- Carry On Wayward Son
- The Wall
- What's On My Mind
- Miracles Out Of Nowhere
- Opus Insert
- Questions Of My Childhood
- Cheyenne Anthem
- Magnum Opus: a) Father Padilla Meets The Perfect Gnat; b) Howling At The Moon; c) Man Overboard; d) Industry On Parade; e) Release The Beavers; f) Gnat Attack
Zastanawiałem się nad
opisem nowej płyty zespołu Kansas, ale stwierdziłem, że na razie dość nowości,
czas na klasykę. Tym bardziej, że właśnie teraz w październiku mija
czterdzieści lat od wydania tej płyty. To na tym albumie znalazł się ich
największy przebój dzięki któremu stali się rozpoznawalni na całym świecie. Tym
utworem jest oczywiście Carry On Wayward Son i myślę, że większość choć raz go
w życiu słyszała…
Patrząc na okładkę tej
płyty widzimy brodacza głowiącego się nad wymyśleniem czegoś nowego. Jego wyraz
twarzy nie wyraża entuzjazmu, sprawia wrażenie jakby się męczył z tym
wyzwaniem, jakby chciał stworzyć coś wielkiego, ale nie ma pomysłu. Czy to alegoria do grupy? Chyba nie, bo przecież panowie z Kansas od
zawsze uważali, że nie tworzą piosenek aby te zawojowały listy przebojów. Nigdy
nie myśleli o szerokiej publiczności i tworzeniu szlagierów. A jednak Leftoverure
zrobił z nich gwiazdy światowego formatu. Płyta zaliczana jest do grona rocka
progresywnego i choć mamy na niej tego świadectwa to chyba nie do końca można
ją do tego nurtu zaliczyć.
W nagraniu tego albumu
wzięli udział Kerry Livgren (gitara), Steve Walsh (klawisze, śpiew), Phil Ehart
(perkusja), Robby Steinhardt (skrzypce, śpiew), Rich Williams (gitary) oraz
Dave Hope (bas). Głównym kompozytorem był Livgren, w trzech utworach wsparł go
Walsh. Jedynie zamykający album Magnum Opus jest dziełem wszystkich muzyków
grupy.
Całość rozpoczyna
wspomniany już wielki hit zespołu Carry On Wayward Son. Ciekawostką może być
to, że grupa skończyła nagrywanie materiału na ten album i gdy właściwie już się
pakowali Livgren przyniósł ten numer. Zagrali, zadziałało. No właśnie, ta
piosenka to znak rozpoznawczy zespołu, dziś już nieco zgrana i oklepana, ale
mam do niej sentyment. To po prostu dobra, chwytliwa, rockowa piosenka ze
świetnie opracowanymi partiami śpiewanymi. Słychać wyraźnie, że to zespół
amerykański (to nie zarzut).
The Wall. To w zasadzie
piękna ballada, w której niebanalną część stanowi tekst. Piękna melodia,
wspaniała gitara, klawinet i skrzypce. Jedna z moich faworytek na tej płycie.
Zaraz po niej usłyszymy
What's On My Mind, bardziej dynamiczną, z ciekawą partią śpiewu piosenkę poruszającą się raczej w
rockowej estetyce. Jednak jako całość w moich oczach wypada nieco blado na tle
innych utworów z tej płyty. Poprawna, nic więcej.
Miracles Out Of Nowhere.
Oryginalnie zamykała stronę pierwszą. Od początku świetna współpraca klawiszy i
skrzypiec. Chwilę później ładne gitary akustyczne i mamy kolejną ładną balladę.
Po dwóch minutach znakomita część instrumentalna z organami i skrzypcami w roli
głównej. Tak sobie myślę, że dopiero w tym miejscu możemy w końcu powiedzieć o
rocku progresywnym. To dopiero w tej piosence zespół porusza się w tych
klimatach i robi to kapitalnie. Znakomity utwór. W następnym Opus Insert główną rolę grają
organy i wyraźny bas plus gitary akustyczne i harmonie wokalne. Otrzymujemy zgrabny
utwór z marszowym rytmem w środku jego trwania i ładnym fortepianem i
kosmicznymi klawiszami pod koniec.
Questions Of My
Childhood to skoczny kawałek w którym trzeba zwrócić uwagę na partię skrzypiec i
fajny fortepian. W Chayenne Anthem mamy wyraźne uspokojenie. Śpiew na tle
gitary akustycznej i delikatnych klawiszy. Po pewnym czasie ich rolę przejmuje
świetny fortepian. Fajne wykorzystanie chórków dziecięcych podpartych
skrzypcami. W drugiej części utworu
wyraźne przyspieszenie.
Cały album zamyka najdłuższy utwór na płycie zatytułowany Magnum Opus. Podzielony został na sześć części i najbardziej ze wszystkich na tej płycie zbliżony jest do angielskiego art rocka. Bo i mamy tu sporo co ów styl reprezentuje. Zmiany tempa, świetne przejścia i stosunkowo skomplikowane granie. Znakomite pomysły, niebanalne melodie oraz kapitalne partie poszczególnych instrumentów, których współpraca robi wrażenie. Ten utwór to rzeczywiście opus magnum tej płyty, w którym odnajdziemy echa ELP czy King Crimson. Dobra robota.
Dzięki tej płycie, Kansas
nie byli już zespołem rozgrzewającym publiczność przed występem innej wielkiej
gwiazdy. Teraz to oni byli wielką gwiazdą. Przestali grać po barach, nie
umilali już imprez szkolnych i nie występowali podczas zawodów rodeo. Nie
dostawali już skromnych pensyjek, po tym albumie z dnia na dzień stali się
milionerami. To naprawdę dobra płyta i wielki sukces. Przy nagrywaniu kolejnego
krążka w zespole coś zaczęło iskrzyć. Zdarzyła się między innymi taka sytuacja
kiedy to obrażony Walsh ponoć trzasnął drzwiami opuszczając zespół. Foch trwał
raptem kilka dni, ale to zajście pokazuje
jak musiała być w tamtym czasie napięta sytuacja w zespole. Chcąc
podtrzymać sukces Leftoverture można się było tego spodziewać. Jak już
wspomniałem, dla mnie to bardzo dobry album, wszystkie utwory są naprawdę
ciekawe. Oczywiście jak to zawsze bywa jeden jest lepszy, drugi gorszy. Jednak
nigdy nie miałem ochoty przeskoczyć któregoś z nich, żaden mnie nie raził. No
może troszeczkę otwieracz, ale to chyba kwestia jego powszechności. Bez
wątpienia najlepsza płyta w ich dorobku obok której nie można przejść
obojętnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz