poniedziałek, 13 lipca 2015

Maneige - Les Porches (1975)


Side 1:
  1. Les Porches De Notre-Dame (Ouverture-Suite: Parie 1, Partie 2, Partie 3 - Désouverture: Piano Solo, Les Porches)
  2. La Grosse Torche
Side 2:
  1. Les Aventures De Saxinette Et Clarophone (Chapter I: Episode 1; Episode 2 - Chapter II: Episode 1; Episode 2 - Chapter III)
  2. Chromo (Part1, Part2)

No wracam w końcu do proga.

Maneige wydali w 1975 roku dwa albumy. O ich debiucie pisałem już kilka tygodni temu. Les Porches to druga płyta w ich dorobku. Oprócz składu podstawowego znaleźli się też na tym albumie goście. Na bongosach i ksylofonie zagrał tu Paul Picard oraz Raul Duguay, który użyczył tu swojego głosu. Muszę przyznać, że zarówno debiut jak i ten opisywany tu album są bardzo mocno muzycznie do siebie zbliżone. Jednak chyba Les Porches jest bardziej melancholijny, bardziej delikatny w porównaniu z debiutem, ale tyczy się to w znacznej mierze utworu tytułowego (choć końcówka zaskakuje niemal hardrockowym fragmentem). Druga strona jest już bardziej odjazdowa. Ponownie instrumentami dominującymi na albumie są flet Bergerona oraz fortepian Langlois, jednak z dużą domieszką klarnetu i ksylofonu.
I trzeba przyznać, że ponownie wyszło to wszystko kapitalnie. Album zawiera cztery utwory z czego dwa to typowe "długasy".
Płytę otwiera trwająca nieco ponad dziewiętnaście minut suita Les Porches De Notre-Dame. Sam początek to piękna współpraca fletu i klarnetu z delikatnie „plumkającym” ksylofonem w tle. Fantastyczne wprowadzenie nadające utworowi nieco powagi jaka przystoi katedrze Notre Dame. Pojawiają się tu gdzieniegdzie instrumenty perkusyjne. Przepiękne wprowadzenie, które przechodzi w temat główny gdzie pojawia się fortepian.  Jednak zespół w tym fragmencie nie rezygnuje z fletu, który nadal znakomicie płynie wspomagany fantastycznie przez klarnet i ksylofon. Cóż za wyśmienita klasyczna w swojej wymowie część tej zacnej suity. W okolicach 9:40 do głosu dochodzi fortepian. Coś niebywałego jak on tu gra, co za wirtuozeria, co za kunszt. Przepiękne solo na tym instrumencie nie pozwala na chwilę odpoczynku. Dalej pojawia się klawiszowe tło i… wokal. Tak, po raz pierwszy pojawia się tu krótki fragment śpiewany, oczywiście w języku francuskim nadając tej kompozycji nieco balladowy charakter. No ale to co dzieje się później powala już całkowicie. Zaczyna się od świetnego solo na trąbce, które przechodzi w kolejne, tym razem solo saksofonu. Cały czas w tle kapitalnie pracuje fortepian, perkusja i bas. Już na sam koniec do głosu dochodzi gitara. Co za fragment. Nie powstydziłby się takiego popisu gitarowego niejeden hardrockowy gitarzysta. Łzy same cisną się do oczu. Ufffff, znakomity, cudowny, wyśmienity utwór. Tylko dla samej tytułowej suity warto posiadać w swoich zbiorach ten album. 

Stronę pierwszą zamyka króciutki, trwający nieco ponad minutę piękny utwór zatytułowany La Grosse Torche. To w zasadzie klasyczna kompozycja, cudownie rozpisana na flet, fortepian, perkusję i kwartet smyczkowy. 



Stronę drugą otwiera kolejna suita, zatytułowana Les Aventures De Saxinette Et Clarophone. Tu już usłyszymy bardziej swobodną grę panów z Maneige. Właściwie to piękna podróż po świecie jazz-rocka. Dodajmy jazz-rocka bardzo wysokich lotów. Proszę posłuchać jak gra tu fantastycznie ksylofon. Do tego wspierany jest kapitalnym fortepianem. Wszechobecne popisy klarnetu nie dają chwili wytchnienia. To właśnie w tej kompozycji usłyszymy bardzo często znakomitą współpracę klarnetu i saksofonu podlaną ksylofonowymi odjazdami. Mamy tu też we fragmentach króciutkie wręcz psychodeliczne odjazdy. Jednocześnie jest to wszystko tak ze sobą połączone i zagrane, że w żadnym stopniu nie nudzi, nie irytuje ani nie odpycha. Po prostu mistrzostwo świata.
Album zamyka, składający się z dwóch części utwór Chromo. Trwająca nieco ponad cztery minuty kompozycja to kapitalny bas i świetny flet, wspomagany pracą klarnetu.
 
Les Porches to znakomity album od A do Z, chociaż niektórzy twierdzą, że niepotrzebnie znalazły się na nim te dwa krótkie utwory (La Grosse Torche, Chromo). Nie wnikam, nie kłócę się. Każdy uważa jak chce. Ja się z tym nie zgadzam. Panowie z Maneige ponownie pokazali jak znakomitymi są muzykami. Jak wspaniale potrafią łączyć ze sobą różne gatunki muzyczne od klasyki poczynając, a na jazz-rocku kończąc. Do tego wszystkiego jest to wszystko wyśmienicie podane. Słychać ich kunszt, pomysłowość, zaangażowanie i w końcu kapitalne wykonanie. Zdecydowanie trzeba powiedzieć chapeau bas. Wstyd nie znać i nie mieć. Z całego serca polecam.



2 komentarze:

  1. o Harmonium byś jeszcze napisał , też dobra grupa z Francji <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest prośba czy polecenie? ;-)
      Tak, mam w planach przedstawić jakiś album tej grupy, która notabene powstała w Kanadzie.

      Usuń