tej muzyce ukryte są także także zabawa i beztroska.
Drugie skojarzenie to podwodne światy. Wyobrażam sobie, że płynę w jakiegoś rodzaju batyskafie i obserwuję wspaniałe podwodne cuda. Stworzenia które żyją w najczarniejszych otchłaniach oceanów, ale i te które żyją zaraz pod powierzchnią. Ta muzyka to podróż marzeń.
I w końcu trzecie skojarzenie to niekończące się kosmiczne przestrzenie. Od zawsze byłem ciekawy czy i jakie istoty zamieszkują wszechświat. Jak mają zorganizowane życie i liczyłem na to, że są mądrzejsi od nas. W końcu pragnienie wielu ludzi czyli zobaczyć naszą planetę z kosmosu. To musi być fantastyczny widok. Choć już podobno można spełnić to marzenie, to na pewno nie stać mnie na nie.
No dobrze, ktoś powie „Chłopie, a co ze śniegiem? Przecież tytuł mówi o tańczących płatkach śniegu”. Ano właśnie, jakoś nigdy z zimą ta muzyka mi się nie kojarzyła. Muszę jednak przyznać, że kilka lat temu patrzyłem przez okno na padający śnieg, w tle grała ta płyta i coś w tym było.

Album otwiera kompozycja tytułowa. To fragment suity Debussy’ego zatytułowanej Children’s Corner. Fragment ten nosi tytuł The Snow is Dancing. To chyba najpiękniejsza część tej suity, przynajmniej w moim mniemaniu. Ale i Tomita zrobił małe arcydzieło grając ten fragment na Moogu. Wersja Isao jest chyba nieco bardziej niepokojąca choć na swój sposób równie fantastyczna. Mnie wersja Tomity bardziej kojarzy się z deszczem niż ze śniegiem.
To Gardens In The Rain (to ponownie jedna z trzech części kompozycji Claude’a Debussy zatytułowanej Estampes). To co prezentuje tu nam Tomita to fantastyczny kosmos od samego początku. Kapitalna kompozycja, która niepokoi, ale i wprowadza elementy optymistyczniej brzmiące. Tak czy inaczej to jedna z moich ulubionych kompozycji na tej płycie.
Weźmy jeszcze jeden utwór z pierwszej strony winylowego wydania. To utwór zamykający tę stronę. Arabesque No.1. Wersja Tomity jest bliźniaczo podobna do oryginału francuskiego kompozytora. Jednak Isao tchnął w tę kompozycję japońskiego ducha. Od pierwszej styczności z tym utworem miałem skojarzenia z krajem kwitnącej wiśni. Wersja Tomity była wykorzystana jako czołówka programu poświęconego astronomii zatytułowanego Jack Horkheimer: Star Hustler. Świetna pozycja.
Ze strony B może dwie pozycje. Kompozycja otwierająca nosi tytuł The Engulfed Cathedral (w oryginale La Cathédrale engloutie) czyli zatopiona katedra. I rzeczywiście Tomita przy pomocy Mooga znakomicie oddał obraz katedry pod wodą. Nawet bijące dzwony sprawiają wrażenie jakby były zanurzone w wodzie. Jednocześnie z muzyki bije obraz wielkości budowli, która pomimo tego że została pochłonięta przez tonie wodne nadal jest wielka oraz potężna i której należy się szacunek. Fantastyczne sześć minut z małym ogonkiem.
Drugim moim ulubieńcem ze strony drugiej jest The Girl With The Flaxen Hair. Magiczny, marzycielski utwór, który łapie za serce.

Jak wspomniałem, nie będę tu opisywał utworu po utworze, to nie ma najmniejszego sensu. Niech każdy kto ma na to ochotę, wysłucha tej płyty i marzy sobie o czym tylko pragnie.
Tomita genialnie oddał należy szacunek Debussy’emu jednocześnie przedstawiając jego kompozycje po swojemu. Ta sztuka udała mu się wyśmienicie. Debussy w syntezatorowym wydaniu. To jedna z moich ulubionych płyt w przepastnej dyskografii Artysty, który w późniejszych latach wracał do muzyki klasycznej, przedstawiając swoje wersje dzieł takich kompozytorów jak Holst, Strawiński, Prokofjew czy Bach.

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz