wtorek, 20 grudnia 2016

Myrkur - Mausoleum (2016)

  1. Vølvens Spådom
  2. Jeg Er Guden, I Er Tjenerne
  3. Skøgen Skulle Dø
  4. Byssan Lull
  5. Den Lille Piges Død
  6. Frosne Vind
  7. Onde Børn
  8. Song To Hall Up High
  9. Dybt I Skoven     
W zeszłym roku jadąc samochodem ze znajomym, spostrzegłem u niego w schowku płytę. Okładka przedstawiała samotną postać kobiety stojącą gdzieś na łonie natury. Ten obraz jest przyciemniony, przez co mroczny i mało sympatyczny. Napis brzmiał Myrkur. Zapytałem co to. Płyta poleciała do odtwarzacza i… piękny głos. Byłem zachwycony, jednak moja radość nie trwała długo bo chwilę później usłyszałem blackmetalowy łomot. Pierwszy utwór jeszcze zniosłem, ale przy kolejnym Hævnen już nie wytrzymałem. O, nie! I pamiętam jak powiedziałem wtedy „Jak pięknie zabrzmiałaby ta pani w akustycznym otoczeniu”…
Kilka tygodni temu zadzwonił do mnie ów znajomy i powiedział „Twoja ulubienica Myrkur, wydała akustyczną płytę, kupuj, spodoba ci się”. Kupiłem. Gdy zamykała się szuflada odtwarzacza przez chwilę pomyślałem, że kolega mnie załadował i za chwilę usłyszę ten sam łomot. Przyznam, że niczego nie czytałem wcześniej w necie, nawet nie rzuciłem okiem do środka płyty.
Ale gdy przeleciała pierwsza piosenka wiedziałem, że to jest to. Sprawdziło się to o czym wspomniałem rok wcześniej w samochodzie, że ta pani ma wspaniały głos.
Za pseudonimem Myrkur ukrywa się Amalie Bruun, która jest Dunką mieszkającą w Nowym Jorku. Na Mausoleum oprócz śpiewania, Amelie gra również na fortepianie. Jeśli chodzi o instrumenty to na płycie usłyszymy jeszcze gitarę akustyczną, na której gra Håvard Jørgensen. Ale prócz tej pary jest jeszcze chór w skład którego wchodzi pięć dziewczyn. Mausoleum to zapis koncertu na żywo, który odbył się w niesamowicie pięknych okolicznościach. Z resztą od tego miejsca wziął się tytuł tej płyty. Chodzi o mauzoleum Emanuela Vigelanda, norweskiego artysty malarza, witrażysty i architekta. W 1926 roku wybudował on na obrzeżach Oslo coś na kształt świątyni, która w pierwotnym zamyśle miała być muzeum. Dopiero po pewnym czasie Vigeland stwierdził, że będzie to właśnie mauzoleum. Wszystkie ściany (nie ma tam okien) jak i sufit Emanuel pokrył freskiem zatytułowanym Vita, przedstawiającym życie człowieka od narodzin aż do śmierci. Całość tematycznie koncentruje się na erotycznym życiu człowieka i jego popędach przez co fresk przedstawia sporo golizny. Właśnie w takich niesamowitych okolicznościach odbył się ów koncert, którego mamy przyjemność wysłuchać na płycie Mausoleum.

Zawartość tego wydawnictwa to akustyczne interpretacje piosenek, które znalazły się na jej debiutanckiej płycie, z czego jedna z nich to cover utworu grupy Bathory (Song To Hall Up High - przepiękne wykonanie) plus dwa nowe utwory.
Zaczyna się od miniaturki w której usłyszymy jedynie śpiew. Pierwsze co słychać to niesamowita akustyka tego miejsca. Dźwięki wspaniale rozlewają się po całej budowli potęgując siłę wspaniałego głosu Amelie.
Jeg Er Guden, I Er Tjenerne. Tu Amelie gra już na fortepianie, ale oczywiście również śpiewa, wspomagana przez chór. Z tego utworu bije jakaś ogromna tęsknota. Moja wyobraźnia maluje mi obraz samotnej kobiety, stojącej na urwisku i wpatrującej się w ogrom oceanu. Jest zimno, pochmurno i wietrznie. Ta tęsknota dotyczy zapewne jej ukochanego, który wypłynął gdzieś daleko lub zginął na morzu. Krzyczy w niebo, ma pretensje do Boga o to co spotkało ją i jej ukochanego.
Skøgen Skulle Dø. Bardzo ładny i dość długi jak na tę płytę fortepianowy wstęp. Dalej oczywiście śpiewy. Melancholia, zamyślenie, zaduma.
Dalsza część płyty jest bardzo podobna. Piosenki są niebywale przejmujące, smutne, trafiają wprost do serca. W Den Lille Piges Død możemy w końcu usłyszeć gitarę Jørgensena. Przepiękna piosenka przenosząca mnie w czasy odległe, czasy zamków i rycerzy. Tym razem Amelie śpiewa sama, bez pomocy chóru. Ów śpiew jest niezwykle przejmujący. Z tego co się mogłem zorientować, ten utwór opowiada o śmierci jakiejś dziewczynki, co dodatkowo potęguje uczucie smutku. Znakomita współpraca gitary i fortepianu. Jeden z lepszych utworów na płycie.
Gitarę usłyszymy także w następnym króciutkim Frosne Vind. Gitara, i pięć żeńskich głosów śpiewających o mroźnym wietrze. Cudo.
Onde Børn to kolejny klejnot na tym wydawnictwie. Znowu mamy arcyciekawy duet fortepian – gitara i te głosy z Amelie na czele. Przy tym utworze ogarnia mnie nieprawdopodobna tęsknota za bliskimi, których od dawna już przy mnie nie ma. Ciężko się pisze jednocześnie słuchając tego utworu.
Całość zamyka Dybt I Skoven. Dziewczyny plus gitara. Czego chcieć więcej. Ogromne oklaski na koniec, ogromne.
Proszę się nie przerazić czytając ciągle o tej melancholii i tęsknotach, ale tak właśnie jest. To na pewno płyta wymagająca skupienia, ale myślę, że może też być bardzo osobista. Dla mnie to jeden z tych albumów, którego należy słuchać w samotności. Jeżeli chcemy uciec od otaczającego nas świata lub powspominać już nieobecnych, ten krążek nadaje się do tego idealnie. Cudowny głos Amelie i jej towarzyszek, wspierany przez fortepian i gitarę akustyczną, pokaże jak piękna i wspaniała jest muzyka. W tym okresie przedświątecznym, który od lat mnie już tak nie cieszy, zagrało mi to rewelacyjnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz