czwartek, 13 października 2016

Kansas - Leftoverture (1976)

  1. Carry On Wayward Son
  2. The Wall
  3. What's On My Mind
  4. Miracles Out Of Nowhere
  5. Opus Insert
  6. Questions Of My Childhood
  7. Cheyenne Anthem
  8. Magnum Opus: a) Father Padilla Meets The Perfect Gnat; b) Howling At The Moon; c) Man Overboard; d) Industry On Parade; e) Release The Beavers; f) Gnat Attack
Zastanawiałem się nad opisem nowej płyty zespołu Kansas, ale stwierdziłem, że na razie dość nowości, czas na klasykę. Tym bardziej, że właśnie teraz w październiku mija czterdzieści lat od wydania tej płyty. To na tym albumie znalazł się ich największy przebój dzięki któremu stali się rozpoznawalni na całym świecie. Tym utworem jest oczywiście Carry On Wayward Son i myślę, że większość choć raz go w życiu słyszała…
Patrząc na okładkę tej płyty widzimy brodacza głowiącego się nad wymyśleniem czegoś nowego. Jego wyraz twarzy nie wyraża entuzjazmu, sprawia wrażenie jakby się męczył z tym wyzwaniem, jakby chciał stworzyć coś wielkiego, ale nie ma pomysłu. Czy to alegoria do grupy? Chyba nie, bo przecież panowie z Kansas od zawsze uważali, że nie tworzą piosenek aby te zawojowały listy przebojów. Nigdy nie myśleli o szerokiej publiczności i tworzeniu szlagierów. A jednak Leftoverure zrobił z nich gwiazdy światowego formatu. Płyta zaliczana jest do grona rocka progresywnego i choć mamy na niej tego świadectwa to chyba nie do końca można ją do tego nurtu zaliczyć.
W nagraniu tego albumu wzięli udział Kerry Livgren (gitara), Steve Walsh (klawisze, śpiew), Phil Ehart (perkusja), Robby Steinhardt (skrzypce, śpiew), Rich Williams (gitary) oraz Dave Hope (bas). Głównym kompozytorem był Livgren, w trzech utworach wsparł go Walsh. Jedynie zamykający album Magnum Opus jest dziełem wszystkich muzyków grupy.

Całość rozpoczyna wspomniany już wielki hit zespołu Carry On Wayward Son. Ciekawostką może być to, że grupa skończyła nagrywanie materiału na ten album i gdy właściwie już się pakowali Livgren przyniósł ten numer. Zagrali, zadziałało. No właśnie, ta piosenka to znak rozpoznawczy zespołu, dziś już nieco zgrana i oklepana, ale mam do niej sentyment. To po prostu dobra, chwytliwa, rockowa piosenka ze świetnie opracowanymi partiami śpiewanymi. Słychać wyraźnie, że to zespół amerykański (to nie zarzut).
The Wall. To w zasadzie piękna ballada, w której niebanalną część stanowi tekst. Piękna melodia, wspaniała gitara, klawinet i skrzypce. Jedna z moich faworytek na tej płycie.
Zaraz po niej usłyszymy What's On My Mind, bardziej dynamiczną, z ciekawą partią śpiewu piosenkę poruszającą się raczej w rockowej estetyce. Jednak jako całość w moich oczach wypada nieco blado na tle innych utworów z tej płyty. Poprawna, nic więcej.
Miracles Out Of Nowhere. Oryginalnie zamykała stronę pierwszą. Od początku świetna współpraca klawiszy i skrzypiec. Chwilę później ładne gitary akustyczne i mamy kolejną ładną balladę. Po dwóch minutach znakomita część instrumentalna z organami i skrzypcami w roli głównej. Tak sobie myślę, że dopiero w tym miejscu możemy w końcu powiedzieć o rocku progresywnym. To dopiero w tej piosence zespół porusza się w tych klimatach i robi to kapitalnie. Znakomity utwór.  W następnym Opus Insert główną rolę grają organy i wyraźny bas plus gitary akustyczne i harmonie wokalne. Otrzymujemy zgrabny utwór z marszowym rytmem w środku jego trwania i ładnym fortepianem i kosmicznymi klawiszami pod koniec.
Questions Of My Childhood to skoczny kawałek w którym trzeba zwrócić uwagę na partię skrzypiec i fajny fortepian. W Chayenne Anthem mamy wyraźne uspokojenie. Śpiew na tle gitary akustycznej i delikatnych klawiszy. Po pewnym czasie ich rolę przejmuje świetny fortepian. Fajne wykorzystanie chórków dziecięcych podpartych skrzypcami. W drugiej części utworu  wyraźne przyspieszenie. 
Cały album zamyka najdłuższy utwór na płycie zatytułowany Magnum Opus. Podzielony został na sześć części i najbardziej ze wszystkich na tej płycie zbliżony jest do angielskiego art rocka. Bo i mamy tu sporo co ów styl reprezentuje. Zmiany tempa, świetne przejścia i stosunkowo skomplikowane granie. Znakomite pomysły, niebanalne melodie oraz kapitalne partie poszczególnych instrumentów, których współpraca robi wrażenie. Ten utwór to rzeczywiście opus magnum tej płyty, w którym odnajdziemy echa ELP czy King Crimson. Dobra robota.

Dzięki tej płycie, Kansas nie byli już zespołem rozgrzewającym publiczność przed występem innej wielkiej gwiazdy. Teraz to oni byli wielką gwiazdą. Przestali grać po barach, nie umilali już imprez szkolnych i nie występowali podczas zawodów rodeo. Nie dostawali już skromnych pensyjek, po tym albumie z dnia na dzień stali się milionerami. To naprawdę dobra płyta i wielki sukces. Przy nagrywaniu kolejnego krążka w zespole coś zaczęło iskrzyć. Zdarzyła się między innymi taka sytuacja kiedy to obrażony Walsh ponoć trzasnął  drzwiami opuszczając zespół. Foch trwał raptem kilka dni, ale to zajście pokazuje  jak musiała być w tamtym czasie napięta sytuacja w zespole. Chcąc podtrzymać sukces Leftoverture można się było tego spodziewać. Jak już wspomniałem, dla mnie to bardzo dobry album, wszystkie utwory są naprawdę ciekawe. Oczywiście jak to zawsze bywa jeden jest lepszy, drugi gorszy. Jednak nigdy nie miałem ochoty przeskoczyć któregoś z nich, żaden mnie nie raził. No może troszeczkę otwieracz, ale to chyba kwestia jego powszechności. Bez wątpienia najlepsza płyta w ich dorobku obok której nie można przejść obojętnie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz