- Alibi
- Wintertime
- Mountain Too Rough
- They Get To Know Me
- Serenades
- Woe And Alas
- Mireille
- Trust In The Machine
- His Master's Noise
Ech ta jesień. Lubię tę
porę roku, ale gdy jest trochę słońca gdy można niczym w dzieciństwie brodzić w
liściach. A tu? Deszcz, ciemno, szaro. Przez to spać się chce i ochoty brak na
cokolwiek. Ale jest przecież muzyka.
Właśnie, standardowo jak co roku jesienią wracam do Wind And Wuthering Genesis.
O tej porze roku lubię też słuchać Gentle Giant, ale i grupa Camel mnie
podnosi. I słuchając wczoraj Latimera i jego ekipy, przypomniałem sobie, że w
tejże udzielał się Ton Scherpenzeel, którego mogłem podziwiać na zeszłorocznym
koncercie. A jak on to przecież grupa Kayak. Podbiegłem do półek z płytami i
chwyciłem ich drugi album. Ależ tego dawno nie słuchałem…
Kayak to zespół
pochodzący z Holandii poruszający się w klimatach art rocka. Jego początki
sięgają do roku 1967. To wtedy w mieście Hilversum zaczyna grać ze sobą dwóch
kolegów. Ci koledzy to wspomniany już Ton Scherpenzeel (instrumenty klawiszowe,
gitara basowa, akordeon) oraz Pim Koopman (perkusja, gitara). Grali razem w
takich zespołach jak Balderdash oraz High Tide. W 1971 roku spotkają gitarzystę
Johana Slagera. We trzech nagrywają pierwsze demówki i od czasu do czasu
występują na żywo jako Alta Quies. W tym samym czasie Ton i Pim zaczynają
studia w Akademi Muzycznej mieszczącej się w Hilversum. Tam poznają Maxa Wernera
(śpiew, perkusjonalia, melotron). Gdy do zespołu dołącza Cees van Leeuwen (bas)
powstaje Kayak. Po wcześniejszym odrzuceniu grupy przez wytwórnię Phonogram (w
następnych latach zespół do nich wróci) udaje im się podpisać kontrakt z EMI. Kariera grupy wystartowała. Mimo młodego wieku
muzyków i braku doświadczenia na scenie, próbowano sprzedać ich na ryku jako
supergrupę. W 1973 roku ukazuje się pierwsza płyta zespołu zatytułowana See See
The Sun.
Ja, jak już
wspomniałem, sięgnąłem po ich drugi album. Dlaczego? Uważam, że to ich najlepsze
dzieło (z resztą pierwsze cztery albumy są najlepsze) i odkąd sięgnę pamięcią
to właśnie tej płyty najczęściej słuchałem. Przejdźmy zatem do materiału
zawartego na Kayak.
Jak niesie legenda
tytuł płyty miał podobno brzmieć His Master's Voice. Jednak istniała już
wytwórnia płytowa pod tą nazwą (sławny piesek i gramofon), która sprzeciwiła
się użyciu tej nazwy. Pomysł więc upadł. Podobno był też pomysł aby zatytułować
album tak jak utwór go otwierający (Alibi), ale ten pomysł także upadł. Stanęło
na Kayak, a że to drugi ich album utarła się nazwa Kayak II.
Płytę otwiera
wspominany utwór Alibi. Fajny, dość żywiołowy, oparty na gitarze i klawiszach
plus ciekawe harmonie wokalne. Zaraz po nim jedyny singiel tego albumu
zatytułowany Wintertime. To trwająca niecałe trzy minuty spokojna, prosta
piosenka o nieco popowym zabarwieniu z ładnym fortepianem, melotronem i ciekawą
partią akordeonu. No i trzeba przyznać, że Webber ma naprawdę interesującą
barwę głosu.
Mountain Too Rough to
przepięknej urody ballada z fortepianem w roli głównej. Wielki plus tego
albumu.
W wydaniu
dwunastocalowym stronę pierwszą zamyka utwór They Get To Know Me, który zdradza
nieco większe ambicje muzyków. Ten numer zdecydowanie aspiruje do tych z półki
art rocka i jest najdłuższym utworem na płycie. Rozpoczyna go świetna gitara, która
powraca w dalszej części. Zwrotki śpiewane są niezwykle delikatnie czy wręcz
można powiedzieć smutno. Po trzeciej minucie fajne solo klawiszowe z włączającą się, równie
świetną, gitarą. Między piątą, a siódmą minutą znakomity, powolny, może trochę
mroczny fragment tego utworu. Melotron z
gitarą prowadzą nas do końca. Kapitalna część płyty.
Na stronie drugiej
znalazły się między innymi takie utwory jak melodyjny Serenades z fortepianem w
roli głównej oraz fajną partią gitary. Woe And Alas, w którym usłyszymy
znakomite harmonie wokalne. W ogóle ten utwór przypomina mi Genesisowy
repertuar.
Dalej jest jeszcze
instrumentalny, wolno płynący Mireille z ładnym melotronem i gitarą. Następnie utrzymany w kosmicznym klimacie Trust In
The Machine, w którym gitara i klawisze przynoszą mi na myśl twórczość grupy Eloy. W drugiej części za sprawą
perkusji przybiera nieco marszowy charakter. Kolejna mocna rzecz z tego albumu.
Całość zamyka miniatura zatytułowana His Masters Noise. To sympatyczna
pioseneczka w której sympatycznym wokalom towarzyszy fortepian.
Jak wspomniałem na początku Kayak II to moja ulubiona
płyta w ich dyskografii. Charakterystyczny głos Webbera, rewelacyjne partie
instrumentów klawiszowych oraz gitary przyciągają do dej płyty. W sporej części
muzyka ociera się o pop rockowe brzmienie przez co nie jest to może prog
najwyższych lotów, ale melodyjność, ładne harmonie wokalne, solidność wykonania
oraz symfoniczne brzmienie stawia ten album na poziomie tych, których naprawdę
chce się słuchać i do nich wracać. Proszę spróbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz