sobota, 11 marca 2017

Camel - Nude (1981)

Side One:
1. City Life; 2. Nude; 3. Drafted; 4. Docks; 5. Beached; 6. Landscapes

Side Two:
1. Changing Places; 2. Pomp & Circumstance; 3. Please Come Home; 4. Reflections; 5. Captured; 6. The Homecoming; 7. Lies; 8. The Last Farewell: The Birthday Cake / Nude's Return


Z cyklu "Atrakcyja Osiemdziesiątka"
Dotychczas na blogu ukazały się recenzje trzech albumów tej znakomitej grupy. Były to Breathless, I Can See Your House From Here oraz Stationary Traveller. Pomiędzy nimi ukazały się jeszcze dwie płyty w tym opisywana tu za chwilę Nude. Przyznam, że to jedna z moich ulubionych płyt w ich dyskografii. Przez wielu uważana za słabą, zbyt delikatną i mdłą. Ja tak nie uważam i idąc dalej tropem opisywania tych rzekomo „słabych” albumów grupy, biorę się właśnie za Nude, który był powrotem do pomysłu albumów koncepcyjnych…

W czasie prac nad tym albumem w Camel pojawiła się odpowiedzialna za teksty grupy Susan Hoover, późniejsza życiowa partnerka Latimera. To ona wpadła na pomysł aby wspomniany koncept dotyczył historii żołnierza japońskiego, który przez wiele lat siedzi na jednej z wysp Pacyfiku, myśląc że nadal trwa druga wojna światowa. Taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce gdy na filipińskiej wyspie Lubang, armia japońska zostawiła jeden ze swoich oddziałów. Bohaterem płyty jest Nude, który uznany za zmarłego, zostaje po wielu latach odnaleziony i siłą sprowadzony do Japonii. Jednak Nude zawiedziony jest widokiem swojej ojczyzny, źle się tu czuje, nie może się zadomowić. Pewnego dnia znika i… słuchacz musi odpowiedzieć sobie sam na pytanie co się z tytułowym bohaterem stało. Zapewne zawiedziony, wraca na wyspę, na której spędził tyle lat, co wręcz sugeruje tytuł ostatniej kompozycji z tej płyty. 

Autorem niemal wszystkich kompozycji (współtwórcami dwóch utworów są Watkins i Schelhaas) jest oczywiście Andy Latimer. Oprócz niego w składzie nagrywającym tę płytę znaleźli się basista Colin Bass oraz perkusista Andy Ward, którzy we trzech tworzą jakby trzon grupy. Prócz nich na albumie zagrali też Mel Collins (saksofon, flet), Duncan Mackay (klawisze), Chris Green (wiolonczela), Herbie Flowers (tuba), wspomniany już  Jan Schelhaas (fortepian) oraz w jednym utworze Gasper Lawas na instrumentach perkusyjnych. Album w lwiej części składa się z utworów instrumentalnych. Jednak znalazło się też na nim kilka piosenek. 

Całość rozpoczyna jedna z tych właśnie piosenek, która nosi tytuł City Life. Przez jakiś czas budziła mnie tą piosenką moja Żona. Spokojny, utrzymany w pop-rockowej tonacji (ach ten bezprogowy bas i fajny saksofon w dalszej części). „Wake up, wake up, wake up” łagodny głos budził mnie ze snu. Następnie tytułowa miniaturka po której jeden z ukochanych przez fanów utworów Camel. Mowa tu oczywiście o piosence Drafted. Wiolonczela na początek, następnie bas i łagodny głos Bassa. Dalej utwór nieco się rozkręca dzięki fantastyczne partii Latimera na gitarze. Kiedy sobie przypomnę jak wspaniale wykonali tę piosenkę na krakowskim koncercie, w wakacje 2015, to łzy same cisną się do oczu. Przepiękny utwór z którym mam też inne wspaniałe wspomnienia. 
Docks rozpoczyna serię instrumentalnych utworów, bo aż do Please Come Home mamy właśnie do czynienia z takimi kompozycjami, które płynnie przechodzą jedna w drugą. Docks jest raczej mięsistym utworem (to basisko), bardziej rockowym (świetny popis Latimera). Następny Beached to również bardziej rockowa kompozycja, w której zespół zdecydowanie przyspiesza. W Landscapes za sprawą pięknych klawiszy i fletu mamy powrót do delikatności i marzycielskich nastrojów. Changing Places to także ładny flet, ale również interesujące dźwięki, nawiązujące do muzyki plemiennej. W następnym Pomp & Circumstance mamy ponownie sielankowy nastrój malowany przy pomocy klawiszy i fletu. 
Równie spokojna, wspomniana już piosenka,  Please Come Home przechodzi w subtelny, marzycielski wręcz Reflections, po którym z kolei usłyszymy mocniejszy i niespokojny Captured. Świetne bębny,  saksofon, w dalszej części gitara oraz klawisze, które malują przed słuchaczem obrazy schwytania naszego bohatera. 
W dalszej części najsłabszy na albumie, marszowy The Homecoming po którym usłyszymy kolejną poprawną piosenkę Lies. Całość zamyka fantastyczny The Last Farwell: The Birthday Cake/Nude’s Return.  

Album stanowi w zasadzie zwartą całość i w taki sposób należy tej płyty słuchać. Wyraźnie słychać tu nawiązania do muzycznych początków grupy, ale także dźwięki właśnie rozpoczynającej się dekady. W całości to kawał naprawdę dobrego grania, w którym można odnaleźć wiele ciekawych dźwięków i pomysłów. Dla mnie jest to po prostu piękna muzyka, piękne dźwięki i wspaniałe wspomnienia. W moim odczuciu z albumów dotychczas przedstawionych na blogu, Nude ustępuje miejsca jedynie płycie Stationary Traveller bijąc na głowę Breathless i I Can See Your House From Here. Warto ją mieć i warto słuchać bo to naprawdę bardzo fajna i ciekawa muzyczna opowieść.


1 komentarz:

  1. Od tej płyty zacząłem poznawać muzykę tego zespołu. Wizyta w popularnym sklepie sieciowym w swoim czasie z bardzo obfitym zaopatrzeniem w płyty z muzyką. Ja jeszcze wtedy niezbyt świadomy, słyszałem nazwę ale muzyki nie znałem. Widzę charakterystyczną okładkę, taka skromna lekko uboga. Proszę o przesłuchanie płytki i po 30 sek kończę, kupuje i wychodzę. Od tej płyty zaczęło się kompletowanie dyskografii. Ta płyta to dla mnie do tej pory nr 1 wśród płyt Camel, jedna w ogóle z bardziej lubianych. Pamiętam jak również dzięki okładce kupowałem drugi w kolejności poznawania album "Stationary traveler" i powiem szczerze początkowo byłem mocno rozczarowany, czułem się jakbym trafił na jakiś inny zespół. Oczywiście po czasie zrozumiałem ten album i bardzo go lubię. W tym zespole najbardziej lubię to że na każdej płycie jaka wydali znaleźć można ten magiczny klimat mimo, że poszczególne albumy różnią się między sobą. Pozdrawiam. PS. Ostatnio pojawiła się zapowiedź nowego wydawnictwa koncertowego Camela. Jest to wykonanie utworu "End of the line". Nie pamiętam kiedy ostatni raz słuchałem "Dust and dreams" kilka dobrych lat, już ją prawie zapomniałem, a tu proszę, przypomnienie.

    OdpowiedzUsuń