poniedziałek, 27 marca 2017

Richard Barbieri - Planets + Persona (2017)

  1. Solar Sea
  2. New Found Land
  3. Night Of The Hunter: 1) Summer; 2) Shake Hands With Danger; 3) Innocence Lost
  4. Interstellar Medium
  5. Unholy
  6. Shafts Of Light
  7. Solar Storm
Jak czytam teksty o Richardzie Barbieri (mam tu na myśli teksty z ostatnich kilku lat), odnoszę wrażenie, że ten wspaniały Artysta rozpoczął i skończył swoją działalność w zespole Porcupine Tree. Niemal wszędzie przeczytamy „klawiszowiec Porcupine Tree” i często nic więcej. A przecież jego muzyczna historia sięga daleko wcześniej. Współtworzył zespół Japan, a po jego rozpadzie, nagrał wiele znakomitych płyt między innymi z kolegą z Japan Steve’em Jansenem. Ale Barbieri współpracował też z wieloma innymi wielkimi jak David Sylvian, Steve Hogarth, Tim Bowness czy Mick Karn. Najważniejsze jest jednak to, że chwilkę temu ukazała się jego nowa płyta zatytułowana Planets + Persona
Do nagrania tego albumu Barbieri zaprosił wielu znakomitych muzyków, takich jak Lisen Rylander Löve, Christian Saggese, Luca Calabrese czy Percy Jones.
Przyznam, że gdy pierwszy raz włączyłem ten album i z głośników poleciały dźwięki kompozycji Solar Sea, która otwiera tę płytę, byłem zawiedziony. I powiem szczerze, że po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty, utwór otwierający album nadal nie do końca mi leży. Długo i dość monotonnie się rozkręca. Nie wiem dlaczego, ale gdy słucham tej kompozycji moje skojarzenia oscylują gdzieś w podziemnym życiu Nowego Jorku. Brudno, duszno, trochę psychodelicznie, z nieciekawym, najczęściej naćpanym towarzystwem. Kompletnie nie mogę złapać tu klimatu.
Za to kolejny numer rekompensuje wszystko z nawiązką. Ba, uważam go za chyba najlepszy na całym albumie. Mowa tu o New Found Land. Trąbka (gra Luca Calabrese), która się tu pojawia, tworzy przepiękne jazzowe klimaty, które dosłownie powalają na kolana. Towarzyszy jej wyśmienity fortepian oraz elektronika, która raczej wycofana jest na dalszy plan, tworząc znakomite tła. Melancholia, zamyślenie i piękno. Nawet mocniejsze wejście instrumentów perkusyjnych nie jest w stanie (bo i nie po to tu jest) zburzyć tego doskonałego obrazu. Ale i w drugiej części utworu w której nie gra wspomniana trąbka, jest tak magiczne, że dosłownie brak słów. Znakomite klawiszowe tła wspomagane świetną gitarą akustyczną i plumknięciami fortepianu. Trąbka wraca na koniec a z nią łza w oku. Kapitalna kompozycja.

Night Of The Hunter została podzielona na trzy części i jest to najdłuższa propozycja na albumie. Pomieszanie elektroniki z indywidualnymi partiami i wtrąceniami różnych instrumentów. Wszystko owiane jest pewną tajemniczością i niepewnością.
Co tu dużo gadać, reszta płyty wygląda bardzo podobnie. Elektronika przeplata się z partiami przeróżnych instrumentów. Znakomity fortepian, przepiękny saksofon (Unholy), instrumenty afrykańskie, cudowna gitara akustyczna (Shafts Of Light) oraz sporo przeróżnych efektów. To wszystko tworzy niesamowitą całość. Słuchacz tonie w tych dźwiękach, pojedynczych zagraniach oraz przestrzeniach uzyskanych dzięki elektronice.
Nie można tez zapomnieć, że na albumie znalazły się również głosy. I nie jest to typowe śpiewanie, raczej wokalizy (znakomita Lisen Rylander Löve, która na albumie fantastycznie gra też na saksofonie) czy wtrącenia (sample), które często są trudne do wychwycenia ponieważ wtapiają się w elektroniczne tła. Tych głosów, oprócz wspomnianej Lisen Rylander Löve użyczyli Suzann Barbieri, Steve Hogarth i Tim Bowness.
W zamykającym całość Solar Storm usłyszymy między innymi kapitalną partię saksofonu oraz popis genialnego basisty jakim niewątpliwie jest Percy Jones (Brand X).
Nie jest to prościutka muzyczka, która może służyć (uwaga, moje ulubione powiedzonko) jako tło do zmywania garów. Wymaga ona uwagi i koncentracji. Jest tu zawarte całe mnóstwo smaczków, kontrastów i gatunków. Bo oprócz samej elektroniki, mamy odniesienia do jazzu, world music czy ambient. I nie ma tu przesady czy przepychu, wszystko jest podane w idealnych proporcjach. Jednym słowem Planets + Persona to kapitalny kalejdoskop przy którym nie ma mowy o nudzie. Ta muzyka swoją wielowątkowością wciąga i nie chce puścić. Zjawiskowy album.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz