piątek, 5 sierpnia 2016

Nektar - Recycled (1975)


Side One:
  1. Recycled - Part One: a) Recycle; b) Cybernetic Consumption; c) Recycle Countdown; d) Automaton Horrorscope; e) Recycling; f) Flight To Reality; g) Unendless Imagination?
Side Two:  
  1. Recycled - Part Two: a) São Paulo Sunrise; b) Costa Del Sol; c) Marvellous Moses; d) It's All Over
27.07.2016 zmarł Roye Albrighton wspaniały gitarzysta i wokalista, a także frontman grupy Nektar. To jak zwykle bardzo smutna wiadomość. Nie mogłem zostawić tego wydarzenia bez choćby małego wspomnienia. Dlatego dziś Nektar i album Recycled. Dlaczego ten? Otóż był pierwszym z którym się zetknąłem jeśli chodzi o dyskografię zespołu. I jak to często bywało kupiłem go w ciemno przez okładkę. Spodziewałem się jakiejś psychodelii i kompletnych odjazdów, a dostałem wspaniały album z półki rocka progresywnego…

Proszę spojrzeć, czy ta okładka nie robi wrażenia? W wydaniu winylowym które wtedy kupiłem była oryginalna wkładka, która po rozłożeniu przedstawiała całość obrazu. Taki wewnętrzny gatefold (foto). Do tego sama płyta jest gruba, ciężka, taka ówczesna sto osiemdziesiątka. Po latach mogę powiedzieć, że to był znakomity strzał w ciemno. Okazało się bowiem, że to jeden z najlepszych (w mojej ocenie) albumów tego zespołu.
Historia grupy jest dość ciekawa ponieważ to angielski zespół, który powstał w Hamburgu. To w 1970 roku skrzyżowały się drogi muzyków późniejszego Nektar. Wszyscy oni grali wtedy w tamtejszych klubach. Alan „Taff” Freeman (klawisze), Ron Howden (perkusja) i Derek „Mo” Moore (bas) wspierali grupę Prophecy i w jednym z takich klubów spotkali wspaniałego gitarzystę Roye’a Albrightona. Postanowili założyć wspólnie zespół co też się stało. Do już wspomnianych muzyków dołączył kolejny członek grupy Mick Brockett. Nie grał on jednak na żadnym instrumencie, natomiast był mistrzem oświetlenia przy pomocy którego tworzył wspaniałe świetlne spektakle podczas koncertów grupy.
W nagraniu płyty Recycled brał też udział Larry Fast znany z tworu Synergy (wspomnę o nim na blogu w przyszłości), który fantastycznie obsłużył tu Mooga. W nagraniu brał też udział The English Chorale. 
Recycled to album koncepcyjny z naciskiem na pierwszą część (strona druga jedynie nawiązuje do pierwszej). Zespół w trakcie trasy, którą odbył w 1974 roku po Stanach przerażony był ilością odpadów jakie ludzie produkują nie wykorzystując ich powtórnie. Wtedy narodził się pomysł stworzenia albumu, który poruszałby te sprawy. Opowiada bowiem o środowisku naturalnym, o jego dewastacji przez człowieka i o ewentualnych konsekwencjach takiego postępowania. Strona pierwsza, na którą składa się siedem krótkich utworów, to dość przerażająca i niemal prorocza wizja przyszłości. Panowie z Nektar przedstawiają zniszczony ekologicznie przez chciwość ludzką świat. Przez inwazyjną politykę człowieka wyginie bezpowrotnie wiele gatunków zwierząt, pięknych krajobrazów i roślin. To obawa o przyszłość przyrody. Nie mamy zbyt dużo czasu zanim pójdziemy na dno.

A jak jest muzycznie? Moim zdaniem świetnie.
Pamiętam jednak pierwszy odsłuch. Na początek wspaniałe złowrogie bębny, a chwilę później muzyka jak z filmu Shaft. Mówię sobie „Cóż, trudno niech będzie funk”. Jednak po kilkudziesięciu sekundach pojawiają się fajne kosmiczne klawisze. Śpiew Albrightona brzmi wspaniale. Zwrotki to klawisze i uderzenia basu. W refrenach mamy rozwinięcie skrzydeł, znakomita melodia, świetne partie wszystkich instrumentów. Utwór pierwszy płynnie przechodzi w kolejny zatytułowany Cybernetic Consumption. Kapitalny instrumentalny utwór z genialnymi klawiszami i nie gorszą niemal hardrockową gitarą w początkowej części. Całość imituje odgłosy jakiejś fabryki i jej linii produkcyjnej. Cudo.
W następnej części mamy logiczny powrót do pierwszego utworu i jego motywu przewodniego. Natomiast część zatytułowana Automation Horrorscope początkowo brzmi bardzo futurystycznie by dalej powrócić do bardziej tradycyjnego grania lat siedemdziesiątych z bębnami, basem i gitarą w roli głównej. Płynne przejście i mamy znakomity fortepian, gitarę oraz śpiew Roye’a.
Stronę pierwszą kończą żywiołowy Flight To Reality oraz najdłuższy, bo trwający ponad cztery i pół minuty Unendless Imagination?, który jest bardziej rozbudowaną kontynuacją poprzednika. Zmiany tempa i wspomniany na początku chór, który robi tu kapitalny klimat. To kumulacja strony pierwszej, która brzmi symfonicznie, podniośle, potężnie. Znakomite zamknięcie. Cała strona pierwsza zasługuje na brawa, wszystkie części idealnie do siebie pasują, jedna wynika z drugiej tworząc logiczną całość.

Strona druga to cztery utwory w większości pełne uroku i świetnych pomysłów, które nawiązują do tematyki płyty.
Sao Paulo Sunrise dzięki klawiszom kapitalnie się rozkręca. Słuchając tego początku mam skojarzenia z twórczością The Alan Parsons Project. Po pojawieniu się gitary utwór rozpędza się dryfując w okolice funku.
Tak dość niespodziewanie Sao Paulo Sunrise przechodzi w Costa Del Sol, które jest kontynuacją tego pierwszego. Bardzo przyjemna piosenka z wyraźnym basem i radosnymi partiami fortepianu.
Marvellous Moses. To już powrót do bardziej progowego grania. Znakomity, wyraźny bas i dobry śpiew Albrightona. Wyśmienite zmiany nastrojów, przyspieszenia, zwolnienia, mocne wejścia i łagodne melodie.
Na sam koniec przepięknej urody ballada It’s All Over. Całość prowadzi ładna gitara i klawiszowe tła. Na koniec przepiękny fortepian. Choć w wymowie utwór jest bardzo pesymistyczny to sama muzyka jest fantastyczna.

Dla mnie Recycled to bardzo udany album w ich dyskografii i chyba ostatni, który można zaliczyć do ich największych. Szczególnie strona pierwsza robi wrażenie. Dobre pomysły, melodyjność, zmiany nastrojów i tempa. Albrighton ze swoją gitarą zapędza się czasami w stronę hardrockowych klimatów przy czym nie porywa się na solówki, a raczej  operuje riffami. Wyraźny bas Moora przez niemal cały  album, który wraz z perkusją Holdena tworzą znakomitą sekcję. Brawa również dla klawiszowców Freemana i Fasta. Gdy słucha się tych utworów odnosi się wrażenie, że panowie wyprzedzili swoje czasy bo te klawisze brzmią chwilami jak z lat osiemdziesiątych. Naprawdę dobry album. Na koniec jak zwykle, drogi Roye’u dziękuję za wszystko i do zobaczenia po drugiej stronie.

2 komentarze:

  1. Dzięki Pana blogowi po raz kolejny miałem okazję posłuchać interesującej muzyki. W ubiegłym tygodniu Solaris, a dziś Nektar. Dodam tylko, że zespół nie jest dla mnie całkowicie anonimowy. Kilka lat temu przeczytałem recenzję jednej z jego poprzednich płyt. Konkretnie „A Tab in the Ocean”. Tyle, że wtedy skończyło się na lekturze artykułu. „Recycled” już przesłuchałem. I wszystko wskazuje na to, iż w najbliższym czasie postaram się sięgnąć po inne płyty zespołu. Dodam tylko, że „Recycled” pokazuje, że rock progresywny to nie tylko Pink Floyd, Genesis czy też King Crimson. Okazuje się , że wymienione zespoły (i jeszcze kilka innych) miały „za plecami” całkiem sporą „konkurencję”. I tu pojawia się pytanie: dlaczego grając tak ciekawą muzykę Nektar nie zdobył większej popularności. Choć może się mylę, bo wg Wikipedii płyta „Remember the Future” (z roku 1973) osiągnęła 19 miejsce w Stanach Zjednoczonych.
    Pozdrawiam, Adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to w muzyce jest najpiękniejsze. Życia nam nie wystarczy aby poznać te wszystkie zespoły, Artystów i ich płyty. To niezmierzone oceany, z czego osobiście się cieszę. Bo choć w kolekcji sporo płyt to rok w rok dochodzi kolejnych 160 - 180 i ciągle poznaję nowe.
      Dlaczego takie zespoły są mniej znane? Często nie były promowane, czy to przez wytwórnie, czy przez radio. Często ich muzyka uważna była za gorszą czy wręcz epigońską więc po co się nimi zajmować. Część nie miała po prostu szczęścia.
      Do albumu "Remember the Future" niebawem wrócę na blogu.
      Pozdrawiam.

      Usuń