piątek, 22 kwietnia 2016

Niechęć - Niechęć (2016)

  1. Koniec
  2. Rajza
  3. Echotony
  4. Metanol
  5. Krew
  6. Widzenie
  7. Atak
  8. Trzeba To Zrobić
To moje tegoroczne odkrycie. Niestety nie znałem tego zespołu wcześniej, a przecież ten album jest drugi w ich dyskografii. Pierwszy nosił tytuł Śmierć W Miękkim Futerku. Obiecuję, że to nadrobię. Wracam do płyty Niechęć. Któregoś dnia, całkiem przypadkowo, natrafiłem w Internecie na jeden z utworów z tego albumu. Tym utworem była kompozycja zatytułowana Krew. Po wysłuchaniu po prostu szczęka mi opadła. To było jak silny cios, prosto w nos…

Album został nagrany w składzie Michał Kaczorek (perkusja), Maciej Szczepański (bas), Tomasz Wielechowski (fortepian, syntezator), Rafał Błaszczak (gitara) oraz Maciej Zwierzchowski (saksofony). Na płycie pojawili się także goście Sebastian Witkowski (dub, elektronika) oraz w utworze Echotony zagrali dodatkowo Piotr Łukaszewski i Jacek Szabrański na gitarach oraz Karolina Rec na wiolonczeli.
Autorami wszystkich kompozycji są Tomasz Wielechowski i Maciej Zwierzchowski.
Muszę to powiedzieć. Dla mnie cały klimat tego albumu to saksofony i z tego miejsca biję czołem przed Zwierzchowskim. Nie, nic nie ujmuję pozostałym muzykom, ci wywiązali się ze swojej roboty znakomicie. Jednak to saksofony powodują, że nie mogę się wręcz od kilku dni uwolnić od tej płyty. No chociażby wspomniany przeze mnie na początku utwór Krew. Proszę posłuchać, ale o tym za chwilkę.
Także kilka dni temu ukazał się na jednym z głównych portali artykuł o tym albumie. Wrzucono tam między innymi teledysk do utworu Krew. Komentarze jakie przeczytałem pod tym tekstem poraziły mnie. Pomyje może nie zostały wylane, ale określenia typu nuda, żenada, smęty i inne, których tu nie zacytuję sprawiły, że ręce mi opadły. Oczywiście rozumiem, że komuś może się nie podobać, wszakże o gustach się nie dyskutuje, ale wystarczy chociaż zamilknąć lub wyrazić swoją dezaprobatę w bardziej cywilizowany sposób. No nic, nieważne. Dobrze, że ów jegomoście mieli okazję wysłuchać tylko utworu Krew. Ciekawe co by powiedzieli gdyby włączyć im numer pierwszy na płycie zatytułowany przewrotnie Koniec.
Zaczyna się od złowrogich elektronicznych dźwięków, ale gdy po kilkudziesięciu sekundach pojawia się saksofon, ciary lecą po plecach. Po kilkunastu kolejnych dołącza fortepian. Wszystko ze znakomitym pogłosem jakby muzycy grali w jakiejś ogromnej, opuszczonej hali. Dopiero w trzeciej minucie uderzają nas dźwięki sekcji rytmicznej, kompozycja przyspiesza by za chwilę zwolnić. No i w pewnym momencie możemy usłyszeć klawiszową wariację, poprawioną podobną, tyle że zagraną na saksofonie. Kapitalny odjazd, który hipnotyzuje i wciąga niczym wir dzikiej rzeki. Wyśmienite otwarcie, niemal dziewięć minut jazdy obowiązkowej.
Rajza, to znowu elektronika na początku, dalej motyw gitary, który przewija się przez większość tej kompozycji. No i rzecz jasna saksofon, który nie wygrywa tu może jakichś skomplikowanych melodii, to ponownie wciąga. Całości dopełnia świetna perkusja. 
No i numer trzy na płycie, czyli ten na którym pojawiło się większość gości. Mowa o Echotony. Delikatny od samego początku wręcz ambientowy klimat. Dalej równie delikatna partia saksofonu i genialna wiolonczela. Naprawdę można się rozmarzyć. Po dwóch minutach takich klimatów utwór przyspiesza na jakiś czas by później ponownie utonąć w dźwiękach wiolonczeli.
Dalej usłyszymy Metanol z równomiernym bębnieniem, świetnymi klawiszami i gitarą. W okolicach drugiej minuty cichnie perkusja, zaczyna grać fortepian (przychodzą mi na myśl krople deszczu spływające po szybie) i gitara, która ma tu swoje pięć minut. Oczywiście nie mogło też zabraknąć wszędobylskiego saksofonu, który daje tu niezły popis swoich możliwości.


Dochodzimy w końcu do utworu Krew. Naprawdę dawno żaden utwór tak mnie nie poruszył. Tu ogromne brawa dla Zwierzchowskiego, który jest autorem tej kompozycji. Cały ten utwór to jego saksofon. Rozpoczyna się właśnie od saksofonu, który wygrywa dość pokrętną, niemal free jazzową solówkę. Kilka chwil później włącza się dostojny, niemal pogrzebowo brzmiący fortepian.  Po upływie półtorej minuty zaczyna grać jednostajnie perkusja oraz piękny fortepian. No i co jakiś czas pojawia się saksofon. Ale jaki? Taki który rozrywa moje serce na strzępy. Jego dźwięk jest tak mocny i dobitny, że… aż brak mi słów. Już przy pierwszym przesłuchaniu miałem co najmniej dwa pomysły na teledysk do tego utworu. I nie byłyby to wesołe klipy. Nie ma co pisać, trzeba wysłuchać. Mój faworyt z tej płyty.
Do końca albumu zostały nam jeszcze trzy utwory. Pierwszy z nich to Widzenie. Świetny, utrzymany w dość szybkim tempie z ciekawymi bębnami i elementami elektroniki, której wtórują fortepian, gitara i ponownie saksofonowe odjazdy. Atak to z kolei gitara na dzień dobry, a zaraz za nią znakomity saksofon. W pewnej chwili uderzenie sekcji rytmicznej zwala z nóg. Fajny, ciągle w natarciu, trzymający w niepewności i gotowości. 
Na sam koniec najdłuższa na tej płycie, bo trwająca niemal dziewięć i pół minuty, kompozycja zatytułowana Trzeba To Zrobić. Równie ciekawa, ze sporą ilością improwizacji (brawa zarówno dla Wielechowskiego jak i Zwierzchowskiego), zmianami nastrojów i tempa. Proszę zwrócić uwagę na wyśmienity bas. Wyśmienite zamknięcie płyty.

Niechęć to znakomite połączenie kilku gatunków muzycznych, które doskonale się przenikają i uzupełniają. Mamy tu między innymi elektronikę, jazz czy nieco alternatywy. Wszystko kapitalnie się razem miesza i kotłuje, jednocześnie nie powodując powstania jakiegoś niezrozumiałego jazgotu. Jak wspominałem dominują na płycie saksofony, znakomite saksofony, które zrobiły tu nieziemski klimat. Dodatkowe brawa należą się tu za to że panowie ten materiał nagrywali na tak zwaną setkę. Oczywiście następnie wszystko dopracowywali w studyjnych warunkach aby uzyskać pożądany efekt. Mam nadzieję, że na kolejny album grupy nie będziemy musieli długo czekać. Ja już go wypatruję z wielką nadzieją, że będzie co najmniej tak dobry jak ten. No i bardzo chciałbym usłyszeć ten materiał na żywo. Kto wie? Może się to ziści.

Na sam koniec muszę jednak dorzucić nieco dziegciu do tej beczki miodu. Chodzi o wydanie tej płyty. Digipack ze słabej tektury, która sprawia wrażenie jakby pochodziła z ostatniego recyclingu. Brak książeczki, tylko dwie naklejki. Po łebkach, byle jak. Ten niesmak rekompensuje nieco ponad stuletnia fotografia dziewczynki, która znalazła się na okładce. 


2 komentarze:

  1. To dzięki takim recenzjom kupuje się płyty. Dziękuję Panu serdecznie za zachętę do kupienia tej pozycji. Trafiłem na Pana blog przypadkowo, ale już widzę że zagoszczę tu na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała przyjemność po mojej stronie. Proszę szukać, grzebać, czytać, kupować płyty i oczywiście słuchać, słuchać, słuchać :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń