Side 1:
- Nuclear Burn
- Euthanasia Waltz
- Born Ugly
- Smacks Of Euphoric Hysteria
- Unorthodox Behaviour
- Running On Three
- Touch Wood
Jak już wiele razy
wspominałem na blogu, Phil Collins jest jednym z moich muzycznych
bohaterów. Człowiek orkiestra jak głosi tytuł jednej z książek jemu poświęconych. I to
prawda. Collins angażował się w masę produkcji muzycznych, przede wszystkim
jako muzyk sesyjny. Już kiedyś wspominałem, ze Phil brał udział w nagraniu
ponad 120 płyt. Myślę, że ta liczba mówi sama za siebie.
Jednym z przedsięwzięć w które się mocno zaangażował był zespół Brand X. To była odskocznia Collinsa od poukładanego bębnienia w Genesis. Phil pragnął swobody, improwizacji i krzty szaleństwa. To wszystko nie było możliwe w jego macierzystej grupie i dlatego dołączył do Brand X, z którym nagrał kilka albumów i spełniał swoje jazzrockowe zamiłowania. W moim odczuciu występując w grupie Brand X udowodnił jak wspaniałym jest perkusistą.
Początki zespołu sięgają
jeszcze 1974. Wtedy to basista Percy Jones oraz klawiszowiec Robin Lumley
postanawiają założyć nowy zespół. Do grupy dołączyli jeszcze świetny
gitarzysta, były członek grupy Atomic Rooster John Goodsall, gitarzysta Pete
Bonus, perkusista John Dillon oraz śpiewający Phil Spinelli. Zespół początkowo
nagrywał utwory utrzymane w stylu funk i soul. Jednak odchodzili od tych
klimatów, bardziej zaczął ich pociągać jazz-rock. W związku z takimi zmianami
muzycznych klimatów zespół opuścili Spinelli i Dillon. Za perkusją miał zasiąść
Bill Bruford. Wziął nawet udział w kilku próbach zespołu, jednak zobowiązania jakie
miał w tamtym czasie wobec Gong nie pozwoliły mu na współpracę z Brand X. Grupa
ponownie została bez perkusisty. I właśnie wtedy Danny Wilding polecił
chłopakom Phila Collinsa. Ten niemal od razu zgodził się na dołączenie do
grupy, która rozpoczęła komponowanie nowych utworów.
Unorthodox Behaviour
został nagrany w 1975 roku w Trident Studios. Co ciekawe w tym samym czasie, w
tym samym budynku, zespół Genesis nagrywał płytę A Trick Of The Tail. Phil
biegał z pietra na piętro aby nagrywać z dwoma zespołami, co się doskonale
udało. Na debiutanckim albumie grupy Brand X znalazło się siedem
instrumentalnych kompozycji, które w większości powstały w wyniku
spontanicznego grania, które dawało muzykom mnóstwo radości i to słychać na tym
albumie. Płyta trafiła do sprzedaży w połowie 1976 roku. Aaaaaa… jeszcze nazwa
zespołu. Od początku grupa zajmowała się muzyką, panowie nie myśleli o nazwie
dla zespołu. Jednak przecież trzeba było coś wpisywać w rubryki studia nagrań. Pewnego dnia
jeden z pracowników wpisał w pole „nazwa zespołu” Brand X i tak zostało.
Już pierwsza kompozycja
z tego albumu zatytułowana Nuclear Burn powala na kolana. To między innymi ten
utwór pokazuje jak świetnym perkusistą jest Collins. To od jego uderzeń zaczyna
się ta kompozycja. Do tego kapitalny bas Jonesa no i ta gitara Goodsalla, która
wyśmienicie wchodzi w okolicach 1:30. Ale nie można też nie wspomnieć o
wspaniałej grze Lumley’a na pianinie elektrycznym. Kapitalny otwieracz.
Dalej wcale nie jest
gorzej. Druga kompozycja (Euthanasia Waltz) to piękna gitara
akustyczna w roli głównej. Ponownie świetne pianino elektryczne. Fajne zmiany
tempa, luzacki, ale skomplikowany rytm całej kompozycji nie pozwala się nudzić
ani przez minutę. Wielki plus dla Jonesa za kapitalne solówki na basie. Kolejny
Born Ugly to już nieco bardziej skomplikowana propozycja. Wyśmienite partie fortepianu
i funkująca gitara. Uwielbiam tu solo fortepianowe, które pojawia się w
okolicach drugiej minuty oraz bardzo ciekawe wejście gitary po upływie czterech
minut. Zaraz po otwieraczu mój ulubiony kawałek z tego albumu.
Smacks Of Euphoric
Hysteria otwiera drugą stronę winylowego wydania. Sam początek to ponownie
kapitalne wejście Collinsa na perkusji oraz Jonesa na basie. Fajne płynne
klawisze, które znakomicie brzmią w drugiej części utworu oraz ciekawy motyw
gitarowy w wykonaniu Goodsalla dopełniają całości. Colins świetnie prowadzi
cały ten kawałek i trochę go kradnie. Utwór tytułowy natomiast otwiera Phil wystukując
rytm, który brzmi niczym tykanie zegara. Towarzyszy mu świetny bas Jonesa. Na
uwagę zasługuje tu moog przypominający nieco dokonania Zawinula w Wether Report. Powiem
szczerze, że jakoś nigdy mi ta kompozycja nie przypadła w całości do gustu. .
Running On Three to
szaleńczy popis Collinsa na perkusji. Kapitalnie pokazał tu swoje umiejętności.
Świetna gitara Goodsalla i rytmiczny bas uzupełniają się wyśmienicie z tym popisem
Phila, który niezmiennie od lat uwielbiam. Znakomita kompozycja.
Płytę zamyka krótki
trzyminutowy utwór Touch Wood. Tu usłyszymy bardzo spokojny początek z
fortepianem i gitarą klasyczną w rolach głównych. Chwilę później dołącza się
delikatnie bas. Już na sam koniec usłyszymy ładne, ale krótkie solo na
saksofonie sopranowym wykonane przez Jacka Lancastera.
Album odniósł spory
sukces. W dość szybkim czasie został sprzedany w ponad stu tysiącach egzemplarzy.
Na liście Billboardu doczłapał się do 191 miejsca i zbierał dość dobre recenzje
krytyków. Brand X zdobył zainteresowanie wśród sympatyków jazz-rockowego
grania. Dla mnie osobiście to jeden z ważniejszych albumów lat siedemdziesiątych
jeśli chodzi o jazz-fusion. Warto mieć na półce.
Panowie potwierdzili
swoją pomysłowość, wspaniałą technikę i wykonanie na kolejnym albumie zatytułowanym
Moroccan Roll, ale o tym może w
przyszłości.
Uwielbiam ten album, a Phil Collins to jest mistrz. Muzyka to miód po prostu! Te instrumenty, wszystko wypracowane co do ostatniej nuty!
OdpowiedzUsuńGreat delivery. Outstanding arguments. Keep up the amazing effort.
OdpowiedzUsuńRecenzja "Moroccan Roll" była inspiracją by zamalować kolejną "muzyczną białą plamę", czy zespół Brand X. Nazwę oczywiście słyszałem nie raz. To, że grał w niej Phil Collins też. Jednak dopiero teraz sięgnąłem po debiut. Nie chcę szufladkować, ale dla mnie "Unorthodox Behaviour" to 40 minut bardzo interesującego grania. A czy to jazz-rock, czy fusion, to sprawa drugorzędna. Dla mnie to płyta, z którą powinien zapoznać się każdy fan muzyki. Pozdrawiam Adam
OdpowiedzUsuńWspomniana płyta Genesis nazywała się „A Trick of the Tail”- drobna literówka :)
OdpowiedzUsuńPoprawione. Dzięki.
UsuńŚwietna recka. Dobrze się czyta, słuchając przy okazji tego, nie da się ukryć, muzycznego arcydzieła. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Dobrze się czyta, jednocześnie słuchając tego, nie da się ukryć, muzycznego arcydzieła. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń