wtorek, 19 lipca 2016

Jan Hammer - The First Seven Days (1975)

  1. Darkness/Earth In Search Of A Sun
  2. Light/Sun
  3. Oceans And Continents
  4. Fourth Day - Plants And Trees
  5. The Animals
  6. Sixth Day - The People
  7. The Seventh Day
Jak już wspominałem przy okazji opisywania albumu Oh, Yeah?, Jan Hammer przeciętnemu słuchaczowi kojarzy się głównie z latami osiemdziesiątymi, muzyką elektroniczną i ścieżką dźwiękową do serialu Miami Vice. The First Seven Days nie jest jednak albumem, który moglibyśmy zaliczyć do muzyki elektronicznej. Bo choć niemal wszystkie instrumenty użyte do jego nagrania należą do rodziny instrumentów klawiszowych, to Jan Hammer wymyka się tu szufladzie z napisem elektronika. Ten znakomity muzyk w 1975 roku stworzył wspaniały album koncepcyjny opowiadający biblijną historię…

The First Seven Days to debiutancki album Hammera jeśli chodzi o jego solową karierę. Tytuł płyty wyraźnie sugeruje słuchaczowi, że ten może spodziewać się muzycznej opowieści o powstaniu świata. Dodajmy znakomitej opowieści. Hammer jest autorem wszystkich kompozycji. Co ma się rozumieć, zagrał na wszystkich instrumentach klawiszowych wśród których możemy wyróżnić takie jak Moog, melotron czy fortepian. Do tego zasiadł za perkusją co także wyszło mu całkiem nieźle. Do nagrania tego albumu zaprosił jednak dwóch muzyków. Byli to David Earle Johnson, który zagrał na kongach oraz instrumentach perkusyjnych i Steve Kindler, który udzielał się na skrzypcach. Hammer zarejestrował materiał na tę płytę w swoim prywatnym studio w Kent.

Całość rozpoczyna chyba moja ulubiona kompozycja z tego albumu zatytułowana Darkness/Earth In Search Of A Sun. Kapitalny początek, który wprowadza niepokój może nawet delikatny strach. Nasza wyobraźnia wyświetla obrazy kompletnych ciemności z których gdzieś daleko wyłania się Ziemia. Znakomity melotron, który tworzy wyśmienity klimat. Gdy wchodzi perkusja i moogowe odloty robi się dosłownie fantastycznie. Znowu można zobaczyć jak nasza planeta w tych przepastnych ciemnościach usilnie poszukiwała życiodajnych promieni słonecznych. Hammer przy pomocy klawiszy potrafi wyczarować tu iście gitarowe solówki. Fenomenalny początek płyty.
Light/Sun. Początek to dźwięki przywołujące obrazy poranka, świata budzącego się do życia. Świetne, delikatne wprowadzenie po którym usłyszymy znakomite moogowe odjazdy. Genialny, niespokojny, kosmiczny klimat. Później chwila oddechu, muzyka nieco łagodnieje, staje się bardziej skoczna. Koniec to ponowny powrót do mroczniejszego klimatu.
W trzeciej odsłonie powstają oceany i kontynenty. Tu Hammer gra głównie na fortepianie do którego dołączają kolejne klawisze. Dzięki tej muzyce jesteśmy niemal naocznymi świadkami powstawania ów oceanów i kontynentów. Delikatnie, nastrojowo, magicznie. W podobnym klimacie utrzymana jest kolejna kompozycja poświęcona powstaniu roślin i drzew (Fourth Day - Plants And Trees).



Dopiero w The Animals mamy zmianę klimatu. Tu wyraźnie zarysowane są wpływy muzyki świata. To właśnie w tej kompozycji najbardziej dał o sobie znać David Earle Johnson. Bębny, grzechotki i innego rodzaju przeszkadzajki brzmią tu fantastycznie. Muzyka kieruje nas do ciepłych krajów głównie Afryki. Zwierzęta już są, teraz czas na powstanie ludzi. Utwór Sixth Day – The People to delikatny początek ładnie zagrany przez Hammera na fortepianie oraz przez Kindlera na skrzypcach. W okolicach drugiej minuty fortepian cichnie, pojawia się między innymi Moog, który maluje genialne dźwięki. Dalej swój popis daje wspomniany już Kindler.
Całość zamyka The Seventh Day. Dzień siódmy podczas którego według różnych tłumaczeń Bóg odpoczywał lub kończył swoje dzieło. Muzycznie? Kompozycję otwierają dźwięki fortepianu, któremu później towarzyszą między innymi skrzypce, Moog i cudownej urody melotronowe tła.

The First Seven Days to jak wspomniałem znakomity koncept dzięki któremu choć przez chwilę, mając dobrą wyobraźnię i trochę luzu, możemy zaobserwować powstanie naszej planety. To kapitalna mieszanka fusion, jazzu i muzyki świata plus troszkę ambientu i rocka progresywnego. Wszystko ułożone w fantastyczną opowieść, której na pewno warto jest dać się ponieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz