wtorek, 26 kwietnia 2016

Anyone’s Daughter - In Blau (1982)

  1. Sonnenzeichen - Feuerzeichen
  2. Für Ein Kleines Mädchen
  3. Nichts Für Mich
  4. Nach Diesem Tag
  5. La La
  6. Sonne
  7. Tanz Und Tod: a) Der Begleiter; b) Yaqui; c) Tanz Und Tod
Z cyklu „Atrakcyja Osiemdziesiątka”
Przedstawiciele rocka progresywnego z Niemiec. Rock progresywny w 1982? Do tego śpiewany w języku niemieckim? Nie, to nie może wypalić. A jednak. Bardzo lubię ten album i często do niego wracam. Przez lata miałem go tylko na winylu i szlag mnie trafiał, że nie mogę zagrać go w samochodzie czy na spacerze, wrzucając płytkę do mojego discmana. Po latach się udało…
Co prawda wersja kompaktowa ukazała się na początku lat dziewięćdziesiątych, ale jakoś nigdy nie miałem szansy jej zdobyć. Dopiero kilka lat temu ukazały się wznowienia płyt Anyone’s Daughter. No nie mogłem sobie odmówić przyjemności zakupu tego krążka.
Sam zespół powstał w 1972 roku w Stuttgarcie. Jego założycielami byli Uwe Karpa (gitary) oraz Matthias Ulmer (klawisze, śpiew). Początkowo grupa grała covery znanych już wtedy i uznanych zespołów. Wśród tych zespołów był między innymi Deep Purple. To właśnie tytuł jednego z utworów Purpli stał się nazwą grupy z Niemiec. Chodzi oczywiście o Anyone’s Daughter, który to utwór pochodzi z albumu Purpli zatytułowanego Fireball. Na dwóch pierwszych albumach teksty piosenek były napisane w języku angielskim. Dopiero przy trzecim albumie zatytułowanym Piktors Verwandlungen (Hermann Hesse) teksty były po niemiecku. W trakcie tworzenia In Blau zespół ponownie zastanawiał się nad powrotem do angielszczyzny. Panowie stwierdzili jednak, że są bardziej artystami niż biznesmenami i doszli do wniosku, że teksty będą w ich ojczystym języku. Wiadomo, wiązało się to z zimnym przyjęciem, szczególnie na Wyspach, ale jak wspomniałem wygrały względy artystyczne i patriotyczne.
Na opisywanym tu In Blau, oprócz wspomnianych już panów Ulmera i Karpa, na płycie zagrali też Harald Bareth (bas, śpiew) oraz Peter Schmidt (perkusja).

Album rozpoczyna utwór Sonnenzeichen – Feuerzeichen. Początek to klimatyczne klawisze, pojawia się delikatny głos wokalisty. Dalej mamy wyraźny bas. Utwór zwiększa swoje natężenie, rozwija się i buduje. W tle pogrywa gitara, talerze perkusji oraz klimatyczne klawisze. No właśnie pierwsze zetknięcie z niemieckim. Naprawdę nie jest źle. Może z początku się to wydawać dziwne, ale ostatecznie nieźle to brzmi. No i na koniec całkiem zgrabna solówka na gitarze.
Für Ein Kleines Mädchen. Na dzień dobry usłyszymy dźwięki kapitalnej gitary akustycznej pogrywającej w nieco celtyckich klimatach. Dołącza do niej świetny fortepian. Następnie gitara akustyczna, wyraźny bas i ponownie wspaniałe klawiszowe tło. Do tego fragment na Moogu. Naprawdę pięknie to brzmi. Kosmiczne klawisze i przepiękna gitara akustyczna robią tu taki klimat, że tylko unieść się w przestworza i lecieć. Dopiero w okolicach 3:40 utwór jakby trochę ożywał, przyspiesza, choć nadal przeważa brzmi bardziej akustycznie. Świetny numer.
Dochodzimy do utworu numer trzy. Ten nosi tytuł  Nichts Für Mich i trwa niemal siedem minut. Utwór otwierają wyraziste bębny do których po chwili dołącza gitara i głos Baretha. Pojawiają się także klawisze, które niestety psują odbiór. Brzmią bowiem dość plastikowo i tak trochę typowo dla lat osiemdziesiątych. Jednak taki stan rzeczy nie utrzymuje się z byt długo. W okolicach 1:30 wchodzi kapitalny bas. Włącza się perkusja i znakomita gitara. No i teraz robi się arcyciekawie. A gdy jeszcze pojawiają się to tu, to tam organowe dźwięki, mamy uśmiech na twarzy. Ów organy mają tu swój moment i świetną solówkę, która chwilę później poprawiona jest solówką, tym razem gitary. Od 4:30 uspokojenie, kosmiczne klawisze i delikatny śpiew. Po cienkim początku, utwór z każdą następną sekundą tylko zyskuje.
Stronę pierwszą kończy Nach Diesem Tag. To spokojny pozycja. Klawisze, sekcja, śpiew i w późniejszej fazie partia gitary. Nic nadzwyczajnego. Poprawna piosenka.


Za to stronę drugą otwiera kompozycja, która odkąd sięgnę pamięcią zawsze dawała mi takiego kopa, że hej. Tak było i wczoraj. Z pewnych zawodowych powodów miałem okropnego doła, ale gdy z samego rana włączyłem właśnie ten utwór to podziałało, postawiło mnie na nogi, wyciągnęło z kompletnego otępienia i czarnych myśli. To jeden z moich ulubionych utworów w dyskografii grupy. Chodzi o kompozycję zatytułowaną La La. Żywiołowy i do przodu. Znakomicie muzycy tu zaiwaniają. Wyśmienita sekcja rytmiczna plus fenomenalny fortepian (później organy) i jeszcze lepsza gitara. No i na chwilę pojawia się tu flet. Gwarantuję, że po wysłuchaniu tej pozycji przez cały dzień będzie się kołatać po głowie to la la la la. Przynajmniej ja tak mam. Wielki plus.
No ale przejdźmy do następnej pozycji którą jest utwór Sonne. Tu jak w przypadku Für Ein Kleines Mädchen od samego początku usłyszymy świetną gitarę akustyczną i śpiew wokalisty. Później mamy przez chwilę klimat wyjęty niczym z twórczości Genesis. Pięknie to brzmi. Dalej cudownej urody gitara akustyczna wspomagana przez bas i fortepian. Cudny, melancholijny klimat.
No i na samym końcu znalazła się suita Tanz Und Tod, która trwa ponad piętnaście minut. Tu ponownie całość rozpoczyna akustyczna gitara. Spokojnie, klimatycznie, pojawia się śpiew i delikatny bas, a po chwili fortepian i perkusja. Fajne przyspieszenie w okolicach 1:40 gdzie na przód wysuwają się organy. Około piątej minuty usłyszymy świetną gitarową solówkę. Dalej świetny fragment z fortepianem w roli głównej. Naprawdę Ulmer wie jak używać tego instrumentu i daje czterominutowy popis.  W dziewiątej minucie pojawia się monolog na tle klawiszowych dźwięków, które są niespokojne i jakby chciały wyrwać się do przodu. Dochodzi pulsujący bas i znakomita partia gitary. Ostatnie dwie minuty to świetna sekcja i klawisze współgrające z gitarą. Wyśmienite zakończenie albumu.

Na kompaktowym wznowieniu znalazły się jeszcze dwa bonusy. To nagrania koncertowe z 1982 roku. Są to Sonne/Adonis Medley oraz Nach Diesem Tag. Można się przekonać, że panowie z Anyone’s Daughter nie byli amatorami i na żywo radzili sobie wyśmienicie.
 
In Blau to naprawdę mocna pozycja. Panowie pokazali, że potrafią dobrze grać i znają się na swojej robocie. To piękne melodyjne granie poparte klawiszową wirtuozerią, cudownej urody gitarą akustyczną i wyrazistą sekcją rytmiczną. Mnie album zachwyca w całości. W moim odczuciu nie ma tu słabych momentów. Jak na lata osiemdziesiąte i kategorię rock progresywny, to naprawdę ciekawy album. I proszę się nie zrażać tym niemieckim. Bardzo wielu uważa, że po niemiecku to tylko Rammstein może śpiewać. Nieprawda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz