wtorek, 24 maja 2016

Spheroe - Primadonna (1978)

A:
  1. Hep Deliler Bisi Bulur
  2. Janata Express
  3. Primadonna
  4. Cocorido
  5. Karin Song
B:
  1. Arlecchino
  2. Chiaroscuro
  3. Jeff
  4. Matin Rouge
  5. Violet
Album który od wielu, wielu lat znam i bardzo sobie cenię. Muzyka która swojego czasu ładowała moje akumulatory zaraz po przebudzeniu. Znam tę płytę niemal na pamięć. To znakomity jazz-rock, jednak z takim funkowym klimatem, który kapitalnie pobudza do życia oraz sprawia, że uśmiechamy się i mamy dobry humor. Spheroe to jedno z moich najlepszych francuskich odkryć. Primadonna zaprasza do tańca…
Jak wspomniałem grupa pochodzi z Francji. To znakomity kwartet w skład którego wchodzą Michel Perez (gitary elektryczna i akustyczne), Gerard Maimone (przeróżne klawisze), Rido Dieudonne Bayonne (gitara basowa, instrumenty perkusyjne) oraz Patrick „Cactus” Garel (perkusja, instrumenty perkusyjne). Primadonna to drugi i zarazem ostatni album zespołu. Przed jego nagraniem grupa sporo koncertowała w Europie. Grali wspólne koncerty między innymi z takimi grupami jak Magma, Ganafoul czy Apras. W 1978 roku zespół wszedł do sławnego studia Aquarius w Genewie by nagrać swój drugi album. Finalnie zakończyli nagrywanie na początku lipca 1978 roku. Powstały 24 utwory. Ostatecznie na płycie znalazło się ich dziesięć. Zespół był bardzo zadowolony ze swojej pracy, ale chyba nader wszystko ze studia w którym panowały niemal idealne (jak na tamte czasy) warunki. To zadowolenie z ich pracy podzielam i ja.

Przejdźmy do samej muzyki.  Album w całości jest instrumentalny. Rozpoczyna go kompozycja zatytułowana Hep Deliler Bisi Bulur.  Od pierwszych nut słychać radość grania, pogodę tej muzyki. Znakomity bas i kapitalna gitara. Cactus fenomenalnie poczyna sobie na perkusji, gdzieniegdzie pojawiają się klawiszowe wstawki. Utwór z wyśmienitym funkowym posmakiem. Świetny otwieracz.
Kolejny jest utwór zatytułowany Janata Express. Tu ponownie od samego początku wita nas fantastyczna sekcja rytmiczna z wyraźnym basem na czele. Do tego fajna gitara. Bardzo ciekawe solo klawiszowe Maimone’a. Jedyny mankament tej kompozycji jest taki iż wydaje się, że jest ona zbyt krótka, choć trwa niemal trzy i pół minuty.
Primadonna. Utwór tytułowy, który po dość skocznym początku płyty, jest (przynajmniej w początkowej fazie) uspokojeniem. Rozpoczyna się dość leniwie. W tle ładny motyw grany na gitarze akustycznej, a na pierwszym planie delikatny Fender i ładny bas. Po takim łagodnym niemal dwuminutowym wstępie kompozycja ożywa za sprawą perkusji i basu. Świetny moment tego utworu, zdecydowanie osadzony w klimatach Brand X. Dalej ładny popis Pereza na gitarze elektrycznej. Primadonna to ogólnie bardzo fajne uspokojenie, klimatyczne, wciągające i odprężające.
Do zamknięcia pierwszej strony winylowego wydania mamy jeszcze dwa utwory. Pierwszy z nich Cocorido to ponownie szybsze klimaty. Fantastyczna perkusja na otwarcie, a następnie znakomity duet w postaci gitary basowej i Mooga. Dalsza część należy do Pereza i jego gitary. Całość zamyka ponowny popis Mooga. Drugi utwór, kończący stronę pierwszą nosi tytuł Karin Song. Piękna gitara akustyczna na początek do której po krótkiej chwili dołącza Moog. Bardzo ładne i przyjemne zakończenie strony pierwszej.

Stronę drugą otwiera najdłuższa kompozycja na płycie autorstwa Gerarda Maimone, która nosi tytuł Arlecchino. I tu od razu atakuje na znakomicie brzmiący bas, doskonała perkusja i brzdąknięcia pianina Rhodesa. Dalej odzywa się gitara Pereza, któremu należą się brawa za robotę jaką wykonał w tym numerze. Utwór przepełniony nostalgią. Fenomenalnie się tego słucha. Fusion najwyższej klasy, niemal osiem minut ekstazy.
Dalej mamy króciutkie Chiaroscuro w którym ponownie głównym instrumentem jest Moog. Do tego ładny akompaniament gitary akustycznej i basu.
Jeff to już jazz-rock pełną gębą. Świetna gitara, wibrafon, bas, perkusja i oczywiście klawisze. Pamiętam, że często włączałem sobie ten utwór gdy za oknem padał deszcz. Idealnie komponowała mi się ta muzyka ze spływającymi kroplami deszczu po szybach. Jeden z moich ulubieńców na tej płycie.
Do końca pozostały jeszcze Matin Rogue z funkującym basem i ciekawą gitarą. Całość zamyka miniaturka w postaci utworu Violet, w której główna rolę gra Gerard Maimone i jego klawisze. Spokojne, wyciszone zamknięcie całej płyty.

Panowie ze Spheroe przysłowiowego prochu tu nie wymyślili, jednak ich muzyka to połączenie wirtuozerii, melodyjności, znakomitej współpracy i zmysłowości. Jednocześnie muzycy nie skupiają się na sobie i swoich indywidualnych popisach. Całość to kapitalne współbrzmienie czego wynikiem są fantastyczne melodie. Wielkie brawa dla całego zespołu ze szczególnym wyróżnieniem dla basisty, który wyraźnie zaznaczył swoją pracę na tym albumie, jednocześnie nie przygniatając pozostałych muzyków. Ogólnie rzecz ujmując admiratorzy takich zespołów jak wspomniany już Brand X czy Return To Forever powinni być materiałem z Primadonny w pełni usatysfakcjonowani. Polecam.

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz