Side 1:
- Les Porches De Notre-Dame (Ouverture-Suite: Parie 1, Partie 2, Partie 3 - Désouverture: Piano Solo, Les Porches)
- La Grosse Torche
- Les Aventures De Saxinette Et Clarophone (Chapter I: Episode 1; Episode 2 - Chapter II: Episode 1; Episode 2 - Chapter III)
- Chromo (Part1, Part2)
No wracam w końcu do proga.
Maneige wydali w 1975
roku dwa albumy. O ich debiucie pisałem już kilka tygodni temu. Les Porches to
druga płyta w ich dorobku. Oprócz składu podstawowego znaleźli się też na tym
albumie goście. Na bongosach i ksylofonie zagrał tu Paul Picard oraz
Raul Duguay, który użyczył tu swojego głosu. Muszę przyznać, że zarówno
debiut jak i ten opisywany tu album są bardzo mocno muzycznie do siebie zbliżone.
Jednak chyba Les Porches jest bardziej melancholijny, bardziej delikatny w porównaniu
z debiutem, ale tyczy się to w znacznej mierze utworu tytułowego (choć końcówka zaskakuje niemal hardrockowym fragmentem). Druga strona jest już bardziej odjazdowa. Ponownie instrumentami dominującymi na albumie są flet Bergerona oraz
fortepian Langlois, jednak z dużą domieszką klarnetu i ksylofonu.
I
trzeba przyznać, że ponownie wyszło to wszystko kapitalnie. Album zawiera
cztery utwory z czego dwa to typowe "długasy".
Płytę otwiera trwająca
nieco ponad dziewiętnaście minut suita Les Porches De Notre-Dame. Sam początek
to piękna współpraca fletu i klarnetu z delikatnie „plumkającym” ksylofonem w
tle. Fantastyczne wprowadzenie nadające utworowi nieco powagi jaka przystoi
katedrze Notre Dame. Pojawiają się tu gdzieniegdzie instrumenty perkusyjne.
Przepiękne wprowadzenie, które przechodzi w temat główny gdzie pojawia się
fortepian. Jednak zespół w tym
fragmencie nie rezygnuje z fletu, który nadal znakomicie płynie wspomagany
fantastycznie przez klarnet i ksylofon. Cóż za wyśmienita klasyczna w swojej
wymowie część tej zacnej suity. W okolicach 9:40 do głosu dochodzi fortepian.
Coś niebywałego jak on tu gra, co za wirtuozeria, co za kunszt. Przepiękne solo na tym
instrumencie nie pozwala na chwilę odpoczynku. Dalej pojawia się klawiszowe tło
i… wokal. Tak, po raz pierwszy pojawia się tu krótki fragment śpiewany,
oczywiście w języku francuskim nadając tej kompozycji nieco balladowy charakter. No ale to co dzieje się później powala już całkowicie.
Zaczyna się od świetnego solo na trąbce, które przechodzi w kolejne, tym razem
solo saksofonu. Cały czas w tle kapitalnie pracuje fortepian, perkusja i bas.
Już na sam koniec do głosu dochodzi gitara. Co za fragment. Nie powstydziłby się
takiego popisu gitarowego niejeden hardrockowy gitarzysta. Łzy same cisną się
do oczu. Ufffff, znakomity, cudowny, wyśmienity utwór. Tylko dla samej
tytułowej suity warto posiadać w swoich zbiorach ten album.
Stronę pierwszą zamyka króciutki, trwający nieco ponad
minutę piękny utwór zatytułowany La Grosse Torche. To w zasadzie klasyczna kompozycja,
cudownie rozpisana na flet, fortepian, perkusję i kwartet smyczkowy.
Stronę drugą otwiera
kolejna suita, zatytułowana Les Aventures De Saxinette Et Clarophone. Tu już usłyszymy
bardziej swobodną grę panów z Maneige. Właściwie to piękna podróż po świecie
jazz-rocka. Dodajmy jazz-rocka bardzo wysokich lotów. Proszę posłuchać jak gra
tu fantastycznie ksylofon. Do tego wspierany jest kapitalnym
fortepianem. Wszechobecne popisy klarnetu nie dają chwili wytchnienia. To właśnie w tej kompozycji usłyszymy bardzo często
znakomitą współpracę klarnetu i saksofonu podlaną ksylofonowymi odjazdami. Mamy tu też we
fragmentach króciutkie wręcz psychodeliczne odjazdy. Jednocześnie jest to
wszystko tak ze sobą połączone i zagrane, że w żadnym stopniu nie nudzi, nie irytuje ani
nie odpycha. Po prostu mistrzostwo świata.
Album zamyka, składający się z dwóch części utwór Chromo. Trwająca nieco ponad cztery minuty kompozycja to kapitalny bas i świetny flet, wspomagany pracą klarnetu.
Album zamyka, składający się z dwóch części utwór Chromo. Trwająca nieco ponad cztery minuty kompozycja to kapitalny bas i świetny flet, wspomagany pracą klarnetu.
Les Porches to znakomity album od A do Z, chociaż
niektórzy twierdzą, że niepotrzebnie znalazły się na nim te dwa krótkie utwory
(La Grosse Torche, Chromo). Nie wnikam, nie kłócę się. Każdy uważa jak chce. Ja się z tym nie zgadzam. Panowie z Maneige ponownie pokazali jak znakomitymi są muzykami. Jak
wspaniale potrafią łączyć ze sobą różne gatunki muzyczne od klasyki poczynając,
a na jazz-rocku kończąc. Do tego wszystkiego jest to wszystko wyśmienicie
podane. Słychać ich kunszt, pomysłowość, zaangażowanie i w końcu kapitalne
wykonanie. Zdecydowanie trzeba powiedzieć chapeau bas. Wstyd nie znać i nie
mieć. Z całego serca polecam.
o Harmonium byś jeszcze napisał , też dobra grupa z Francji <3
OdpowiedzUsuńTo jest prośba czy polecenie? ;-)
UsuńTak, mam w planach przedstawić jakiś album tej grupy, która notabene powstała w Kanadzie.