- Girl Can't Help It
- Positive Touch
- Suzanne
- Be Good To Yourself
- Once You Love Somebody
- Happy To Give
- Raised On Radio
- I'll Be Alright Without You
- It Could Have Been You
- The Eyes Of A Woman
- Why Can't This Night Go On Forever
Z cyklu „Atrakcyjna
Osiemdziesiątka”
Okrągłe rocznice sypią
nam się jak z rękawa. Wybór jest spory wśród trzydziestolatek. Ledwie wczoraj
była rocznica wydania albumu The Final Countdown grupy Europe, dziś rocznica
płyty Journey. Europe pomijam bo to chyba wszyscy znają, a Journey nie dość że
to w naszym kraju zespół niszowy to jeszcze bardzo go lubię. Do tego Raised On Radio jest ostatnią płytą
przed rozpadem grupy, a właściwie przed długą przerwą…
Zanim przejdziemy do
samej płyty należy wspomnieć o pewnych wydarzeniach i zawirowaniach, które
miały miejsce przed wydaniem tego krążka. W 1984 roku ukazuje się pierwszy
solowy album Steve’a Perry’ego Street Talk na którym znalazły się dwa hity Oh
Sherrie oraz Foolish Heart. Album był sporym sukcesem w Stanach. Gdy piosenki
ze Street Talk pięły się coraz wyżej na listach przebojów Perry dowiedział się,
że jego matka cierpi na ciężką chorobę. Z tego właśnie powodu Steve nie chciał
nagrywać nowej płyty Journey, chciał się nią zaopiekować. Jednak ta przekonała
go aby wrócił do zespołu i nadal z nim nagrywał. Steve tak zrobił, jednak
w tamtym czasie chciał to zrobić na własnych warunkach. Całkowicie przejął stery w zespole, stał się niemal despotą. To
właściwie on podejmował wszystkie decyzje. Chciał aby brzmienie Journey zmienić. Nie chciał aby zespół brzmiał jak jego solowy materiał, ale nie chciał
także wracać do tego co grali na poprzednich płytach. Grupa odbyła próby w
wielu studiach nagraniowych ponieważ Perry ciągle i ciągle nie do końca był zadowolony z
brzmienia zespołu.
Zmiany dotyczyły
również samego składu grupy. Na skutek decyzji Steve’a i akceptacji tego przez
Caina i Schona z zespołu zostali wyrzuceni dotychczasowy perkusista Steve Smith
oraz basista Ross Valory. Zastąpili ich muzycy studyjni. Raised On Radio było
właściwie dzieckiem Perry’ego. To on był jego producentem i to on decydował co i
jak. Właściwie decydował o wszystkim.
Przejdźmy do muzyki.
Nie będę tu, jak to zwykłem robić, opisywać albumu piosenka po piosence.
Skoncentruję się na tych, które najbardziej sobie cenię.
Zacznijmy od pierwszego
utworu Girl Can’t Help It, który był jednym z singli promujących ten album.
Fajna, spokojna piosenka. Na słoneczne, wolne przedpołudnie jak znalazł. Lubię
tej piosenki słuchać będąc nad morzem. Słoneczko, śniadanko na tarasie. Siedzę
i nic nie muszę.
Kolejny numer Positive
Touch to utwór bardziej żywiołowy przy którym noga sama chodzi. Neal gra tu
ciekawe gitarowe wstawki i niezłą solówkę. No i w tym utworze pojawia się
partia saksofonu, który robi tu świetny klimat. Pozytywny kawałek.
Kolejny numer to jedna
z moich faworytek z tej płyty. Mowa o Suzanne, która także była singlem.
Świetne klawisze i kapitalny bas. Tekst jest może banalny, ale nie o to chodzi.
Piosenka, którą często budzę moją Rodzinkę. Włączam i jak za dotknięciem magicznej
różyczki wszyscy stają na baczność, po chwili tańczą i śpiewają razem ze mną.
Plus miła, przejmująca solówka Schona.
Chwilkę po Suzanne
jest kolejny hicior grupy i pierwszy singiel promujący ten album. Mowa o Be
Good To Yourself. Trochę ostrzejsza (jak na ten album) piosenka z fantastycznym
wokalem Perry’ego i znakomitą pracą Schona na gitarze. Często nucę sobie ten
utwór gdy chcę sobie coś kupić, ale cena nie jest przyjazna. Wtedy pojawia się
„Bądź dla siebie dobry” i dana rzecz jest moja.
Dalej mamy na płycie
mały marazm. Nijakie Once You
Love Somebody. Następnie ballada Hapy To Give z charakterystycznymi
klawiszami lat osiemdziesiątych. I w końcu utwór tytułowy, który jest dla mnie
małym koszmarkiem tej płyty.
Ale zaraz potem mamy kolejny
przebój grupy I'll Be Alright Without
You. Ładna gitarka prowadząca. W drugiej części utworu Neal ma niezły moment i
wycina ciekawą solówkę (spokojną) na gitarze. Delikatny z pięknym głosem
Steve’a. To faworytka mojej Żony z tej płyty. Ciekawe dlaczego? Hmmmm...
Do końca płyty mamy jeszcze trzy piosenki. Z tej trójki najbardziej mi
leży The Eyes Of A Women. To także łagodna propozycja. Dla romantyków jak
znalazł. Ciekawy rytm wybijany na perkusji, wszędobylskie klawisze i rozmarzony
głos Perry’ego. Nie można nie wspomnieć o basie, który pięknie i wyraźnie zaznacza tu swoją obecność. Na sam koniec także ładna ballada Why Can't This Night Go On Forever z przejmującym głosem Steve’a i utrzymaną w podobnym nostalgicznym tonie gitarą Neala.
Mimo, że album odniósł
duży sukces (czwarta pozycja na liście Billboardu) sporo fanów do dziś narzeka
na materiał z tej płyty. Zarzuty pod jego adresem to między innymi popowe
brzmienie, muzyka dla panienek itp. Sporo ludzi dziwiło się gdzie podziało się
to stare, dobre Journey. Czy słusznie? Częściowo muszę się z tym zgodzić. Na
Raised On Radio nie uświadczymy praktycznie mocniejszej gitary. Co prawda Schon
gra pięknie swoje solówki, ale to wszystko jest wygładzone i nieco cukierkowe.
Mimo to bardzo lubię tę płytę i dość często do niej wracam. Może nie do
całości, ale większości piosenek słucham z wielką atencją. Poprawiają mi one
humor i przenoszą w czasie. Tak czy siak myślę, że to płyta raczej dla
romantycznych dusz. Dla fascynatów rockowego łojenia materiał z Raised On Radio
będzie raczej nudny i nie do przełknięcia.
Na marginesie dodam
jeszcze tylko, że w trakcie gdy piosenki z tego albumu odnosiły wielki sukces,
Perry przeżywał osobistą tragedię. Rozstał się ze swoją ukochaną Sherrie (to
właśnie jej była poświęcona piosenka z jego solowego albumu i to ją możemy
podziwiać w teledysku do tego utworu). Jednak Steve przeżywa jeszcze większą tragedię.
Dosłownie w jego ramionach umiera jego matka. Perry miał dość. Niestety miał
dość nie tylko Journey, ale muzyki w ogóle. Był zmęczony, od dziesięciu lat
ciągle w trasie i studiach nagraniowych.
Postanowił odejść z zespołu na dobre. Jednak jak się później okazało Journey
nagrali jeszcze jeden album z Perrym w składzie. Był rok 1996 i płyta Trial By
Fire, ale to całkiem inna opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz