Side 1:
1.The Stubbs Effect; 2.Big Jobs (Poo Poo Extract); 3.Going Up To People and Tinkling; 4.Calyx; 5.Son Of 'There's No Place Like Homerton; 6.Aigrette; 7.Rifferama
Side 2:
1.Fol de Rol; 2.Shaving Is Boring; 3.Licks for the Ladies; 4.Bossa Nochance; 5.Big Jobs No. 2 (By Poo and the Wee Wees); 6.Lobster in Cleavage Probe; 7.Gigantic Land Crabs in Earth Takeover Bid; 8.The Other Stubbs Effect
Wczoraj wieczorem po powrocie do domu, no nie mogło być inaczej, trzeba było coś włączyć. Muzyka to podstawa. Zawsze tak było. Telewizora nie posiadam już od wielu lat, szkoda czasu na te pseudointelektualną papkę, „obiektywnych” dziennikarzy i bełkot polityków. Ale co włączyć? Mimo, że jakoś w miarę znoszę te upały, to jestem przymulony, nieskoncentrowany i trochę rozbity. Pomyślałem, że mam chyba ochotę na kanterberyjskie dźwięki, koniecznie z basem i głosem Richarda Sinclaira. Tak, to jeden z moich ukochanych głosów w rocku progresywnym. Pamiętamy go chociażby z występów w grupie Caravan czy Camel. I tak wybór padł na supergrupę Hatfield And The North. Dlaczego supergrupa? Wystarczy zobaczyć kto brał udział w nagraniu tego albumu. Otóż byli to wspomniany już wcześniej Richard, ale ponadto gitarzysta Phil Miller (Matching Mole), perkusista Pip Pyle (Gong) oraz klawiszowiec Dave Stewart (Egg). Zaznaczę tylko, że wcześniej na klawiszach grali Steve Miller i Dave Sinclair. Należy jeszcze wspomnieć o gościach, którzy brali udział w nagraniu tej płyty. Byli to między innymi Robert Wyatt i dziewczyny z The Northettes: Amanda Parsons, Barbara Gaskin oraz Ann Rosenthal. No i co? Wspaniała obsada, prawda? Dodam jeszcze tylko, że grupa swoją nazwę zaczerpnęła ze znaku kierunkowego pod Londynem.
Muzyka zawarta na tym
albumie to fuzja jazzu, harmonii i improwizacji, połączonych z atrakcyjnymi,
delikatnymi melodiami. Naprawdę ładnie to wszystko brzmi choć
album wcale łatwy w odbiorze nie jest.
Sam początek płyty to
kilka muzycznych miniatur. Fantastyczny głos Sinclaira (szkoda że tak krótko) w
Big Jobs (Poo Poo Extract) i świetna praca jego basu w Going Up
To The People and Tinkling. Należy zwrócić także uwagę na fantastyczne klawisze
Stewarta. Bardzo mi odpowiada ten początek płyty. Atrakcyjne jazzowe
granie. W Calyx pojawia się wspomniany Robert Wyatt, którego wokalizy robią
spore wrażenie. Nie, nie wydziera się tu, to spokojny stonowany, klimatyczny
numer. Następnie przychodzi czas na pierwszego
„długasa” tej płyty. Kapitalne elektryczne pianino na dzień dobry. Dalej
fantastyczny bas, no i nie można zapomnieć o fenomenalnej pracy perkusji w tym
kawałku. Pojawia się tu kolejny gość Geof Leigh na saksofonie (w dalszej części
na flecie). Ależ to gra, coś wspaniałego. Nie można oderwać uszu od gry
Stewarta. W okolicach 5:30 usłyszymy dziewczyny z The Northettes, a następnie świetny
gitarowy motyw. Słuchając tej kompozycji odnoszę wrażenie, że każdy z panów
zagrał swoje jak najlepiej, a po połączeniu wszystkich instrumentów powstał
kapitalny numer. Dalej mamy jeszcze piękną miniaturę Aigrette i zamykającą
pierwszą stronę wydania winylowego Rifferama, nieco funkującą kompozycję z genialną
grą Millera na gitarze i świetnym basem Sinclaira.
Druga strona to spokojny,
relaksacyjny wręcz Fol De Rol. Natomiast kolejny numer Shaving Is Boring to już
ostra, zdecydowanie mroczna jazda. Mocna
gitara Millera, kapitalny bas Richarda i te organy Stewarta. Naprawdę niezły
odlot. To druga najdłuższa kompozycja na tym albumie. Ten utwór to znakomita
mieszanka jazzu, Krautrocka i elementów psychodeli. W okolicach szóstej minuty
mamy wyśmienity innowacyjny pomysł z nagłym urwaniem utworu. Słyszymy
otwieranie kolejnych drzwi, z których dobiegają nas odgłosy różnych piosenek.
Zespół wybiera jakby najlepszy w tej chwili pokój i słyszymy kompletnie inną
muzykę niż to miało miejsce przez wcześniejszych sześć minut. Jedna z moich
ulubionych na tej płycie.
Licks For The Ladies to ponownie spokojniejsza odsłona na tym albumie w którym usłyszymy śpiew Sinclaira, podobnie jest w Big Jobs No.2 (By Poo And The Wee Wees), która chyba była nastawiona na komercyjny sukces. W Lobster In Cleavage Probe ponownie usłyszymy śpiew dziewczyn, piękny flet Leigha i wyśmienite klawisze Stewarta, który notabene jest autorem tej piosenki.
Na sam koniec usłyszymy mocniejszy akcent. Agresywna gitara, posępny klimat w początkowej fazie tego utworu ustępuje miejsca bardziej pogodnej drugiej jego części. Kapitalna końcówka tego albumu. Usłyszymy jeszcze co prawda jeden utwór, ale to klawiszowa miniaturka.
Wydanie kompaktowe zawiera dodatkowe trzy utwory, które moim zdaniem bardziej pasują do ich kolejnego albumu The Rotter’s Club, o którym niebawem.
Hatfield And The North to wspaniały album. Mieszanina przeróżnych stylów muzycznych, która daje kapitalny końcowy efekt. Świetne wokale, wyśmienite elektryczne solówki, piękny bas i anielskie głosy dziewczyn z The Northettes. To wszystko podlane bajkowym fletem i fantastyczną pracą Pyle’a na perkusji. Czego chcieć więcej? Jak wspominałem na początku, nie jest to łatwy album. Ja przekonałem się do niego po kilku przesłuchaniach i teraz jest to jeden z klejnotów w mojej kolekcji. Naprawdę warto posłuchać. Miłośnicy sceny Canterbury będą ukontentowani w całości.
Licks For The Ladies to ponownie spokojniejsza odsłona na tym albumie w którym usłyszymy śpiew Sinclaira, podobnie jest w Big Jobs No.2 (By Poo And The Wee Wees), która chyba była nastawiona na komercyjny sukces. W Lobster In Cleavage Probe ponownie usłyszymy śpiew dziewczyn, piękny flet Leigha i wyśmienite klawisze Stewarta, który notabene jest autorem tej piosenki.
Na sam koniec usłyszymy mocniejszy akcent. Agresywna gitara, posępny klimat w początkowej fazie tego utworu ustępuje miejsca bardziej pogodnej drugiej jego części. Kapitalna końcówka tego albumu. Usłyszymy jeszcze co prawda jeden utwór, ale to klawiszowa miniaturka.
Wydanie kompaktowe zawiera dodatkowe trzy utwory, które moim zdaniem bardziej pasują do ich kolejnego albumu The Rotter’s Club, o którym niebawem.
Hatfield And The North to wspaniały album. Mieszanina przeróżnych stylów muzycznych, która daje kapitalny końcowy efekt. Świetne wokale, wyśmienite elektryczne solówki, piękny bas i anielskie głosy dziewczyn z The Northettes. To wszystko podlane bajkowym fletem i fantastyczną pracą Pyle’a na perkusji. Czego chcieć więcej? Jak wspominałem na początku, nie jest to łatwy album. Ja przekonałem się do niego po kilku przesłuchaniach i teraz jest to jeden z klejnotów w mojej kolekcji. Naprawdę warto posłuchać. Miłośnicy sceny Canterbury będą ukontentowani w całości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz