- Reflections in Suspension
- Quiet Friend
- Structures from Silence
Z cyklu “Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Grudzień, czas
przedświąteczny. Już od jakiegoś czasu (początek listopada - ludzie powariowali)
możemy zauważyć bombki, światełka, dekoracje i promocje. Stacje radiowe także
zmieniają swój repertuar na bardziej dzwoneczkowy. Sam radia nie słucham prawie
wcale, ale w sklepach, na basenie czy innych instytucjach radia grają. Bywając
tam nie mam wyboru. Kiedyś bardzo lubiłem ten okres, teraz nie bardzo. To czas
kiedy się wyciszam, marzę, kontempluję, dużo czytam. Ale to przede wszystkim czas kiedy
wspominam tych, których już z nami nie ma. Ten album pomaga mi w tym od dobrych
dwudziestu lat (na przestrzeni tych lat, właśnie w grudniu, odeszło wiele
bliskich mi osób). Idealnie koi nerwy, uspokaja i pozwala na dalekie podróże w
krainę marzeń…
Pomyśleć tylko, że podobno, Steve Roach miał zostać mistrzem motocrossu. Dopiero jego fascynacja
muzyką takich Artystów jak Klaus Schulze, Tangerine Dream czy Vangelis, skłoniły
go do porzucenia ryku silników oraz błota między zębami i skoncentrowaniu się
na tworzeniu muzyki przy pomocy syntezatorów.
Structures From Silence
jest trzecim krążkiem w sporym dorobku tego amerykańskiego kompozytora. I pomimo
upływu ponad trzydziestu lat smakuje jakby powstała wczoraj. Takie dźwięki
nigdy się nie starzeją.
Płyta zawiera trzy
długie kompozycje, z czego najkrótsza trwa nieco ponad trzynaście minut, a ta
najdłuższa prawie pół godziny. Nawet sobie Czytelnik nie wyobraża ile razy ten
album ukołysał mnie do snu (często rano budziłem się ze słuchawkami na uszach),
ile razy słuchając go wieczorami, marzyłem, wspominałem i uciekałem od
rzeczywistości. Ta ambientowa muzyka, wyczarowana przy pomocy instrumentów klawiszowych,
jest niczym miód na moje skołatane serce. To niesamowite jak muzyka potrafi na
nas działać, jak na nas wpływać.
Podczas gdy moi koledzy
tłukli w swoich sprzętach Black Sabbath, Iron Maiden, Metallicę czy Led
Zeppelin, ja słuchałem między innymi Roacha czym wzbudzałem zdziwienie, szepty
i te charakterystyczne spojrzenia. Często słyszałem „Czego ty k.. słuchasz?”, lub „Co
to za nudy” itp. itd. Cóż, od zawsze byłem inny, nigdy nie podążałem za modami,
trendami. Nigdy nie starałem się dorównać albo robić coś pod towarzystwo by w
nim się utrzymać. I koledzy to wtedy doceniali, a tak naprawdę, dopiero po wielu latach docenili w pełni,
pożyczając ode mnie takie płyty jak ta czy prosząc o coś innego w tym stylu co
mógłbym im polecić.
A ta muzyka? Nie da się
jej opisać słowami. Wyłania się z kompletnej ciszy, by pomalutku, małymi
kroczkami w końcu rozwinąć swe skrzydła w pełni. Przepiękne to obrazy, proszę
mi wierzyć. I tylko od naszej wyobraźni zależy gdzie się znajdziemy słuchając
tych dźwięków. Czy będą to niezbadane kosmiczne przestrzenie, czy może głębie
oceanów? A może wzniesiemy się niczym orzeł i będziemy szybować po bezkresnym
niebie. Wreszcie, może pozostaniemy w swoich fotelach czy łóżkach, wspominając
dawne, szczęśliwe chwile, nawet te spędzone z tymi których już z nami nie ma?
Może wyświetlane obrazy to będzie dzieciństwo, młodość albo pierwsze miłości?
Ostatnia, tytułowa i
zarazem najdłuższa kompozycja na tym krążku zbudowana jest dosłownie z kilku
nut, które można policzyć na palcach jednej ręki. Mimo to, jest tak
hipnotyzująca, wciągająca, ciekawa i niesamowita, że te pół godziny trwa niczym
pięć minut i jest to znakomite pięć minut.
Jedno wiem na pewno, ta muzyka nie może kojarzyć się z czymś złym, z niedobrymi wspomnieniami. Ta muzyka leczy, bo przecież, jak głosi tytuł mojego bloga, muzyka jest uzdrowicielem. Proszę posłuchać, proszę w niej utonąć, proszę się na chwilę zatrzymać, proszę odpocząć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz