wtorek, 25 sierpnia 2015

Brand X - Unorthodox Behaviour (1976)


Side 1:
  1. Nuclear Burn
  2. Euthanasia Waltz
  3. Born Ugly
Side 2:
  1. Smacks Of Euphoric Hysteria
  2. Unorthodox Behaviour
  3. Running On Three
  4. Touch Wood
Jak już wiele razy wspominałem na blogu, Phil Collins jest jednym z moich muzycznych bohaterów. Człowiek orkiestra jak głosi tytuł jednej z książek jemu poświęconych. I to prawda. Collins angażował się w masę produkcji muzycznych, przede wszystkim jako muzyk sesyjny. Już kiedyś wspominałem, ze Phil brał udział w nagraniu ponad 120 płyt. Myślę, że ta liczba mówi sama za siebie.
Jednym z przedsięwzięć w które się mocno zaangażował był zespół Brand X. To była odskocznia Collinsa od poukładanego bębnienia w Genesis. Phil pragnął swobody, improwizacji i krzty szaleństwa. To wszystko nie było możliwe w jego macierzystej grupie i dlatego dołączył do Brand X, z którym nagrał kilka albumów i spełniał swoje jazzrockowe zamiłowania. W moim odczuciu występując w grupie Brand X udowodnił jak wspaniałym jest perkusistą. 

Początki zespołu sięgają jeszcze 1974. Wtedy to basista Percy Jones oraz klawiszowiec Robin Lumley postanawiają założyć nowy zespół. Do grupy dołączyli jeszcze świetny gitarzysta, były członek grupy Atomic Rooster John Goodsall, gitarzysta Pete Bonus, perkusista John Dillon oraz śpiewający Phil Spinelli. Zespół początkowo nagrywał utwory utrzymane w stylu funk i soul. Jednak odchodzili od tych klimatów, bardziej zaczął ich pociągać jazz-rock. W związku z takimi zmianami muzycznych klimatów zespół opuścili Spinelli i Dillon. Za perkusją miał zasiąść Bill Bruford. Wziął nawet udział w kilku próbach zespołu, jednak zobowiązania jakie miał w tamtym czasie wobec Gong nie pozwoliły mu na współpracę z Brand X. Grupa ponownie została bez perkusisty. I właśnie wtedy Danny Wilding polecił chłopakom Phila Collinsa. Ten niemal od razu zgodził się na dołączenie do grupy, która rozpoczęła komponowanie nowych utworów. 
Unorthodox Behaviour został nagrany w 1975 roku w Trident Studios. Co ciekawe w tym samym czasie, w tym samym budynku, zespół Genesis nagrywał płytę A Trick Of The Tail. Phil biegał z pietra na piętro aby nagrywać z dwoma zespołami, co się doskonale udało. Na debiutanckim albumie grupy Brand X znalazło się siedem instrumentalnych kompozycji, które w większości powstały w wyniku spontanicznego grania, które dawało muzykom mnóstwo radości i to słychać na tym albumie. Płyta trafiła do sprzedaży w połowie 1976 roku. Aaaaaa… jeszcze nazwa zespołu. Od początku grupa zajmowała się muzyką, panowie nie myśleli o nazwie dla zespołu. Jednak przecież trzeba było coś wpisywać w rubryki studia nagrań. Pewnego dnia jeden z pracowników wpisał w pole „nazwa zespołu” Brand X i tak zostało.
Już pierwsza kompozycja z tego albumu zatytułowana Nuclear Burn powala na kolana. To między innymi ten utwór pokazuje jak świetnym perkusistą jest Collins. To od jego uderzeń zaczyna się ta kompozycja. Do tego kapitalny bas Jonesa no i ta gitara Goodsalla, która wyśmienicie wchodzi w okolicach 1:30. Ale nie można też nie wspomnieć o wspaniałej grze Lumley’a na pianinie elektrycznym.  Kapitalny otwieracz. 
Dalej wcale nie jest gorzej. Druga kompozycja (Euthanasia Waltz) to piękna gitara akustyczna w roli głównej. Ponownie świetne pianino elektryczne. Fajne zmiany tempa, luzacki, ale skomplikowany rytm całej kompozycji nie pozwala się nudzić ani przez minutę. Wielki plus dla Jonesa za kapitalne solówki na basie. Kolejny Born Ugly to już nieco bardziej skomplikowana propozycja. Wyśmienite partie fortepianu i funkująca gitara. Uwielbiam tu solo fortepianowe, które pojawia się w okolicach drugiej minuty oraz bardzo ciekawe wejście gitary po upływie czterech minut. Zaraz po otwieraczu mój ulubiony kawałek z tego albumu.




Smacks Of Euphoric Hysteria otwiera drugą stronę winylowego wydania. Sam początek to ponownie kapitalne wejście Collinsa na perkusji oraz Jonesa na basie. Fajne płynne klawisze, które znakomicie brzmią w drugiej części utworu oraz ciekawy motyw gitarowy w wykonaniu Goodsalla dopełniają całości. Colins świetnie prowadzi cały ten kawałek i trochę go kradnie. Utwór tytułowy natomiast otwiera Phil wystukując rytm, który brzmi niczym tykanie zegara. Towarzyszy mu świetny bas Jonesa. Na uwagę zasługuje tu moog przypominający nieco dokonania Zawinula w Wether Report. Powiem szczerze, że jakoś nigdy mi ta kompozycja nie przypadła w całości do gustu. . 
Running On Three to szaleńczy popis Collinsa na perkusji. Kapitalnie pokazał tu swoje umiejętności. Świetna gitara Goodsalla i rytmiczny bas uzupełniają się wyśmienicie z tym popisem Phila, który niezmiennie od lat uwielbiam. Znakomita kompozycja. 
Płytę zamyka krótki trzyminutowy utwór Touch Wood. Tu usłyszymy bardzo spokojny początek z fortepianem i gitarą klasyczną w rolach głównych. Chwilę później dołącza się delikatnie bas. Już na sam koniec usłyszymy ładne, ale krótkie solo na saksofonie sopranowym wykonane przez Jacka Lancastera. 

Album odniósł spory sukces. W dość szybkim czasie został sprzedany w ponad stu tysiącach egzemplarzy. Na liście Billboardu doczłapał się do 191 miejsca i zbierał dość dobre recenzje krytyków. Brand X zdobył zainteresowanie wśród sympatyków jazz-rockowego grania. Dla mnie osobiście to jeden z ważniejszych albumów lat siedemdziesiątych jeśli chodzi o jazz-fusion. Warto mieć na półce. 
Panowie potwierdzili swoją pomysłowość, wspaniałą technikę i wykonanie na kolejnym albumie zatytułowanym Moroccan Roll, ale o tym może w przyszłości.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam ten album, a Phil Collins to jest mistrz. Muzyka to miód po prostu! Te instrumenty, wszystko wypracowane co do ostatniej nuty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Great delivery. Outstanding arguments. Keep up the amazing effort.

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja "Moroccan Roll" była inspiracją by zamalować kolejną "muzyczną białą plamę", czy zespół Brand X. Nazwę oczywiście słyszałem nie raz. To, że grał w niej Phil Collins też. Jednak dopiero teraz sięgnąłem po debiut. Nie chcę szufladkować, ale dla mnie "Unorthodox Behaviour" to 40 minut bardzo interesującego grania. A czy to jazz-rock, czy fusion, to sprawa drugorzędna. Dla mnie to płyta, z którą powinien zapoznać się każdy fan muzyki. Pozdrawiam Adam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspomniana płyta Genesis nazywała się „A Trick of the Tail”- drobna literówka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna recka. Dobrze się czyta, słuchając przy okazji tego, nie da się ukryć, muzycznego arcydzieła. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja. Dobrze się czyta, jednocześnie słuchając tego, nie da się ukryć, muzycznego arcydzieła. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń