piątek, 10 lipca 2015

Ultravox - Vienna (1980)




Side One:

  1. Astradyne
  2. New Europeans
  3. Private Lives
  4. Passing Strangers
  5. Sleepwalk
Side Two:
  1. Mr. X
  2. Western Promise
  3. Vienna
  4. All Stood Still

Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”

W zimnym powietrzu, które zamrażało nasz oddech na okiennych szybach
Spacerowaliśmy a potem leżeliśmy czekając
Muzyka snuje się wokół nas, nawiedza dźwiękami staccato
Wzywa swym rytmem
W nocy jesteśmy samotni
Minęło uczucie, zostaliśmy tylko ty i ja
Gdy światło dnia przynosi chłodną, pustą ciszę
Wystarczy pomachać ręką i zimne, szare niebo zniknie na horyzoncie
Znowu zostajemy tylko ty i ja i Wiedeń
Ale dla mnie jest to bez znaczenia.
*

Kto nie zna tych słów? Powinna większość, a już z pewnością Ci którzy wychowywali się w latach osiemdziesiątych. To hymn tamtych lat. Pamiętam gdy pierwszy raz usłyszałem ten początek: bum…..bum, bum, bum… czczszszsz i głos Midge’a Ure. To było coś fantastycznego, coś niebywałego. Ile razy słuchałem tytułowego utworu z tej płyty? Dziesiątki? Setki? To jedna z tych piosenek, które nigdy się nie nudzą. Do dziś ten utwór działa na mnie i przeżywam go podobnie jak za pierwszym razem. Dlaczego wspominam tę płytę?
Otóż jutro mija 35 rocznica wydania tego genialnego albumu…


Zabawmy się jednak przez chwilkę w kronikarzy. W 1979 roku z zespołu odszedł John Foxx, który postanowił poświęcić się karierze solowej. Ultravox zostało bez lidera. W międzyczasie powstał zespół Visage, którego pomysłodawcą był nie żyjący już Steve Strange, w tamtym czasie kierownik znanych klubów tanecznych w Londynie. To właśnie w tym zespole znaleźli się między innymi członek Ultravox, Billy Currie oraz Midge Ure, który po sukcesie płyty Visage oraz solowych sukcesach innego wielkiego tamtych czasów Gary’ego Numana, postanowił pociągnąć ten temat i stworzyć coś na gruzach Ultravox. I tak w składzie Midge Ure, Billy Currie, Chris Cross i Warren Cann powstał jeden z najważniejszych albumów lat osiemdziesiątych, Vienna.

Już sam początek płyty to kapitalny, instrumentalny utwór zatytułowany Astradyne. Wyśmienite połączenie kilku syntezatorów, basu i perkusji podlanych fantastycznie skrzypcami Curriego. Ależ robi klimat ten kawałek. Znakomite otwarcie płyty. 
New Europeans to świetna „brudnawa” gitara Midge’a i syntezatorowe tła. W połowie utwór zwalnia, znika gitara i pojawiają się fantastyczne, klimatyczne klawisze, które po dłuższej chwili ponownie ustępują miejsca gitarze i znakomitej grze fortepianu.

Stare melodie już dawno przebrzmiały i teraz na
zatłoczonej, zalanej słońcem plaży on zakłada swoje słuchawki
W pieśni syntezatorów wiruje nowoczesny świat*

Private Lives. Tu sam początek to klimatyczny fortepian, którego zawodzenie przerywa nagle ściana syntezatorowych dźwięków, wspomaganych przez gitarę Ure’a. W połowie utworu mamy fortepianowe przełamanie, ale za chwilę ponownie uderza w nas syntezatorowy kombajn wspomagany agresywnym brzmieniem gitary. Podoba mi się rockowy wydźwięk tego utworu. 
Passing Strangers był drugim singlem promującym ten album. To co mnie rozwala w tym utworze to ten bas. Ależ on tu chodzi. Fajny popis syntezatorowy pod koniec utworu. No i świetny czarno-biały teledysk do tej piosenki nabierający pod koniec kolorów. 
Czas ucieka zbyt szybko* 
Stronę A zamyka Sleepwalk. Kapitalny, żywiołowy numer, który był pierwszym singlem z tej płyty. Lubię strasznie tę energię zawartą w tym utworze.

Stronę drugą winylowego wydania otwiera ponury, tajemniczy Mr. X. Znakomity z ogromnymi odniesieniami do twórczości grupy Kraftwerk. Jak sam tytuł wskazuje piosenka może dotyczyć każdego, choć nieodżałowany Tomasz Beksiński twierdził, że tajemniczym Panem X jest sam John Foxx. Uwielbiam ten utwór za ten klimat i nawiązanie do Kraftwerk. 
Western Promise. Ach te skrzypce którym wspaniale wtórują syntezatory tworząc dalekowschodni klimat. No i ten głos Midge’a stylizowany na głos ze słuchawki telefonu. Fajnie to wymyślili. Jednak moim skromnym zdaniem to najsłabsza pozycja na tej płycie. Jakoś przez tyle lat nie mogę do końca się do niej przekonać.
Ale zaraz po tym usłyszymy, wspomniany już przeze mnie na samym początku, utwór tytułowy. Myślę, że nie wiele więcej można tu napisać. Piosenka wywołuje u mnie tak ogromne emocje, których nie da się ot tak po prostu opisać. Vienna był trzecim singlem promującym album. Midge wspinający się na szczyty swoich możliwości wokalnych, te kapitalne skrzypce, ten fortepian. No po prostu wszystko gra fenomenalnie od A do Z w tej piosence. Vienna to dla mnie nowo romantyczne arcydzieło. Wspomnieć tu należy o kapitalnym teledysku, który powstał do tej piosenki. 
Cały album zamyka All Stood Still, które było czwartym i ostatnim singlem. Po spokojnym Wiedniu mamy kolejny szybki utwór. Świetne syntezatory i jeszcze lepsza gitara. Uwielbiam to solo gitarowe pod koniec tego numeru. Dobre, zdecydowane zamknięcie albumu.


Kilka lat temu zakupiłem sobie dwupłytowe wydanie tego albumu. Co się znalazło na drugim kompakcie? Między innymi wczesna wersja Sleepwalk, niemieckojęzyczna wersja Mr. X zatytułowana Herr X. Są jeszcze wersje live oraz nagrania z prób (wcześniej nie wydane). Usłyszymy też utwór Waiting z kapitalnymi klawiszami. Fantastyczny jest klimat tego utworu. Bardzo fajne są te dodatki. Wydawca dobrze podzielił ten materiał. Na pierwszej płycie mamy tylko podstawowy album, a na drugiej dodatki. To lubię. Niestety często zdarza się tak, ze oprócz podstawowego matriału pakują jeszcze na ten sam krążek jakieś bonusy.

Co jeszcze można o tym dziele napisać? Album jest na pewno spójny, ciekawy i absolutnie nie nudzi. To dzieło ponadczasowe, które jest jak mawiał Tomasz „Biblią nowych romantyków” i pomimo 35 lat nadal brzmi bardzo ciekawie. To właśnie panowie z Ultravox połączyli muzykę syntezatorową z muzyką rockową co wyszło im kapitalnie. Choć znam i takich, którzy twierdzą, że album się zestarzał, że tak naprawdę nigdy nie był ciekawy. Szanuję ich poglądy, ale zawsze odpowiadam im w takiej sytuacji tekstem: 
This means nothing to me
Oh, Vienna…
 


PS. Na sam koniec jeszcze mała ciekawostka. Wydanie winylowe które posiadam to tłoczenie kanadyjskie. I tu kolejność utworów na stronie pierwszej jest odwrotna niż na tłoczeniu angielskim.

* Tłumaczenia Tomasz Beksiński






2 komentarze:

  1. Z pewnością mówiąc o new romantic będziemy wymieniać ten album w pierwszej trójce jaka przyjdzie nam do głowy. Czy były lepsze albumy new romantic od "Vienna" ? Pewnie były tylko gdyby spytać o konkretne tytuły tych lepszych mogłoby zapanować milczenie.. zaczęły by się pojawiać wrzutki typu "Architecture & Morality" OMD, ktoś inny może podałby coś z duetu Yazzo. Depechowcy pewnie podaliby "2 i 3".. fani brzmień disco wspomnieli by The Twins lub Alphaville. Ortodoksi wskazaliby album "Garden" Foxa..Tak po prawdzie "Wiedeń" to album, który wyrzucił new romantic poza nawias "muzyki wybrańców" i sprawił, że nurt stał się obowiązującym trendem (małeuproszczenie),.Przez co zresztą umarł wtapiając się w szpony komercji. Uwielbiam tą płytę ,choć ulubioną jest dla mnie jednak "Quartet"

    OdpowiedzUsuń
  2. Te nocne audycje Tomka! Powiedział kiedyś -Yazoo to rama,Ultravox to obraz. Kto poszuka-znajdzie Magazyn Muzyczny z dyskursem,czy New romantic to rock. Pierwsze próby w Trójce i komentarze krytyków -co to jest? Taneczna muza,a teksty o zamachu na Kennedy'ego i wojnie w Libanie (Human League). W Anglii też nie wiedziano co z tym zrobić 😊 Stąd tzw. syndrom trzeciej płyty -wpierw niezależne wytwórnie,potem wielkie i producenci. Komercjalizacja na rynek. Quartet przykładem. Po Rage in Eden bardzo w dół. Brillant taka sobie. Zastygli w miejscu. A Foxx poszedł dalej. Ale największą voltę zrobił Gary Numan. Po okresie pop powrócił w wielkim stylu(te tłumaczenia T.B. przeszły w potoczność).Pisał fan Ultravoxu(byłem na koncercie 😊)i New romantic,ale wybiórczo -potem dużo kiszki się podłączało.

    OdpowiedzUsuń