poniedziałek, 5 grudnia 2016

Lisa Gerrard, Patrick Cassidy - Immortal Memory (2004)

  1. The Song Of Amergin
  2. Maranatha (Come Lord)
  3. Amergin's Invocation
  4. Elegy
  5. Sailing To Byzantium
  6. Abwoon (Our Father)
  7. Immortal Memory
  8. Paradise Lost
  9. I Asked For Love
  10. Psallit In Aure Dei
Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. To okres raczej radosny, choć święta z roku na rok coraz mniej mnie bawią. Postanowiłem więc oddać się jeszcze przez chwilę nostalgii i zanurzyć się w dźwięki, dzięki którym mogę uciec od rzeczywistości chociażby na kilkadziesiąt minut. Właśnie taka muzyka znalazła się na kapitalnej płycie ze stajni 4AD, muzyka znakomitych Artystów jakimi niewątpliwie są Lisa Gerrard i Patrick Cassidy…
Pani Gerrard chyba nie muszę specjalnie nikomu przedstawiać. To piękniejsza połówka Dead Can Dance. Obdarzona przepięknym głosem, stworzonym do melancholii i skłaniającym do zadumy. Natomiast Patrick Cassidy to świetny kompozytor muzyki klasycznej oraz twórca wielu ścieżek dźwiękowych między innymi do takich filmów jak Hannibal, Królestwo Niebieskie czy Veronica Guerin.
Efekt ich wspólnej pracy to muzyka, która idealnie nadawałaby się do jakiegoś filmu. Oczyma wyobraźni widzę piękne górzyste krainy osadzone w czasach bardzo dawnych. Zarówno teren jak i warunki klimatyczne nie rozpieszczają mieszkańców tych pięknych terenów. Mimo to, są szczęśliwi, żyją spokojnie, pomagają sobie wzajemnie, a ich tryb życia regulują zmieniające się pory roku. I jak to bywa w życiu, także wśród tych spokojnych ludzi dzieje się dramat. Otóż pewnego dnia napada na nich banda rzezimieszków. To grupa łotrów, dla których zabicie drugiego człowieka jest niczym splunięcie. Wszystko to, wydarzyło się pewnego wietrznego popołudnia. Na tę małą wioskę napadają zbiry , mordując dzieci, gwałcąc kobiety, paląc domy. Mężczyźni, którzy przeżyli tę masakrę, zostali zakuci w kajany i zabrani jako niewolnicy w rodzinne strony zbirów. W grocie niedaleko wioski zdołała ukryć się mała grupka mieszkańców wioski. Z daleka patrzyli na rzeź jaka odbywa się w ich wiosce, która do tej pory była ich małym rajem. Rajem, który w mgnieniu oka zamienił się w piekło.
To oczywiście tylko moja wyobraźnia, ale czy przez wieki takie napady nie miały miejsca? Miały i niestety trwa to nadal.

O tej muzyce nie można nic napisać. Takich albumów się słucha. Dla niektórych te dźwięki to powód do zadumy, dla innych ogromne emocje, jeszcze dla innych ta muzyka będzie jak modlitwa. W końcu dla wielu, ta muzyka może być również ukojeniem zszarganych nerwów i ucieczką od codziennych trosk. Takich płyt słucha się w skupieniu, trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i poddać się tej muzyce bezgranicznie. Trzeba zaufać tym dźwiękom i cudownym wokalizom Lisy. Ta ze swojej roboty wywiązała się bez zarzutu. I jak to ona, natchnienia poszukiwała między innymi w tekstach Miltona i Yeatsa. Ale Gerrard sięga także na tym albumie po aramejską mantrę Maranatha oraz  fragmenty starożytnego manuskryptu Peshitta. Całość robi nieprawdopodobne wrażenie. Anielski głos Lisy i przepiękne orkiestracje Patricka poruszą najtwardsze serce. Pewnie zwolennicy łojenia spod znaku „Ave Satan” uznają taką muzykę za nudy na pudy, ale proszę spróbować i poświęcić tej płycie trochę czasu. Przecież nawet w największym twardzielu jest choćby malutki ułamek wrażliwości i tęsknoty. 
Kończący ten album organowy Psallit In Aure Dei powala. Kościelne organy i wokalizy Gerrard. Brak słów.

Ten krótki wpis zakończę słowami samej Lisy, które w moim odczuciu idealnie oddają sedno sprawy jeśli chodzi o muzykę, a w szczególności takie płyty jak Immortal Memory.
„Muzyka to miejsce, w którym można się schronić. Jest ratunkiem przed miernością i nudą. Jest niewinna, pozwala zagłębić się w myślach, wspomnieniach, zawiłościach”. Święta prawda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz