1. Lost (Why Should I Be Frightened By A Hat?); 2. Under The Pillow; 3. #Addicted; 4. Caterpillar And The Barbed Wire; 5. Saturate Me; 6. Afloat; 7. Discard Your Fear; 8. Towards The Blue Horizon; 9. Time Travellers; 10. Found (The Unexpected Flaw Of Searching)
Disc 2 - Day Session:
1. Heavenland; 2. Return; 3. Aether; 4. Machines; 5.Promise
No, powolutku wszystkie sprawy naprostowałem więc…
W sieci można już
znaleźć dziesiątki recenzji najnowszego albumu Mariusza Dudy i jego kolegów z
zespołu. Tak naprawdę jest to album Dudy bo to przecież on jest kompozytorem
wszystkich utworów jak i autorem wszystkich tekstów, przy czym absolutnie nie
umniejszam znaczenia pozostałych muzyków. Ci ze swoich zadań wywiązali się
wspaniale. Kompozytorsko koledzy wspomogli Dudę tylko jeśli chodzi o utwory
zawarte na drugim krążku tego wydania, a który to zwie się Day Session. Od samego początku starałem się podejść do
tego albumu jak do nowości. Nie w sensie nowości znanego mi zespołu tylko jako
albumu grupy, której wcześniej nie znałem. Oczywiście jest to dość karkołomne
zadanie i w większości nie uniknie się lub nawet nie można uniknąć porównań do
tego co zespół prezentował na swoich poprzednich albumach. Ja jednak
spróbowałem i nie będę odwoływał się do wcześniejszej ich dyskografii bo to już
zrobili (i słusznie) niemal wszyscy recenzenci na których teksty się natknąłem.
Dodatkowo niemal wszyscy są tym albumem zachwyceni, a co ja o nim sądzę?
Pierwsze co zwraca
uwagę jeśli idzie o ten album to okładka, której autorem jest Travis Smith. Jak
się wchodzi do sklepu z płytami i widzi się ten album to od razu chce się go
wziąć do ręki. W moim odczuciu to wzór okładki która przyciąga uwagę i hipnotyzuje
od pierwszego ujrzenia. Świetny motyw chłopca patrzącego w dal (może to mały
Mariunio?) i to wyśmienite wykorzystanie kolorów. Coś wspaniałego. Dlatego
kocham nośniki fizyczne i nigdy nie zamieniłbym ich na pliki. Jak człowiek ma w
ręku taki album, wie że obcuje (i to namacalnie) ze sztuką. W dzisiejszych
czasach raczej nie kupuję nowości na winylach (po co przepłacać skoro źródło nagrania
jest to samo) to w tym wypadku chyba zrobię wyjątek i dokupię sobie również
wydanie LP. Właśnie dla samej okładki.
Przejdźmy w końcu do samej muzyki. To co od razu zwraca uwagę po pierwszym przesłuchaniu tego materiału to bas Mariusza Dudy. Wyraźnie słychać, że chłop wie co robić z tym instrumentem i daje temu wyraz. Z resztą w połączeniu z perkusją Kozieradzkiego tworzą wspaniałą sekcję rytmiczną.
Już pierwszy utwór zatytułowany
Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat?) ma arcyciekawy klimat. Świetne tło
klawiszowe w połączeniu z przepiękną partią wokalną Mariusza i delikatną gitarą
tworzą jakby celtycki klimat. Oczyma wyobraźni widzę kurhany i fale morza rozbijające
się o skaliste wybrzeże. W okolicach 2:30 utwór nieco przyspiesza. Fajny początek.
Myślę sobie „Już mi się podoba”.
Dalej nie jest wcale gorzej. W Under The Pillow mamy fajne wprowadzenie gitarowe (jakbym już to kiedyś, gdzieś słyszał w początku lat dziewięćdziesiątych). Ponownie fajny wokal Dudy i świetne klawiszowe tła. Ale to co mnie najbardziej urzekło w tym utworze to jego koniec. Od 5:30 robi się wręcz fenomenalnie. Kapitalny, wyraźny, mocno pulsujący bas i znakomita gitara, która współpracując z klawiszami wręcz powala. Szkoda że tak krótko.
#Addicted. Świetny bas na dzień dobry, który fantastycznie prowadzi ten utwór. W pewnym momencie słuchając tego kawałka pomyślałem sobie, że gdyby nie ten wyraźny bas to mógłby to być niezły kawałek… a-ha (w początkowej fazie tej piosenki). Naprawdę. I znowu co bardzo mnie urzekło w tym utworze to jego zakończenie. Przepiękna partia gitary akustycznej, której ponownie towarzyszą fantastyczne klawisze. Wielki plus. W Caterpillar And The Barbed Wire przypadł mi do gustu ten dwugłos na tle klawiszy, który jest jednocześnie pięknym chwilowym wyciszeniem. Wrażenie robi tu także sekcja rytmiczna oraz przyjemna gitarowa solówka Grudzińskiego. I ponownie kapitalne instrumentalne zakończenie.
Saturate Me to troszkę mocniejsze oblicze tej płyty. Fajne gitarowe wprowadzenie z ładnymi klawiszowymi tłami. Po dwuminutowym, ostrzejszym wstępie usłyszymy wyciszenie w postaci znakomitych kosmiczno-ambientowych klawiszy i aksamitnego wręcz śpiewu Dudy. To co jest tu zauważalne i jednocześnie arcyciekawe to zmiany nastrojów. Bardzo fajny utwór. Jeden z moich faworytów na tej płycie.
Kolejnym utworem jest piosenka zatytułowana Afloat i jest to najkrótsza propozycja na tym albumie. Spokojna, klimatyczna piosenka po której mamy prawdziwe uderzenie. To jak pracuje bas na samym początku Discard Your Fear to wręcz coś niebywałego. Lubię takie mięsiste, konkretne granie jeśli chodzi o ten instrument. Ta partia Dudy na basie sprawiła, że utwór początkowo stał się moim faworytem. Niestety po genialnym wstępie piosenka robi się dość miałka. Nie przekonują mnie tu wokale, takie trochę pitu pitu idealnie nadające się do dzisiejszych ogólnopolskich stacji radiowych. Szkoda bo ten znakomity motyw basu powraca w trakcie trwania piosenki i naprawdę mógł to być genialny utwór.
Dochodzimy do najdłuższego utworu na tej płycie zatytułowanego Towards The Blue Horizon. Początek to wspaniała gitara akustyczna. Uwielbiam takie klimaty. Bardzo spokojny, wręcz popowy początek utworu zmienia w dalszej części swój charakter na nieco bardziej progresywny, przypominający mi odrobinę solowe dokonania Stevena Wilsona.
Już na sam koniec usłyszymy dwie ballady. W szczególności wrażenie robi pierwsza z nich zatytułowana Time Travellers. Bardzo fajna gitara akustyczna i przejmujący, tęskny głos Dudy, który śpiewa abyśmy powrócili do świata sprzed trzydziestu lat. Czy mnie przekonał? Chyba tak. Wspaniale wspominam lata 80-te. Chciałbym jeszcze raz pożyć w tamtych czasach, tyle że z bagażem doświadczeń jakie mam teraz. Ale to chyba w ogóle tak jest, że tęskni się za swoimi latami dzieciństwa i młodości. Utwór wywołuje wiele wspomnień, spełnia w stu procentach swoją rolę. Album zamyka, jako się rzekło, kolejny spokojny utwór z gitarą akustyczną w roli głównej (początek) Found (The Unexpected Flaw Of Searching). Później mamy bardzo ładną partię klawiszy i dość ciekawe solo gitary. Ponownie głos Dudy w tonie melancholii i zadumy. Bardzo ładne zakończenie albumu.
Dalej nie jest wcale gorzej. W Under The Pillow mamy fajne wprowadzenie gitarowe (jakbym już to kiedyś, gdzieś słyszał w początku lat dziewięćdziesiątych). Ponownie fajny wokal Dudy i świetne klawiszowe tła. Ale to co mnie najbardziej urzekło w tym utworze to jego koniec. Od 5:30 robi się wręcz fenomenalnie. Kapitalny, wyraźny, mocno pulsujący bas i znakomita gitara, która współpracując z klawiszami wręcz powala. Szkoda że tak krótko.
#Addicted. Świetny bas na dzień dobry, który fantastycznie prowadzi ten utwór. W pewnym momencie słuchając tego kawałka pomyślałem sobie, że gdyby nie ten wyraźny bas to mógłby to być niezły kawałek… a-ha (w początkowej fazie tej piosenki). Naprawdę. I znowu co bardzo mnie urzekło w tym utworze to jego zakończenie. Przepiękna partia gitary akustycznej, której ponownie towarzyszą fantastyczne klawisze. Wielki plus. W Caterpillar And The Barbed Wire przypadł mi do gustu ten dwugłos na tle klawiszy, który jest jednocześnie pięknym chwilowym wyciszeniem. Wrażenie robi tu także sekcja rytmiczna oraz przyjemna gitarowa solówka Grudzińskiego. I ponownie kapitalne instrumentalne zakończenie.
Saturate Me to troszkę mocniejsze oblicze tej płyty. Fajne gitarowe wprowadzenie z ładnymi klawiszowymi tłami. Po dwuminutowym, ostrzejszym wstępie usłyszymy wyciszenie w postaci znakomitych kosmiczno-ambientowych klawiszy i aksamitnego wręcz śpiewu Dudy. To co jest tu zauważalne i jednocześnie arcyciekawe to zmiany nastrojów. Bardzo fajny utwór. Jeden z moich faworytów na tej płycie.
Kolejnym utworem jest piosenka zatytułowana Afloat i jest to najkrótsza propozycja na tym albumie. Spokojna, klimatyczna piosenka po której mamy prawdziwe uderzenie. To jak pracuje bas na samym początku Discard Your Fear to wręcz coś niebywałego. Lubię takie mięsiste, konkretne granie jeśli chodzi o ten instrument. Ta partia Dudy na basie sprawiła, że utwór początkowo stał się moim faworytem. Niestety po genialnym wstępie piosenka robi się dość miałka. Nie przekonują mnie tu wokale, takie trochę pitu pitu idealnie nadające się do dzisiejszych ogólnopolskich stacji radiowych. Szkoda bo ten znakomity motyw basu powraca w trakcie trwania piosenki i naprawdę mógł to być genialny utwór.
Dochodzimy do najdłuższego utworu na tej płycie zatytułowanego Towards The Blue Horizon. Początek to wspaniała gitara akustyczna. Uwielbiam takie klimaty. Bardzo spokojny, wręcz popowy początek utworu zmienia w dalszej części swój charakter na nieco bardziej progresywny, przypominający mi odrobinę solowe dokonania Stevena Wilsona.
Już na sam koniec usłyszymy dwie ballady. W szczególności wrażenie robi pierwsza z nich zatytułowana Time Travellers. Bardzo fajna gitara akustyczna i przejmujący, tęskny głos Dudy, który śpiewa abyśmy powrócili do świata sprzed trzydziestu lat. Czy mnie przekonał? Chyba tak. Wspaniale wspominam lata 80-te. Chciałbym jeszcze raz pożyć w tamtych czasach, tyle że z bagażem doświadczeń jakie mam teraz. Ale to chyba w ogóle tak jest, że tęskni się za swoimi latami dzieciństwa i młodości. Utwór wywołuje wiele wspomnień, spełnia w stu procentach swoją rolę. Album zamyka, jako się rzekło, kolejny spokojny utwór z gitarą akustyczną w roli głównej (początek) Found (The Unexpected Flaw Of Searching). Później mamy bardzo ładną partię klawiszy i dość ciekawe solo gitary. Ponownie głos Dudy w tonie melancholii i zadumy. Bardzo ładne zakończenie albumu.
Jeszcze
dwa słowa o dodatkowym dysku. To niespełna trzydzieści minut instrumentalnego
grania. Piękne pejzaże malowane głównie przy pomocy klawiatur. To swojego rodzaju
soundtrack do filmu (to moja interpretacja), który przedstawia samotność człowieka w obecnym zabieganym
i bezwzględnym świecie. Pięć wspaniałych kompozycji z których jedynie Machines
mi nie podchodzi. Jest zbyt toporna, beat tu zastosowany niszczy efekt zadumy i
marzycielski klimat. Ale na sam koniec jest piękna Promise w której gitara
akustyczna robi taki klimacik że hej.
Co
mogę jeszcze powiedzieć? Album zyskuje po każdym kolejnym przesłuchaniu. To świetna
propozycja na nadchodzącą jesień. Piękne melodie, wspaniałe partie wokalne
Mariusza, który również znakomicie operuje basem. Muzyka zawarta na tym albumie
tworzy kapitalny klimat i aurę pewnej tajemniczości. Rzeczywiście muzyka oddaje
tytuł tego albumu. Jest tu i miłość i strach przed nieznanym i wspaniały powrót
do przeszłości, co wyraźnie słychać, szczególnie w partiach klawiszowych. To na
pewno będzie jedna z moich płyt roku 2015, jednak mam także małe zastrzeżenia. Po
pierwsze to brakuje mi tu wyraźnego, przodującego utworu. Wszystkie piosenki
utrzymane są w podobnym klimacie przez co chwilami robi się nudnawo (i mówię to
ja sympatyk melancholii i spokojnych klimatów). Do tego trochę za dużo jest tu
tych wokali, które pomimo dość długiego
trwania utworów zajmują ich lwią część. Nie jest to arcydzieło jak często określana
jest ta płyta przez innych recenzentów. Niemniej to znakomita pozycja, która
powinna być obowiązkowym ozdobnikiem każdej kolekcji.
Na razie jeszcze nie słyszę na tej płycie nawet 50% tego co słyszą inni w tej muzyce... Według mnie jest ona bardziej senna niż piękna.. ale zobaczymy jak obroni się i zyska w czasie. Póki co odnoszę wrażenie, że dwie pierwsze płyty tej grupy są bezkonkurencyjne.. Tej daję szansę. Póki co nie kupuję.
OdpowiedzUsuńI na tym to wszystko polega aby się pięknie różnić. To co jednemu nie pasuje może być znakomite dla kogoś innego. Chodzi teraz o to aby potrafić o tym rozmawiać. Nawet podnieść głos, ale nie można wzajemnie się obrażać. Ja również nie do końca podzielam te ochy i achy, które dotyczą tej płyty. Jednak trzyma ona poziom (moim zdaniem) i przy tej całej bylejakości wydawniczej ten album świeci mocnym światłem. A tak na sam koniec ja też chyba najbardziej lubię ich debiut...
Usuń