- Prolog
- Wyspa Umarłych
- Pegaz - Lotny Rumak
- Echo Kołyski
- Kości Zostały Rzucone
- U Stóp Krzyża
- Epilog
8. Czas Się Zatrzymał Na Pierwszej Godzinie
Dziś wracam do
wspomnianej we wcześniejszym wpisie powagi i zadumy. Z taką mamy do czynienia
na tym znakomitym albumie. Jak już wspomniałem w tych dniach przedświątecznych
wyciszam się maksymalnie, nie biegam po sklepach, nie interesuje mnie to całe
skomercjalizowanie tych świąt. Wiele razy wspominałem także o tym, że często
wspominam tych którzy już odeszli. Grudzień i okolice świąt to czas w którym
odeszło wielu moich bliskich, ale także osób publicznych, które sobie ceniłem.
Ten album będący wynikiem spotkania dwóch niesamowitych muzyków pomaga mi w tym
wyciszeniu i wspominkach. To co? PLAY i…
Jako się rzekło muzyka
zawarta na tej płycie jest wynikiem spotkania tych dwóch panów. Dodajmy,
przypadkowego spotkania, do którego doszło wiosną 1985 roku w katowickiej
Katedrze Chrystusa Króla. Obydwaj panowie porozmawiali i zdecydowali, że
pograją razem. Podzielili się w ten sposób, że Banasik zagrał na organach
katedralnych, natomiast Skrzek zajął się obsługą syntezatorów z naciskiem na
minimooga. Owocem tej współpracy była pierwsza kompozycja z tej płyty, która
nosi tytuł Prolog. Pozostały materiał (sześć kompozycji) został nagrany dopiero
po dwunastu latach czyli w 1997.
Wspominałem już także
jak sobie cenię organy kościelne, a ściślej rzecz ujmując ich brzmienie. Miałem
przyjemność uczestniczyć jako słuchacz w bardzo wielu koncertach organowych w
Polsce i na świecie. Często były to całkiem przypadkowe recitale. Zwiedzając
przeróżne katedry i kościoły często natykałem się na przypadkowe koncerty
wirtuozów tego znakomitego instrumentu. Po prostu akurat w tym czasie trenowali
doskonaląc swoją grę. Zawsze siadałem w ławach i odpływałem. Studiując, a
później przez wiele lat mieszkając w Łodzi, chodziłem na comiesięczne koncerty
organowe organizowane w kościele Św. Mateusza pod nazwą Niedziela z muzyką,
które odbywają się tam od 1996 roku. Inicjatorką i kierownikiem artystycznym
tych koncertów jest pani Irena Wisełka-Cieślar. Wiele razy miałem okazję
posłuchać Pani Ireny w akcji. Chapeau bas. Znakomite koncerty podczas których
swoje umiejętności gry na organach prezentowała polska czołówka
organistów. Aż łza się w oku kręci na samo wspomnienie. To jeden z ogromnych
minusów mojej wyprowadzki z Łodzi, brak możliwości uczestniczenia w tych
przepięknych koncertach. Ale widzę, że te nadal się odbywają i jeżeli Czytelnik
jest z Łodzi to zachęcam z całego serca.
No ale powróćmy w końcu
do omawianej tu płyty. Rozpoczyna się, jak już wspomniałem utworem
zatytułowanym Prolog. Jest to najdłuższa kompozycja jeśli chodzi o materiał
podstawowy (jest jeszcze jeden dłuższy bonus). Kompozycja trwa niecałe
siedemnaście minut, a klimat jest tak wspaniały i wciągający, że nim się
obejrzymy, a utwór się skończył. Kapitalna współpraca Mooga i organów
kościelnych. Te drugie nadają całej kompozycji powagi i pewnego rodzaju
dostojności. Natomiast syntezator Skrzeka wprowadza nieco kosmiczny klimat.
Obydwaj panowie i zarazem obydwa instrumenty znakomicie się uzupełniają.
Niesamowita współpraca dwóch instrumentów z kompletnie innych epok. Uwielbiam
tu ten delikatny niepokój wprowadzony przez Banasika i wspomniany już kosmos
Józka. Wracając do wspominek już nieobecnych, Prolog wywołuje u mnie swojego
rodzaju rozdarcie wewnętrzne. Bo z jednej strony ten organowy, poważny klimat
przypomina te ciężkie chwile i tęsknotę za nimi. Z drugiej strony syntezator,
który przywołuje te radosne obrazy z czasów gdy jeszcze żyli. W zasadzie
ten kapitalny utwór mógłby zaczynać i kończyć tę płytę. Jest samowystarczalny,
zjawiskowy i niepowtarzalny. Panowie Banasik i Skrzek pokazali tu jak wspaniale
może współpracować dwóch muzyków, jak improwizując, potrafią stworzyć tak
kapitalne dzieło, jakim bez wątpienia jest Prolog. Znakomity utwór.
Kolejne kompozycje są
zdecydowanie krótsze bo trwają średnio 4-5 minut. Wyjątkiem jest utwór zatytułowany Kości Zostały Rzucone,
który trwa osiem i pół minuty. Ale po kolei.
Zaraz po arcyciekawym
Prologu usłyszymy Wyspę Umarłych. To wyjątkowo smutny utwór, który na początku
przypomina mi kompozycję Ennio Morricone zatytułowaną Man With A Harmonica ze
znakomitego filmu Leone Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie. Przepiękny to utwór,
mówię oczywiście teraz o Wyspie Umarłych. Fragment z syntezatorem Józka
dosłownie rozrywa serce na strzępy. Do tego znakomicie wtóruje mu Michał na
organach, które mają tu wyraźnie charakter niemal pogrzebowy.
Pegaz – Lotny Rumak
jest już zdecydowanie żywszym utworem z wyśmienitym popisem Banasika na
organach. Ale i Skrzek nie pozostaje w tyle malując przejmujące obrazy. Ten
utwór idealnie pasowałby jako podkład do filmu fantasy. Jeden z moich
ulubionych na tym krążku. Jak do manuałów dołączają pedały czyli klawisze
organowe obsługiwane nogami, to aż ciary idą po plecach. Cudo.
Echo Kołyski. Początek
należy do Józka, do którego troszkę nieśmiało dołącza Michał. Te przejmujące
kosmiczne dźwięki syntezatora do których w dalszej części dołączają już
bardziej zdecydowane organy, tworzą znakomitą mieszankę dzięki której niemal
odlatuję z fotela, przechodzę przez niewidzialną powłokę i unoszę się z dala od
naszej planety przesiąkniętej na wskroś podłością, zawiścią, pazernością i
głupotą. Ach…
Dalej mamy wspomniany
już utwór zatytułowany Kości Zostały Rzucone, który po dość optymistycznie
brzmiącym początku przeradza się w coraz bardziej niespokojny. Obydwa
instrumenty kreślą tu dość apokaliptyczną wizję. No może przesadzam z tą
apokalipsą, ale niewątpliwie należy go zaliczyć do tych dramatycznych i nieco
przerażających.
U Stóp Krzyża jest
utworem, który był pierwszym z tej płyty, który usłyszałem pod koniec lat
dziewięćdziesiątych. Niezwykle spokojny, dostojny. Znakomite partie Banasika na
początku utworu. Gdy dołącza Skrzek łzy same płyną po policzkach. Piękno samo w
sobie.
Album zamyka Epilog. Diaboliczny
początek zagrany na organach zwala z nóg. Ależ znakomite, niemal minutowe
rozpoczęcie tej kompozycji. Później się uspokaja, do głosu (przez kolejną
minutę) dochodzi Skrzek. Taki spokojny klimat utrzymuje się niemal do samego
końca, bo w samej końcówce ponownie robi się głośniej. Kompozycja zdecydowanie
należy do Banasika. Bardzo klimatyczne i ładne zamknięcie tego genialnego
albumu.
Do opisywanego tu
wydania z 2009 roku został dołączony jeszcze jeden utwór bonusowy, wcześniej
nigdy nie wydany. Czas Się Zatrzymał Na Pierwszej Godzinie. Nagrania dokonano w marcu 1990 roku w
Planetarium Śląskim w Chorzowie. I choć sam utwór jest kapitalny to pasuje
trochę do wcześniejszego materiału jak pięść do nosa. Rozumiem, że wydawca
chciał dodatkowo czymś zachęcić potencjalnego kupującego i fana twórczości
Józefa Skrzeka. Naprawdę znakomity, trwający nieco ponad siedemnaście minut
utwór, jednak osobiście nie lubię takich dodatków. Choć klimat również
podniosły, to bez organów kościelnych to już nie jest to.
Wracając jednak do
podstawowego materiału. To kapitalna podróż przez duszę człowieka. Opowiada o nim
samym jak i jego przemijaniu. Dla mnie osobiście, jak już wspominałem, to płyta
dzięki której zastanawiam się nad naszym jestestwem, ale przede wszystkim
wspominam już nieobecnych. I choć staram się iść do przodu to będzie mi ich
bardzo brakowało przy wigilijnym stole. Ta płyta powoduje również, że
zastanawiam się nad tym dlaczego ludzie są tacy jacy są. Niestety przeważają te
złe cechy. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, widocznie taka nasza natura. Ale
czy nie szkoda czasu na marnowanie go na swary. Przecież życie mamy tylko
jedno. Ale ta płyta to także
wspomnienie Michała Banasika, który zmarł w 2010 roku. Zmarł jak prawdziwy
Artysta. Otóż po zakończeniu jednego z koncertów, jaki dawał na Bali, padł
nieżywy przy ogłuszającej owacji publiczności.
Cześć, zapraszam do współpracy!
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/groups/742109655920410/
Wiesz, chętnie. Problem polega na tym, że nie używam Facebooka.
UsuńDzięki za odwiedziny. Pozdrawiam