- The White Arcades
- Balthus Bemused By Color
- The Child With A Lion
- The Real Dream Of Sails
- Algebra Of Darkness
- Totems Of The Red-Sleeved Warrior
- The Room
- Coyote
- The Kiss
Z cyklu “Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Ostatnie wydarzenia w świecie muzyki i filmu nie dają mi zapomnieć jak
kruche, słabe i nieprzewidywalne jest nasze życie. Niby wszyscy wiemy, że
kiedyś zejdziemy z tego padołu, ale każda śmierć dołuje. Chris Cornell,
Zbigniew Wodecki i Roger Moore. Jeszcze chwilę wcześniej Clive Brooks (m.in. perkusista
Egg). Do tego kolejny zamach w Anglii i śmierć wielu osób. Wyciszam się więc.
Podchodzę do półek z płytami i wybieram muzykę instrumentalną, kojącą, ale i
taką, która skłania do refleksji. Wyciągnąłem płyty takich wykonawców jak
Tangerine Dream, Klaus Schulze czy Michael Stearns. Jednak ostatecznie wybór pada na
Harolda Budda i album The White Arcades. To płyta którą wiele lat temu polecił
mi Jerzy Kordowicz…
Ile ja się w latach dziewięćdziesiątych napolowałem na ten album to głowa mała. Raz, że u nas słabo
znane, dwa, kompletnie niedostępne, a jak już to w drakońskich cenach. Dopiero
pobyt w Stanach zadośćuczynił moim poszukiwaniom. Bez problemu, bez łaski i do
tego za grosze. Bodaj w 2006 roku wyszło wznowienie z trochę inną okładką, ale
wtedy to już mnie to…
O samym muzyku wspominałem już przy okazji wpisu o albumie The Moon And
The Melodies [recenzja]. Wtedy Budd współpracował z członkami znakomitego
zespołu Cocteau Twins. The White Arcades to jego solowe dzieło. To on jest
autorem wszystkich kompozycji, które znalazły się na tej płycie. A ściślej mówiąc, jest jeden wyjątek, którego
współautorem jest sam Brian Eno. Większość utworów zostało zarejestrowanych w
Edynburgu w studiach Palladium. Dodatkowe studia nagrań to Cocteau Twins Studio
w Londynie oraz The Wilderness w Suffolk. Z około studyjnych tematów dodam
jeszcze tylko, że inżynierami dźwięku na tej płycie byli między innymi Robin
Guthrie oraz wspomniany już Brian Eno.
Siadam późnym wieczorem, a właściwie to już nocą w wygodnym fotelu, zakładam słuchawki,
naciskam Play i odlatuję. Na płycie znalazło się dziewięć kompozycji. Całość
rozpoczyna utwór tytułowy, który jest najlepszym lub jednym z najlepszych na
całym albumie. Jest wyciszający i kojący, ale jednocześnie wprowadza pewien
niepokój i obawę. Znakomite syntezatorowe tła oraz fortepianowe muśnięcia. To
tak jakby stać u wrót domu aniołów. Boisz się i jednocześnie czujesz się
bezpieczny. Po jednej stronie spokój i błogość, po drugiej smutek i żal.
Przepiękna pozycja.
Dalsze kompozycje posiadają podobny klimat i nastrój. Brak pośpiechu i
spokój, klawiszowe tła i fortepianowe zagrywki. Gdy zamykam oczy widzę
przepiękne łąki, a dalej bezkres oceanu. Tylko ja i nikogo więcej. Wolność,
brak jakichkolwiek obaw, wór kamieni zrzucony z pleców, lekkość, a nawet
wrażenie delikatnego stanu nieważkości.
W The
Real Dreams Of Sails słychać gdzieś echa i klimat Cocteau Twins. To
pewnie za sprawą Robina Gutrie, który czuwał nad tym nagraniem. Statek
żeglujący po bezkresnym wszechświecie w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia?
Tak, gdybym posiadał taki magiczny statek zapewne już dawno opuściłbym naszą
planetę, zostawiając za sobą bez żalu rasę ludzką, zawiść, głupotę, przemoc.
Z kolei Brian Eno miał
spory wpływ na kompozycję zatytułowaną Totems Of The Red-Sleeved Warrior. Jak
wspominałem, jest jej współautorem oraz pracował przy niej jako inżynier
dźwięku. Istny kosmos, nieziemska wyprawa. Niby ambient, niby minimalizm, a
zawarte jest w tej kompozycji wiele światów. Wystarczy mieć wyobraźnię.
Dalej jest również
fantastycznie. Naprawdę trudno opisać to słowami. Budd, który jest wyśmienitym
pianistą przemyca swoje marzenia używając do tego ukochanych instrumentów. Efekt
końcowy? Magia. Proszę wsłuchać się w delikatne nuty wyczarowywane przy pomocy
fortepianu w utworze The Kiss, który zamyka tę płytę. Coś pięknego.
Muzyka zawarta na tej
płycie zdaje się wyciągać do mnie ręce. Te ręce chcą mnie zabrać w inne, lepsze,
kolorowe miejsce, z dala od trosk i zmartwień. Do pięknego nieba, zielonych
lasów, lazurowych oceanów, innych światów. A może chcą mnie zabrać na spotkanie
z tymi, których już nie ma wśród żywych? Być może…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz