wtorek, 19 kwietnia 2016

Kvartetten Som Sprängde - Kattvals (1973)

Sida 1:
  1. Andesamba
  2. På En Sten
  3. Gånglåt Från Valhallavägen
Sida 2:
  1. Kattvals
  2. The Sudden Grace
  3. Vågspel
  4. Ölandsshuffle
To cóż, że ze Szwecji. Tak, dziś na tapecie mamy przedstawicieli tego pięknego kraju. To płyta ze śmietnika. Nie, oczywiście nie chodzi o zawartość muzyczną ani jakąkolwiek inną dotyczącą zespołu. Tu należy to rozumieć dosłownie. Opowieść jest długa, ale między innymi tę płytę wyciągnąłem w latach dziewięćdziesiątych właśnie ze śmietnika. Komuś była niepotrzebna, mi sprawiła wielką frajdę…
Zespół powstał na początku lat siedemdziesiątych w Sztokholmie. Nazwa zespołu została zaczerpnięta z powieści o tym samym tytule autorstwa Birger Sjöberg. Na Kattvals zagrało trio co ma się nijak do nazwy zespołu. Pragnę jednak uspokoić. Otóż w początkach swojej działalności był to kwartet. Jednak na skutek różnic co do muzycznego kierunku w jakim miała iść grupa, zespół opuściła wokalistka Margareta Söderberg.
Album, jak już kilka przedstawianych na blogu, jest jedynakiem. W składzie nagrywającym znaleźli się Fred Hellman, który zagrał tu na organach Hammonda oraz fortepianie, Rune Carlsson (perkusja) oraz Finn Sjöberg (gitara, flet). Wyszedł z tego całkiem smaczny materiał, ale po kolei.

Przyznam się bez bicia, że mnie osobiście zdecydowanie bardziej przypadła do gustu strona pierwsza winylowego wydania. Kompozycja otwierająca ten album, zatytułowana Andesamba to kapitalny, żywiołowy numer w klimatach południowoamerykańskich. Świetne rytmy, a do tego znakomite popisy gitarowe Sjöberga. W okolicach drugiej minuty utwór zdecydowanie zwalnia, a na pierwszy plan wychodzą organy Freda Hellmana, którym w dalszej części wtóruje nostalgiczna gitara.
På En Sten. To cudnej urody utwór. Delikatny, nigdzie się nie spieszący. Od pierwszych sekund czaruje nas melodia grana na flecie. Tło, to Hammond oraz delikatna perkusja. Ponownie usłyszymy tu ładną partię gitary. I to właśnie w drugiej części tego utworu pojawia się solo fortepianu, nawiasem mówiąc bardzo przyjemne. Sam koniec to współpraca gitary i fletu. Bardzo ładna kompozycja.
Stronę pierwszą zamyka najdłuższy na tym albumie utwór zatytułowany Gånglåt Från Valhallavägen. Od samego początku kapitalne, trochę złowrogie dźwięki organów oraz świetna gitara, która wprowadza nas w skandynawski klimat. Oczami wyobraźni możemy zobaczyć ten surowy, zimny pejzaż i ciężkie życie mieszkańców prastarej Szwecji. Kto wyobraźnię ma lepszą, zobaczy wikingów, którzy przygotowują się do wyprawy na Ruś Kijowską czy Bułgarię Kamską. Kapitalny utwór ze sporymi naleciałościami ludowej muzyki Skandynawii. Brawa dla wszystkich muzyków.

Drugą stronę rozpoczyna utwór tytułowy. Fajny, żywy. W przypadku tej kompozycji najbardziej podoba mi się praca perkusji, choć i inne instrumenty radzą sobie całkiem nieźle. Tu ponownie gitara wysuwa się na pierwszy plan, ale i organy zaliczają znakomite solo, trochę w stylu niestety nieżyjącego już Emersona.
W The Sudden Grace, Hellman i jego organy podzielili się rolami ze Sjöbergiem i jego gitarą. Początek to zdecydowana dominacja Sjöberga. Dopiero w drugiej minucie klawisze dochodzą do głosu i nie odpuszczają przez ponad minutę. Fajny, optymistyczny numer.
Do końca płyty zostały nam jeszcze dwa utwory. Pierwszy z nich autorstwa Hellmana zatytułowany jest Vågspel. I tu mamy zdecydowane zwolnienie tempa. W ciekawą podróż zabierają nas organy, które zdominowały ten utwór. I wreszcie Ölandsshuffle, który zamyka tę płytę. Energiczny, gdzie instrumentem wiodącym jest gitara. Bez małej wzmianki nie można też pozostawić organów, które mają tu także swoje pięć minut.

Powiem tak. Panowie prochu nie wymyślili. Jednak bardzo dobrze słucha się tej muzyki. Jak wspominałem na początku, pierwsza strona jest w moim odczuciu zdecydowanie lepsza. Po prostu kompozycje są bardziej zróżnicowane, zawierają więcej pomysłów i mogą zaskakiwać. Druga strona jest nieco bardziej monotonna (co nie znaczy że jest nudna). Opiera się bowiem na schemacie gitara – organy, przy czym w jednym utworze usłyszymy więcej Sjöberga, a w innym więcej Hellmana. Kattvals to mieszanka proga, ociupiny jazzu oraz skandynawskich klimatów. Szkoda, że panowie wykorzystali flet tylko w jednym utworze. Uważam, że ten instrument wprowadziłby nieco więcej różnorodności i stworzył cieplejszy klimat. Tak czy inaczej to dobry album, z którym na pewno warto się zapoznać.

      

2 komentarze:

  1. Świetny album ;) Znaleźć taki skarb na śmietniku... Ciekawi mnie jakie wydanie - czyżby oryginalne, trudno dostępne i osiągające astronomiczne sumy, wydanie winylowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to pierwsze winylowe wydanie :-) Sporo wyciągnąłem wtedy (połowa lat dziewięćdziesiątych)skarbów z tego śmietnika. Nie wszystkie były w dobrym stanie, ale coś tam zostało.Z tego co się orientuję Kattvals nie był wznawiany przez 40 lat.

      Usuń