- Santiago
- Leda
- Conn
- CT 6
- Brilla
Proszę mi odpowiedzieć.
Jak nie kupić płyty, która posiada taką okładkę? Wystarczy spojrzeć na te
postaci w płaszczach, które miast głów mają zegarkowe tarcze. No musi być tu
coś intrygującego, coś od czego nie będzie się można oderwać, muzyka zawarta na
placku musi nas porwać. Tak właśnie
kiedyś kupowało się płyty. Wiem, znowu zrzędzę. Ale czy nie miało to swojego uroku?
Tym bardziej 1973 rok, to musiało być coś dobrego i rzeczywiście jest…
Zespół pochodzi z
Włoch. Powstał w miejscowości Pinerolo, która leży niedaleko Turynu.
Pomysłodawcą grupy był Fiorenzo Bonasone (wiolonczela, elektryczny fortepian,
syntezator), który otoczył się znakomitymi muzykami tworząc Dedalus. Tymi
muzykami byli Enrico Gosso (perkusja) oraz bracia Di Castri, Marco (gitara,
saksofon) i Furio (gitara basowa). W składzie znalazł się również Rene Montegna
z zespołu Aktuala, który zagrał tu na afrykańskich instrumentach perkusyjnych.
Sama nazwa zespołu pochodzi podobno od greckiego słowa „Daidalos” co można
przetłumaczyć jako pomysłowy, kunsztowny. Inne znaczenie tego słowa to Dedal,
postać z mitologii będąca między innymi uosobieniem pracowitości i pomysłowości.
Dedalus to debiutancka
płyta tej grupy w całości instrumentalna. To niesamowity jazz-rock z domieszką psychodelii
i kropelką kanterberyjskich dźwięków.
Więc co się tu dzieje
muzycznie? Sporo. Już pierwsza kompozycja zatytułowana Santiago to potwierdza. Otwiera
ten utwór znakomita sekcja napędzająca tę kompozycję, której kapitalnie
towarzyszy Fender. Chwilę później włącza się gitara ze wspaniałą improwizacją. W
dalszej części ów gitarę zastępuje znakomity saksofon. Następnie na
czoło wysuwa się elektryczna wiolonczela tworząc wspomniane wcześniej
psychodeliczne obrazy. Nie łatwy, ale kapitalny początek.
Dalej wcale nie jest gorzej.
Następny utwór nosi tytuł Leda. Tu od początku usłyszymy elektryczny fortepian
i gdzieś tam bzyczącą gitarę w tle. Chwilę później włącza się sekcja i saksofon,
który maluje swoje zawiłe obrazy. Druga część to popis znakomitego basu,
perkusji i wspomnianego już elektrycznego fortepianu.
Stronę pierwszą zamyka
utwór Conn. Niespokojnie od początku, napięcie, eksperymenty dźwiękowe. Później
wchodzi rytmiczna perkusja, bas i saksofonowe wariacje. Do tego przeróżne
odgłosy i dźwięki generowane przy pomocy perkusjonaliów. Tu także swoje
możliwości ponownie pokazuje wiolonczela.
Druga strona to dwie
kompozycje. Pierwszą z nich jest trwający nieco ponad czternaście minut utwór
CT 6. Ta kompozycja to właściwie popis wszystkich instrumentów. Na początku
małe zmiany tempa i nastrojów. Następnie kapitalna sekcja, która gra jednostajnie, a jedynie poszczególne instrumenty zaliczają znakomite jazdy, poczynając
od saksofonu na wiolonczeli kończąc.
Całość zamyka Brilla. Wyluzowany
saksofon i fortepian elektryczny. Dalej diametralna zmiana tempa, kompozycja
niesamowicie przyspiesza (brawa dla sekcji), na pierwszym planie pojawia się
wiolonczela, a później gitara. Utwór kończy się tak jak się zaczynał czyli
dźwiękami wyluzowanego saksofonu.
Powiem tak. Płyta do
której trzeba przysiąść i słuchać jej tak jak się ogląda doby film lub czyta
świetną książkę. Nie jest to łatwe granie, ale otwarty umysł, ciągoty w
kierunku jazz-rocka oraz zamiłowanie do improwizacji na pewno wynagrodzą
słuchaczowi czas spędzony z tym albumem. Naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz