- Snowflakes Are Dancing
- Reverie
- Gardens In The Rain
- Clair De Lune
- Arabesque No.1
- The Engulfed Cathedral
- Passepied
- The Girl With The Flaxen Hair
- Golliwog's Cakewalk
- Footprints In The Snow
W zasadzie brak czasu nie pozwala mi w tym tygodniu na kolejną recenzję. Jednak wczoraj dotarła do mnie wiadomość, że piątego maja zmarł Isao Tomita. Nie mogłem tego pozostawić ot tak sobie. Choćby króciutko, ale muszę wspomnieć o tym Artyście. Tym bardziej, że już kilka tygodni temu fotografując płyty na potrzeby mojego bloga i ta znalazła się w transzy do zaprezentowania. I tu również ciszę się, że mam przy sobie winylową wersję tego albumu. Wczorajszy wieczór umilały mi więc Tańczące Płatki Śniegu…
Isao Tomita urodził się
w 1932 roku w Tokio. Studiował historię
sztuki. Jednocześnie interesował się muzyką i elektroniką. Sporo komponował.
Był między innymi autorem motywu muzycznego dla japońskiej drużyny olimpijskiej
w gimnastyce w 1956 roku. Tomita w Japonii był także cenionym twórcą muzyki filmowej i
telewizyjnej. Pod koniec lat sześćdziesiątych Isao zainteresował się mocno
syntezatorami Mooga. To temu instrumentowi poświęcił wiele lat swojego życia. I
to właśnie ten instrument posłużył do skomponowania muzyki na płytę Snowflakes
Are Dancing.
Tomita wziął na
warsztat kompozycje znakomitego francuskiego kompozytora, którym niewątpliwie
jest Claude Debussy. Wybrał kilka jego utworów, przearanżował i zagrał na swój
sposób wykorzystując do tego całą masę urządzeń. Była to tytaniczna praca.
Dziesiątki mikserów, oscylatorów, magnetofonów, modulatorów i kabli. Ileż
musiał włożyć w to pracy aby osiągnąć końcowy efekt. Dziś zrobiłby to za niego
komputer, kilka kliknięć myszy i gotowe. Już za to należą mu się wielkie brawa
i uznanie.
Muzyka zawarta na tym
albumie od zawsze wywoływała u mnie kilka skojarzeń. Pierwszym z nich było
piękno otaczającej nas przyrody. Bo jak się tylko chce to można je dostrzec
nawet w ulewie, której tak unikamy i denerwujemy się, że zmokliśmy. Dźwięki
malują obrazy ptaków, owadów, które latają nad łąkami, Ale w tej muzyce ukryte są także także zabawa i
beztroska.
Drugie skojarzenie to
podwodne światy. Wyobrażam sobie, że płynę w jakiegoś rodzaju batyskafie i
obserwuję wspaniałe podwodne cuda. Stworzenia które żyją w najczarniejszych
otchłaniach oceanów, ale i te które żyją zaraz pod powierzchnią. Ta muzyka to
podróż marzeń.
I w końcu trzecie
skojarzenie to niekończące się kosmiczne przestrzenie. Od zawsze byłem ciekawy
czy i jakie istoty zamieszkują wszechświat. Jak mają zorganizowane życie i
liczyłem na to, że są mądrzejsi od nas. W końcu pragnienie wielu ludzi czyli
zobaczyć naszą planetę z kosmosu. To musi być fantastyczny widok. Choć już
podobno można spełnić to marzenie, to na pewno nie stać mnie na nie.
No dobrze, ktoś powie
„Chłopie, a co ze śniegiem? Przecież tytuł mówi o tańczących płatkach śniegu”.
Ano właśnie, jakoś nigdy z zimą ta muzyka mi się nie kojarzyła. Muszę jednak
przyznać, że kilka lat temu patrzyłem przez okno na padający śnieg, w tle grała
ta płyta i coś w tym było.
Album otwiera
kompozycja tytułowa. To fragment suity Debussy’ego zatytułowanej Children’s
Corner. Fragment ten nosi tytuł The
Snow is Dancing. To chyba najpiękniejsza część tej suity, przynajmniej w moim
mniemaniu. Ale i Tomita zrobił małe arcydzieło grając ten fragment na Moogu.
Wersja Isao jest chyba nieco bardziej niepokojąca choć na swój sposób równie
fantastyczna. Mnie wersja Tomity bardziej kojarzy się z deszczem niż ze
śniegiem.
To Gardens In The Rain (to ponownie jedna z trzech części kompozycji
Claude’a Debussy zatytułowanej Estampes). To co prezentuje tu nam Tomita to
fantastyczny kosmos od samego początku. Kapitalna kompozycja, która niepokoi,
ale i wprowadza elementy optymistyczniej brzmiące. Tak czy inaczej to jedna z
moich ulubionych kompozycji na tej płycie.
Weźmy jeszcze jeden utwór z pierwszej strony winylowego wydania. To
utwór zamykający tę stronę. Arabesque No.1. Wersja Tomity jest bliźniaczo
podobna do oryginału francuskiego kompozytora. Jednak Isao tchnął w tę
kompozycję japońskiego ducha. Od pierwszej styczności z tym utworem miałem
skojarzenia z krajem kwitnącej wiśni. Wersja Tomity była wykorzystana jako
czołówka programu poświęconego astronomii zatytułowanego Jack Horkheimer: Star Hustler. Świetna
pozycja.
Ze strony B może dwie pozycje. Kompozycja otwierająca nosi tytuł
The Engulfed Cathedral (w oryginale La
Cathédrale engloutie) czyli zatopiona katedra. I rzeczywiście Tomita przy
pomocy Mooga znakomicie oddał obraz katedry pod wodą. Nawet bijące dzwony
sprawiają wrażenie jakby były zanurzone w wodzie. Jednocześnie z muzyki bije
obraz wielkości budowli, która pomimo tego że została pochłonięta przez tonie wodne
nadal jest wielka oraz potężna i której należy się szacunek. Fantastyczne sześć
minut z małym ogonkiem.
Drugim moim ulubieńcem ze strony drugiej jest
The Girl With The Flaxen Hair. Magiczny, marzycielski utwór, który łapie za
serce.
Jak wspomniałem, nie
będę tu opisywał utworu po utworze, to nie ma najmniejszego sensu. Niech każdy
kto ma na to ochotę, wysłucha tej płyty i marzy sobie o czym tylko pragnie.
Tomita genialnie oddał
należy szacunek Debussy’emu jednocześnie przedstawiając jego kompozycje po
swojemu. Ta sztuka udała mu się wyśmienicie. Debussy w syntezatorowym wydaniu. To jedna z moich ulubionych płyt w przepastnej
dyskografii Artysty, który w późniejszych latach wracał do muzyki klasycznej, przedstawiając
swoje wersje dzieł takich kompozytorów jak Holst, Strawiński, Prokofjew czy
Bach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz