piątek, 27 maja 2016

Journey - Raised On Radio (1986)

  1. Girl Can't Help It
  2. Positive Touch
  3. Suzanne
  4. Be Good To Yourself
  5. Once You Love Somebody
  6. Happy To Give
  7. Raised On Radio
  8. I'll Be Alright Without You
  9. It Could Have Been You
  10. The Eyes Of A Woman
  11. Why Can't This Night Go On Forever
Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Okrągłe rocznice sypią nam się jak z rękawa. Wybór jest spory wśród trzydziestolatek. Ledwie wczoraj była rocznica wydania albumu The Final Countdown grupy Europe, dziś rocznica płyty Journey. Europe pomijam bo to chyba wszyscy znają, a Journey nie dość że to w naszym kraju zespół niszowy to jeszcze bardzo go lubię. Do tego Raised On Radio jest ostatnią płytą przed rozpadem grupy, a właściwie przed długą przerwą…
Zanim przejdziemy do samej płyty należy wspomnieć o pewnych wydarzeniach i zawirowaniach, które miały miejsce przed wydaniem tego krążka. W 1984 roku ukazuje się pierwszy solowy album Steve’a Perry’ego Street Talk na którym znalazły się dwa hity Oh Sherrie oraz Foolish Heart. Album był sporym sukcesem w Stanach. Gdy piosenki ze Street Talk pięły się coraz wyżej na listach przebojów Perry dowiedział się, że jego matka cierpi na ciężką chorobę. Z tego właśnie powodu Steve nie chciał nagrywać nowej płyty Journey, chciał się nią zaopiekować. Jednak ta przekonała go aby wrócił do zespołu i nadal  z nim nagrywał. Steve tak zrobił, jednak w tamtym czasie chciał to zrobić na własnych warunkach. Całkowicie przejął stery w zespole, stał się niemal despotą. To właściwie on podejmował wszystkie decyzje. Chciał aby brzmienie Journey zmienić. Nie chciał aby zespół brzmiał jak jego solowy materiał, ale nie chciał także wracać do tego co grali na poprzednich płytach. Grupa odbyła próby w wielu studiach nagraniowych ponieważ Perry ciągle i ciągle nie do końca był zadowolony z brzmienia zespołu.
Zmiany dotyczyły również samego składu grupy. Na skutek decyzji Steve’a i akceptacji tego przez Caina i Schona z zespołu zostali wyrzuceni dotychczasowy perkusista Steve Smith oraz basista Ross Valory. Zastąpili ich muzycy studyjni. Raised On Radio było właściwie dzieckiem Perry’ego. To on był jego producentem i to on decydował co i jak. Właściwie decydował o wszystkim.

Przejdźmy do muzyki. Nie będę tu, jak to zwykłem robić, opisywać albumu piosenka po piosence. Skoncentruję się na tych, które najbardziej sobie cenię.
Zacznijmy od pierwszego utworu Girl Can’t Help It, który był jednym z singli promujących ten album. Fajna, spokojna piosenka. Na słoneczne, wolne przedpołudnie jak znalazł. Lubię tej piosenki słuchać będąc nad morzem. Słoneczko, śniadanko na tarasie. Siedzę i nic nie muszę.
Kolejny numer Positive Touch to utwór bardziej żywiołowy przy którym noga sama chodzi. Neal gra tu ciekawe gitarowe wstawki i niezłą solówkę. No i w tym utworze pojawia się partia saksofonu, który robi tu świetny klimat. Pozytywny kawałek.
Kolejny numer to jedna z moich faworytek z tej płyty. Mowa o Suzanne, która także była singlem. Świetne klawisze i kapitalny bas. Tekst jest może banalny, ale nie o to chodzi. Piosenka, którą często budzę moją Rodzinkę. Włączam i jak za dotknięciem magicznej różyczki wszyscy stają na baczność, po chwili tańczą i śpiewają razem ze mną. Plus miła, przejmująca solówka Schona.
Chwilkę po Suzanne jest kolejny hicior grupy i pierwszy singiel promujący ten album. Mowa o Be Good To Yourself. Trochę ostrzejsza (jak na ten album) piosenka z fantastycznym wokalem Perry’ego i znakomitą pracą Schona na gitarze. Często nucę sobie ten utwór gdy chcę sobie coś kupić, ale cena nie jest przyjazna. Wtedy pojawia się „Bądź dla siebie dobry” i dana rzecz jest moja.
Dalej mamy na płycie mały marazm. Nijakie Once You Love Somebody. Następnie ballada Hapy To Give z charakterystycznymi klawiszami lat osiemdziesiątych. I w końcu utwór tytułowy, który jest dla mnie małym koszmarkiem tej płyty.
Ale zaraz potem mamy kolejny przebój grupy I'll Be Alright Without You. Ładna gitarka prowadząca. W drugiej części utworu Neal ma niezły moment i wycina ciekawą solówkę (spokojną) na gitarze. Delikatny z pięknym głosem Steve’a. To faworytka mojej Żony z tej płyty. Ciekawe dlaczego? Hmmmm...
Do końca płyty mamy jeszcze trzy piosenki. Z tej trójki najbardziej mi leży The Eyes Of A Women. To także łagodna propozycja. Dla romantyków jak znalazł. Ciekawy rytm wybijany na perkusji, wszędobylskie klawisze i rozmarzony głos Perry’ego. Nie można nie wspomnieć o basie, który pięknie i wyraźnie zaznacza tu swoją obecność. Na sam koniec także ładna ballada Why Can't This Night Go On Forever z przejmującym głosem Steve’a i utrzymaną w podobnym nostalgicznym tonie gitarą Neala.


Mimo, że album odniósł duży sukces (czwarta pozycja na liście Billboardu) sporo fanów do dziś narzeka na materiał z tej płyty. Zarzuty pod jego adresem to między innymi popowe brzmienie, muzyka dla panienek itp. Sporo ludzi dziwiło się gdzie podziało się to stare, dobre Journey. Czy słusznie? Częściowo muszę się z tym zgodzić. Na Raised On Radio nie uświadczymy praktycznie mocniejszej gitary. Co prawda Schon gra pięknie swoje solówki, ale to wszystko jest wygładzone i nieco cukierkowe. Mimo to bardzo lubię tę płytę i dość często do niej wracam. Może nie do całości, ale większości piosenek słucham z wielką atencją. Poprawiają mi one humor i przenoszą w czasie. Tak czy siak myślę, że to płyta raczej dla romantycznych dusz. Dla fascynatów rockowego łojenia materiał z Raised On Radio będzie raczej nudny i nie do przełknięcia.
Na marginesie dodam jeszcze tylko, że w trakcie gdy piosenki z tego albumu odnosiły wielki sukces, Perry przeżywał osobistą tragedię. Rozstał się ze swoją ukochaną Sherrie (to właśnie jej była poświęcona piosenka z jego solowego albumu i to ją możemy podziwiać w teledysku do tego utworu). Jednak Steve przeżywa jeszcze większą tragedię. Dosłownie w jego ramionach umiera jego matka. Perry miał dość. Niestety miał dość nie tylko Journey, ale muzyki w ogóle. Był zmęczony, od dziesięciu lat ciągle w trasie i studiach  nagraniowych. Postanowił odejść z zespołu na dobre. Jednak jak się później okazało Journey nagrali jeszcze jeden album z Perrym w składzie. Był rok 1996 i płyta Trial By Fire, ale to całkiem inna opowieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz