czwartek, 19 maja 2016

Peter Gabriel - So (1986)

  1. Red Rain
  2. Sledgehammer
  3. Don't Give Up
  4. That Voice Again
  5. In Your Eyes
  6. Mercy Street
  7. Big Time
  8. We Do What We're Told (Milgram's 37)
  9. This Is The Picture (Excellent Birds)
Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Dziś mija trzydzieści lat od wydania tego znakomitego albumu. Osobiście nie wyobrażam sobie aby jakikolwiek miłośnik muzyki (w szczególności miłośnik lat osiemdziesiątych) nie znał i nie miał tej płyty na półce. Napisano już chyba wszystko o tym albumie. Początkowo wahałem się czy wspominać o nim. Doszedłem jednak do wniosku, że to dla mnie zbyt ważna płyta abym ją pominął. So to masa pięknych wspomnień i wzruszeń. To w końcu pierwszy kompakt Gabriela w moim życiu, do tego amerykańskie wydanie, które w latach osiemdziesiątych było niemałym rarytasem…
Zanim jednak miałem swój egzemplarz, materiał z tej płyty poznałem dzięki koledze mojej Siostry. Oczywiście wcześniej spore fragmenty słyszałem w Trójce. Pamiętam jak dziś, to był bodaj styczeń 1987 roku. Pamiętam dlatego, że mróz był wtedy niemiłosierny, z minus 30 jak nic. Do mojej Siostry przychodzi jej ówczesny adorator, przynosi ze sobą odtwarzacz (chyba Sony) i kilka kompaktów wśród których jest So. Schodzi się towarzystwo, kilka osób. Wszystko odpalone, napęd zakręcił i nagle pierwsze dźwięki Red Rain. Wszystkim opadają szczęki.  Pamiętam jeszcze, że przy Mercy Street połowa towarzystwa płakała. Dyskusjom nie było końca. Tego dnia płyta poleciała kilkukrotnie. Ależ to były piękne czasy, ależ wtedy były emocje.
Nie będę się tu może rozwodził nad historią powstania tej płyty bo z tymi informacjami można zapoznać się w wielu miejscach. Skoncentruję się na samych piosenkach.
Zaznaczyć jednak należy, że w nagraniu tej płyty brało udział sporo znakomitych muzyków. Wśród nich znaleźli się Tony Levin, Kate Bush, David Rhodes, Manu Katché, Stewart Copeland czy Youssou N’Dour. Producentem płyty (obok samego Gabriela) był Daniel Lanois, który założył, że prace nad albumem potrwają nie dłużej jak pół roku. Niestety mocno się pomylił. Prace rozpoczęły się na w maju 1985, a album ujrzał światło dzienne… w maju 1986.
So rozpoczyna mocny Red Rain. Do dziś ten numer robi na mnie ogromne wrażenie. Bas i perkusja rządzą, a po chwili ten głos. Głos którego nie da się pomylić z żadnym innym. Inspiracją do napisania tego utworu był jeden ze snów Petera, w którym jego oczom ukazuje się rozstępujące się wielkie czerwone morze oraz szklane butelki o ludzkich kształtach napełniające się krwią. Interpretacji tego utworu jest kilka. Jedni twierdzą, że chodzi o dzielenie się krwią, inni że to piosenka o więzach krwi. Niemniej to kapitalny utwór, którego swego czasu moi sąsiedzi mieli serdecznie dość. Red Rain był ostatnim singlem promującym album.
Natomiast pierwszym singlem było sławne Sledgehammer. Chyba nie ma wielu, którzy choć raz nie widzieli teledysku do tej piosenki. No bo jak zapomnieć te tańczące kurczaki. W tamtych czasach to było coś. Reżyserem był Stephen R. Johnson, a sam obraz zgarniał wtedy prawie wszystkie możliwe nagrody. Piosenka to swego rodzaju hołd złożony przez Gabriela muzyce jego młodości. Będąc nastolatkiem Gabriel był w Brixton na koncercie Ottisa Reddinga i Ram Jam Band. Zauroczyła go ta muzyka. Ciekawostką może być to, że tak w utworze Sledgehammer jak i Big Time na trąbce zagrał Wayne Jackson, którego wtedy w przeszłości na koncercie podziwiał młody Peter. W warstwie tekstowej utwór ma mocne odniesienia do seksu. Uwielbiam ten początek. Gdzieś tam, jakby w oddali słychać dźwięk japońskiego fletu shakuhachi uzyskanego z samplera E-mu Emulator II. Fantastyczna sprawa i nagle to uderzenie dęciaków. Zwala z nóg. I pomyśleć, że utwór znalazł się na płycie praktycznie przez przypadek, a uczynił z Gabriela międzynarodową mega gwiazdę.
Don’t Give Up. No tę piosenkę chyba znają wszyscy. Niezwykle piękna i przejmująca. To znakomity duet dwojga Artystów, który cenię sobie niezmiernie. Tak, w tym utworze obok Gabriela zaśpiewała (i to jak!) Kate Bush. I te cudowne kontrasty. Niezwykle przejmujący wręcz rozpaczliwy śpiew Petera (…but no one wants you when you lose. Aktualne do dziś), a później Kate ze swoim ciepłem. Coś niesamowitego jak udało się tu fenomenalnie uchwycić dialog dwojga kochających się ludzi, którzy wiedzą, że choćby los okazał się najokrutniejszy, oni razem przetrwają wszystko. Inspiracją do napisania tego utworu były fotografie Dorothei Lange przedstawiające ludzi z czasów wielkiego kryzysu w Ameryce. Znakomita ballada, która na przestrzeni tych lat została zgrana przez stacje radiowe do granic możliwości. Może przez to w Stanach gdy zapytać młodych ludzi jaką piosenkę Kate Bush znają, ci bez wahania odpowiadają Don’t Give Up. Sam utwór pomógł między innymi wyjść na prostą takiemu Artyście jak Elton John. To dzięki temu utworowi wyszedł z nałogów. Dla mnie to także bardzo osobista piosenka, która jest niezwykle dla mnie ważna. I pomyśleć, że w pierwotnym zamyśle Petera miał on śpiewać w duecie z Dolly Parton.  Jak dobrze, że ta odrzuciła tę propozycję.

That Voice Again. Kolejny świetny utwór na płycie. Powstał po rozmowach Petera z Martinem Scorsese na temat muzyki do Ostatniego Kuszenia Chrystusa. Wtedy właśnie Peter inspirował się Biblią. W napisaniu tekstu pomógł Gabrielowi Rhodes. Kapitalny Katché na perkusji.
In Your Eyes. To piosenka, która w zamyśle Petera miała zamykać cały album. I tak się stało, jednak dopiero na wznowieniu tego albumu z okazji dwudziestej piątej rocznicy jego wydania. Pierwotnie w wydaniu czarnym, utwór otwiera stronę B, a na kompakcie widnieje pod numerem 5. Nieważne. To piękna piosenka o miłości, najprawdopodobniej kierowana do Rosanny Arquette. Piosenka powstała na gruzach innej, zatytułowanej Sagrada Familia. Ta druga zawiera odniesienia do dwóch postaci. Oczywiście Gaudiego oraz dziedziczki fortuny Winchesterów Sary (proszę poszukać jej historii, jest niezwykle ciekawa). Wracamy do In Your Eyes. Lubię, podoba mi się tu niezwykle Youssou N’Dour, który swoje partie zaśpiewał w swoim ojczystym języku wolof. To podobno ulubiona piosenka Petera z tego albumu.
Teraz przyszedł czas na kolejnego giganta i jedną z moich ulubionych piosenek na tej płycie. Mowa oczywiście o Mercy Street. Minęło tyle lat, a ja nadal bardzo często mam łzy w oczach gdy jej słucham.  To  z kolei piosenka zainspirowana twórczością amerykańskiej poetki Anne Sexton i jej dedykowana. Sexton popełniła samobójstwo w 1974 roku. Tytuł utworu jest jednocześnie tytułem jej sztuki oraz wydanego już po śmierci autorki zbioru 45 Mercy Street. Niezwykle przejmująca z kapitalnym basem Larry’ego Kleina i pięknymi instrumentami perkusyjnymi na których zagrał Djalma Correa.  Myślę sobie, że sporo z nas żyjących szuka takich Ulic Miłosierdzia i mam nadzieję, że większość je odnajduje. Niestety Sexton się nie udało co skończyło się dla niej tragicznie. Mercy Street to dla mnie jeden z ważniejszych utworów lat osiemdziesiątych.
Big Time. Bliźniaczo podobna do Sledgehammer. Tekst opowiada o branży muzycznej i o chęci sławy. Ten tekst w swojej wymowie jest autobiograficzny i ironiczny zarazem. To kolejny singiel. Tu podobnie jak w Sledgehammer słychać fascynację Gabriela muzyką funk i soul. Osobiście nie przepadam za tym utworem jednak zawsze podobał mi się wideoklip ponownie niezwykle podobny do klipu Sledgehammer.
We Do What We're Told (Milgram's 37). To piosenka pochodząca jeszcze z czasów płyty Melt. Gabriel cały czas ją dopracowywał i o mały włos znalazła by się na płycie Security. Tekst opowiada o eksperymencie psychologicznym jakiego dokonał profesor Stanley Milgram. Proszę poszukać i poczytać. To dość mroczny utwór, który wzbudza we mnie swego rodzaju niepokój. Te brzdęknięcia gitary Rhodesa i partia skrzypiec Shankara. Pierwotnie utwór zamykał płytę winylową. Kompakt zawierał jeszcze jeden utwór, którym jest This Is The Picture (Excellent Birds). Utwór został wydany w 1984 roku na płycie Laurie Anderson zatytułowanej Mister Heartbreak. Gabriel i wspomniana Anderson napisali tę piosenkę w Nowym Jorku na prośbę koreańskiego artysty Nam June Paika.   
Płyta So odniosła ogromy sukces komercyjny. Piosenki z albumu jak i sam album okupowały listy przebojów na całym świecie. Gabriel dzięki So stał się (w końcu!) majętnym człowiekiem.
Dla mnie ta płyta to jedno z większych dzieł w muzyce rozrywkowej lat osiemdziesiątych. Płyta bez której nie wyobrażam sobie mojej kolekcji. So mam w wielu wersjach, tak kompaktowych jak i winylowych. Album którego słucha mi się znakomicie od początku do końca. Nigdy przez te wszystkie lata nawet mi przez myśl nie przeszło aby w trakcie odtwarzania przeskoczyć jakąś piosenkę. Pamiętam jeszcze jak w latach osiemdziesiątych wymowę piosenek z So potęgowały obrazy z serialu Miami Vice. Piosenki, które w nim wykorzystano to Red Rain, Sledgehammer, Don’ Give Up, Mercy Street oraz We Do What We're Told (Milgram's 37). To świadczy o sile albumu w tamtych czasach. So to ambitny pop-rock w najlepszym wydaniu, do tego jest to album znakomicie wyprodukowany. Płyta, która w moim osobistym rankingu, mocno siedzi na podium albumów Gabriela. Wstyd nie znać i nie mieć.

        

2 komentarze:

  1. Zastanawiałem się czy tą płytę zamieścisz, czy nie. Dla mnie chyba najważniejsza płyta lat 80-ych. Pamiętam Wieczór Płytowy, w którym była nadana po raz pierwszy i moje wrażenia po jej przesłuchaniu. To była jakaś nowa jakość, która do mnie wtedy dotarła. Jestem przekonany, ze od tego momentu inaczej już odbieram muzykę. W 1986 w Wieczorze Płytowym uznano ją za płytę roku. Nadal świetnie się jej słucha. Lata 1985/86 to był wspaniały okres w muzyce, taki najbardziej twórczy. Tak mi się wydaję, choć może to ja wtedy bylem najbardziej gotowy do przeżywania muzyki. Tak czy inaczej czapki z głów przed płytą So!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wtedy przegapiłem tę audycję. Z tego co pamiętam płyta So była prezentowana w Wieczorze dopiero późną jesienią, ale mogę się mylić.
      I tak, masz rację, połowa lat osiemdziesiątych to był znakomity okres dla muzyki choć niektórzy uważają ten czas za plastikowy. Ja tak nie uważam ;-)

      Usuń