piątek, 21 października 2016

Kayak - Kayak (1974)

  1. Alibi
  2. Wintertime
  3. Mountain Too Rough
  4. They Get To Know Me
  5. Serenades
  6. Woe And Alas
  7. Mireille
  8. Trust In The Machine
  9. His Master's Noise
Ech ta jesień. Lubię tę porę roku, ale gdy jest trochę słońca gdy można niczym w dzieciństwie brodzić w liściach. A tu? Deszcz, ciemno, szaro. Przez to spać się chce i ochoty brak na cokolwiek.  Ale jest przecież muzyka. Właśnie, standardowo jak co roku jesienią wracam do Wind And Wuthering Genesis. O tej porze roku lubię też słuchać Gentle Giant, ale i grupa Camel mnie podnosi. I słuchając wczoraj Latimera i jego ekipy, przypomniałem sobie, że w tejże udzielał się Ton Scherpenzeel, którego mogłem podziwiać na zeszłorocznym koncercie. A jak on to przecież grupa Kayak. Podbiegłem do półek z płytami i chwyciłem ich drugi album. Ależ tego dawno nie słuchałem…
Kayak to zespół pochodzący z Holandii poruszający się w klimatach art rocka. Jego początki sięgają do roku 1967. To wtedy w mieście Hilversum zaczyna grać ze sobą dwóch kolegów. Ci koledzy to wspomniany już Ton Scherpenzeel (instrumenty klawiszowe, gitara basowa, akordeon) oraz Pim Koopman (perkusja, gitara). Grali razem w takich zespołach jak Balderdash oraz High Tide. W 1971 roku spotkają gitarzystę Johana Slagera. We trzech nagrywają pierwsze demówki i od czasu do czasu występują na żywo jako Alta Quies. W tym samym czasie Ton i Pim zaczynają studia w Akademi Muzycznej mieszczącej się w Hilversum. Tam poznają Maxa Wernera (śpiew, perkusjonalia, melotron). Gdy do zespołu dołącza Cees van Leeuwen (bas) powstaje Kayak. Po wcześniejszym odrzuceniu grupy przez wytwórnię Phonogram (w następnych latach zespół do nich wróci) udaje im się podpisać kontrakt z EMI.  Kariera grupy wystartowała. Mimo młodego wieku muzyków i braku doświadczenia na scenie, próbowano sprzedać ich na ryku jako supergrupę. W 1973 roku ukazuje się pierwsza płyta zespołu zatytułowana See See The Sun.

Ja, jak już wspomniałem, sięgnąłem po ich drugi album. Dlaczego? Uważam, że to ich najlepsze dzieło (z resztą pierwsze cztery albumy są najlepsze) i odkąd sięgnę pamięcią to właśnie tej płyty najczęściej słuchałem. Przejdźmy zatem do materiału zawartego na Kayak.
Jak niesie legenda tytuł płyty miał podobno brzmieć His Master's Voice. Jednak istniała już wytwórnia płytowa pod tą nazwą (sławny piesek i gramofon), która sprzeciwiła się użyciu tej nazwy. Pomysł więc upadł. Podobno był też pomysł aby zatytułować album tak jak utwór go otwierający (Alibi), ale ten pomysł także upadł. Stanęło na Kayak, a że to drugi ich album utarła się nazwa Kayak II.
Płytę otwiera wspominany utwór Alibi. Fajny, dość żywiołowy, oparty na gitarze i klawiszach plus ciekawe harmonie wokalne. Zaraz po nim jedyny singiel tego albumu zatytułowany Wintertime. To trwająca niecałe trzy minuty spokojna, prosta piosenka o nieco popowym zabarwieniu z ładnym fortepianem, melotronem i ciekawą partią akordeonu. No i trzeba przyznać, że Webber ma naprawdę interesującą barwę głosu.
Mountain Too Rough to przepięknej urody ballada z fortepianem w roli głównej. Wielki plus tego albumu.
W wydaniu dwunastocalowym stronę pierwszą zamyka utwór They Get To Know Me, który zdradza nieco większe ambicje muzyków. Ten numer zdecydowanie aspiruje do tych z półki art rocka i jest najdłuższym utworem na płycie. Rozpoczyna go świetna gitara, która powraca w dalszej części. Zwrotki śpiewane są niezwykle delikatnie czy wręcz można powiedzieć smutno. Po trzeciej minucie fajne solo klawiszowe z włączającą się, równie świetną, gitarą. Między piątą, a siódmą minutą znakomity, powolny, może trochę mroczny fragment tego utworu.  Melotron z gitarą prowadzą nas do końca. Kapitalna część płyty.

Na stronie drugiej znalazły się między innymi takie utwory jak melodyjny Serenades z fortepianem w roli głównej oraz fajną partią gitary. Woe And Alas, w którym usłyszymy znakomite harmonie wokalne. W ogóle ten utwór przypomina mi Genesisowy repertuar.
Dalej jest jeszcze instrumentalny, wolno płynący Mireille z ładnym melotronem i gitarą. Następnie utrzymany w kosmicznym klimacie Trust In The Machine, w którym gitara i klawisze przynoszą mi na myśl twórczość grupy Eloy. W drugiej części za sprawą perkusji przybiera nieco marszowy charakter. Kolejna mocna rzecz z tego albumu. Całość zamyka miniatura zatytułowana His Masters Noise. To sympatyczna pioseneczka w której sympatycznym wokalom towarzyszy fortepian.
 
Jak wspomniałem na początku Kayak II to moja ulubiona płyta w ich dyskografii. Charakterystyczny głos Webbera, rewelacyjne partie instrumentów klawiszowych oraz gitary przyciągają do dej płyty. W sporej części muzyka ociera się o pop rockowe brzmienie przez co nie jest to może prog najwyższych lotów, ale melodyjność, ładne harmonie wokalne, solidność wykonania oraz symfoniczne brzmienie stawia ten album na poziomie tych, których naprawdę chce się słuchać i do nich wracać. Proszę spróbować.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz