- L'Isola Di Niente
- Is My Face On Straight
- La Luna Nuova
- Dolcissima Maria
- Via Lumìere
Wracam do jednego z
moich ulubionych zespołów z podwórka włoskiego rocka progresywnego. Po dwóch
znakomitych albumach (opisywanych na moim blogu) Storia Di Un Minuto oraz Per
Un Amico, przyszedł czas na kolejny włoskojęzyczny. Albumy anglojęzyczne w przypadku
tego zespołu kompletnie mi nie pasują i mimo upływu tylu lat nie przekonały
mnie do siebie. Ale wróćmy do L'isola Di
Niente na którym jest angielski akcent. W moim odczuciu to kolejna perełka w
dyskografii tej zacnej grupy…
Jeśli chodzi o skład
grupy, mamy jedną zmianę w stosunku do wcześniejszych albumów i zmiana ta
dotyczy basisty. Dotychczasowego Giorgio Piazzę zastąpił Patrick Djivas, który
wcześniej grał w zespole Area.
Całość otwiera utwór
tytułowy. I od razu powiem, że to jedna z najlepszych pozycji w historii grupy.
W tym utworze, który trwa niemal jedenaście minut, pojawił się niesamowity
gość, a raczej goście. To chór Accademia Paolina da Milano, który fantastycznie
otwiera tę płytę. Pamiętam to nieprawdopodobnie intensywne przeżycie gdy
pierwszy raz (wtedy z winyla) zapoznawałem się z tym albumem. Znakomity, ponad
dwuminutowy dialog męskich i damskich głosów (wracają w trakcie trwania całego
utworu) po których mamy agresywne wejście gitary i przejmujący śpiew Franco
Mussidy. No i proszę zwrócić uwagę na bas, który kapitalnie pracuje w tle.
Półtorej minuty później zmiana klimatu na łagodny z pięknymi klawiszami w roli
głównej. Dalej cudna gitara akustyczna, melotron i flet. To jest to co kocham
czyli zmiany tempa, fantastyczne pomysły, utwór to zwalnia to przyspiesza, z
agresywnego robi się łagodny i sielankowy. To wszystko usłyszymy właśnie w tym
utworze. Dla mnie cudo nie z tej ziemi.
W wydaniu winylowym na
pierwszej stronie znalazł się jeszcze jeden utwór. I tu niespodzianka,
ponieważ został on zaśpiewany po angielsku. Tytuł utworu brzmi Is My Face On Straight. Należy tu wspomnieć, że autorem
słów jest Peter Sinfield. Tak, to ten pan który współpracował z wczesnym King
Crimson. Zaczyna się sielankowo, plumkająca gitara, ładny flet plus przyjemna
sekcja. Dalej ciekawe zwroty akcji. Między innymi kapitalny, mocny bas, który świetnie
uzupełnia wariację wygrywaną na flecie, ciekawe organy i fajna perkusja. Na
koniec możemy usłyszeć solo grane na akordeonie.
Stronę drugą rozpoczyna
La Luna Nuova. Otwiera go skoczna melodia zagrana na skrzypcach i klawiszach. Z
czasem dołączają coraz to nowe instrumenty tworząc ciekawą całość. Tu wyrwie
się flet, tam zabrzmią w ładnym solo klawisze, włączy się melotron, mocny
bas czy przybrudzona gitara. Ogólnie jak
to w przypadku PFM, zmiany tempa i piękne melodie. Zdecydowany plus tej płyty.
Dolcissima Maria to
najkrótszy utwór na tym albumie. Trwa cztery minuty i jest przepiękną balladą. Gitara
akustyczna, skrzypce, łagodne klawisze, ładny flet i arcydelikatny śpiew. Wystarczy
zamknąć oczy i odlecieć w marzenia czy wspomnienia. Ależ zrobiło się
romantycznie.
Całość zamyka Via
Lumiere. Pierwsza minuta to świetny bas, później dołączają do niego klawisze i
gitara. Wszystko jest póki co delikatne i stonowane. Dopiero w okolicach 1:50
robi się mroczniej, niespokojniej, wchodzą między innymi skrzypce. Utwór
przybiera bardziej jazz - rockowy charakter. Po upływie kolejnej minuty znowu
zwalnia i robi się łagodniejszy z gitarą i elektrycznym fortepianem w roli
głównej. Następnie ponowny zryw, ale tym razem na czoło wysuwa się flet. Całość
kończy znakomita porcja organowego grania, która wespół z gitarą i perkusją
prowadzą ten utwór jak i cały album do końca. Fantastyczna kompozycja.
L'isola
Di Niente dla mnie zdecydowanie należy do świętej trójcy najlepszych płyt
grupy. Dwie pozostałe to oczywiście wspomniane już Storia Di Un Minuto oraz Per
Un Amico. L'isola Di Niente to kawał fantastycznego rocka progresywnego, który
charakteryzuje melodyjność, mnóstwo pomysłów, wirtuozeria muzyków, zmiany tempa
oraz wspaniałe wykonanie. Te trzy albumy w dorobku Premiata Forneria Marconi
spowodowały, że zainteresowałem się mocniej włoską sceną proga, która wciągnęła
mnie bezgranicznie. Nadmienię jeszcze, że w tym samym roku ten album ukazał się
też w wersji anglojęzycznej i nosił tytuł The World Became The World. Ja
miałem ogromną przyjemność zapoznać się wpierw z oryginalną włoską i właśnie tę
cenię sobie zdecydowanie bardziej od jej wersji angielskiej. Nie ukrywam, że
znam takich którzy wolą wersję anglojęzyczną. Ja jednak polecam poznać ją w ojczystym
języku muzyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz