- Appena Un Po'
- Generale
- Per Un Amico
- Il Banchetto
- Geranio
Dziś lecimy do Włoch. Per
Un Amico to drugi album w dorobku tej włoskiej formacji (ich debiut ukazał się w
styczniu tego samego roku co opisywana tu płyta). PFM, bo tak w skrócie
tytułuje się tę grupę, powstała formalnie w 1970 w Mediolanie. Założycielami
grupy byli Franz Cioccio, Franco Mussida, Flavio Premioli
oraz Giorgio Piazza. Tworzyli oni wcześniej grupę I Quelli i grali muzykę z
pogranicza popu i rocka. Dopiero gdy latem 1969 roku poznali Mauro Pagani,
flecistę i skrzypka, który dołączył do grupy, stwierdzili że najwyższy czas aby
coś zmienić w swojej muzyce. Chcieli brzmieć całkiem inaczej niż dotychczas.
Chcieli aby ich repertuar opierał się na większej ilości improwizacji i
wirtuozerii. W początkach kariery PFM grali gościnnie przed takimi zespołami
jak Procol Harum czy Yes. Za swój prawdziwy debiut i powód do dumy grupa uważa
występ przed Deep Purple, który odbył się w Bolonii. To był tak zwany „debiut w
ciemności”. Nazwany tak dlatego, że pierwszy utwór jaki wtedy wykonywali (21st
Century Schizoid Man zespołu King Crimson) był zagrany w całkowitej ciemności,
bo ktoś nie zapalił świateł. Wykonanie tego utworu spotkało się z bardzo dobrym
przyjęciem publiczności, która doceniła i jak się później okazało pokochała zespół Premiata Forneria Marconi.
Appena Un Po to
pierwsza kompozycja na tej płycie. Moim skromnym zdaniem jest to jeden z
najlepszych utworów w historii rocka progresywnego. Kompozycję rozpoczyna
spokojny, marzycielski wręcz dźwięk mellotronu. Wtóruje mu przepięknie harfa.
Po minucie instrumenty cichną i zaczyna cudownie grać gitara klasyczna. Dołącza
do niej radosny flet i klawesyn. Nagle robi się dość złowieszczo. Kapitalnie
wchodzi perkusja, bas, pianino i skrzypce. Gdy napięcie sięga niemal zenitu,
muzyka cichnie i pojawia się głos
wokalisty, któremu delikatnie akompaniuje gitara. Następuje spokojniejsza
odsłona tego utworu. Pojawia się ponownie bajkowy mellotron (w kapitalnej odsłonie) by za chwilkę ustąpić
miejsca bardziej skocznemu fragmentowi. Dalej na moment pojawia się wokalista,
a następnie znowu cudowny mellotron, który gra do samego końca. Fenomenalny utwór.
Generale. Świetny, jazz-rockowy
początek. To szybka, dość agresywna perkusja, gitary i fortepian. Ten instrumentalny
utwór to popis wszystkich członków zespołu. Świetne pianino, organy, skrzypce,
perkusja i gitary. W środku zmiana tempa na nieco spokojniejsze granie gdzie
usłyszymy we fragmencie militarne odniesienie do tytułu. Utwór jednak kończy
się tak samo niespokojnie jak się zaczął.
Per Un Amico zaczyna
się od klimatycznej gry na flecie. Piękne wprowadzenie. Po instrumentalnym
Generale ponownie mamy tu wokal. Dość spokojna kompozycja ze zmianami tempa. Należy wyróżnić
tu kapitalną grę instrumentów klawiszowych, choć skrzypce, perkusja czy gitary
też wyraźnie dają o sobie znać, fantastycznie, wzajemnie się uzupełniając.
Il Banchetto to
najdłuższa kompozycja na tej płycie. Mamy tutaj sporo zmian melodii. W każdym
fragmencie główną rolę gra inny instrument. Czasem jest to moog, czasem gitara
dwunastostrunowa by za chwilkę było to pianino. Mnogość muzycznych pomysłów jest tutaj niebywała. Brzmi to wszystko naprawdę
wyśmienicie. Bardzo ładne harmonie wokalne dopełniają obraz tej ciekawej
kompozycji.
Album kończy utwór Geranio,
który trwa nieco ponad osiem minut. Ponownie mamy tu flet, gitarę i fortepian.
Delikatny wokal maluje nam bardzo spokojny obraz. Jednak później utwór
przeradza się w dość skoczną piosenkę by za chwilkę przy pomocy skrzypiec i
mellotronu przenieść nas w świat marzeń. Pod koniec pojawiają się dzwony
rurowe, które wraz z perkusją i klawiszami wprowadzają niepokój trwający do
samego końca tej kompozycji.
Per Un Amico to jeden z
najważniejszych albumów włoskiego rocka progresywnego. To właśnie ta płyta
była jednym z wzorów i przecierała szlaki kolejnym włoskim zespołom z
progresywnego podwórka. Ciężko opisuje się takie albumy, gdyż mnogość pomysłów,
instrumentów i melodii na nich zawartych jest trudna do zrecenzowania. Takich
albumów trzeba słuchać. I na pewno każdy znajdzie tu dla siebie jakieś smaczki. Choć
kompozycja otwierająca tę płytę dosłownie zamiata wszystko, to w dalszej części
tego albumu wcale nie jest gorzej. Jeden z moich ulubionych albumów, który dla
miłośników progrocka jest musem absolutnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz