- Vølvens Spådom
- Jeg Er Guden, I Er Tjenerne
- Skøgen Skulle Dø
- Byssan Lull
- Den Lille Piges Død
- Frosne Vind
- Onde Børn
- Song To Hall Up High
- Dybt I Skoven
W zeszłym roku jadąc samochodem ze
znajomym, spostrzegłem u niego w schowku płytę. Okładka
przedstawiała samotną postać kobiety stojącą gdzieś na łonie natury. Ten obraz
jest przyciemniony, przez co mroczny i mało sympatyczny. Napis brzmiał Myrkur.
Zapytałem co to. Płyta poleciała do odtwarzacza i… piękny głos. Byłem
zachwycony, jednak moja radość nie trwała długo bo chwilę później usłyszałem blackmetalowy
łomot. Pierwszy utwór jeszcze zniosłem, ale przy kolejnym Hævnen już nie wytrzymałem. O, nie! I pamiętam
jak powiedziałem wtedy „Jak pięknie zabrzmiałaby ta pani w akustycznym
otoczeniu”…
Kilka tygodni temu
zadzwonił do mnie ów znajomy i powiedział „Twoja ulubienica Myrkur, wydała
akustyczną płytę, kupuj, spodoba ci się”. Kupiłem. Gdy zamykała się szuflada
odtwarzacza przez chwilę pomyślałem, że kolega mnie załadował i za chwilę
usłyszę ten sam łomot. Przyznam, że niczego nie czytałem wcześniej w necie,
nawet nie rzuciłem okiem do środka płyty.
Ale gdy przeleciała
pierwsza piosenka wiedziałem, że to jest to. Sprawdziło się to o czym
wspomniałem rok wcześniej w samochodzie, że ta pani ma wspaniały głos.
Za pseudonimem Myrkur
ukrywa się Amalie Bruun, która jest Dunką mieszkającą w Nowym Jorku. Na
Mausoleum oprócz śpiewania, Amelie gra również na fortepianie. Jeśli chodzi o
instrumenty to na płycie usłyszymy jeszcze gitarę akustyczną, na której gra Håvard Jørgensen. Ale prócz tej pary jest
jeszcze chór w skład którego wchodzi pięć dziewczyn. Mausoleum to zapis
koncertu na żywo, który odbył się w niesamowicie pięknych okolicznościach. Z
resztą od tego miejsca wziął się tytuł tej płyty. Chodzi o mauzoleum Emanuela
Vigelanda, norweskiego artysty malarza, witrażysty i architekta. W 1926 roku
wybudował on na obrzeżach Oslo coś na kształt świątyni, która w pierwotnym zamyśle miała być muzeum.
Dopiero po pewnym czasie Vigeland stwierdził, że będzie to właśnie mauzoleum.
Wszystkie ściany (nie ma tam okien) jak i sufit Emanuel pokrył freskiem
zatytułowanym Vita, przedstawiającym życie człowieka od narodzin aż do śmierci.
Całość tematycznie koncentruje się na erotycznym życiu człowieka i jego
popędach przez co fresk przedstawia sporo golizny. Właśnie w takich niesamowitych okolicznościach odbył się ów
koncert, którego mamy przyjemność wysłuchać na płycie Mausoleum.
Zawartość tego wydawnictwa to akustyczne interpretacje piosenek, które
znalazły się na jej debiutanckiej płycie, z czego jedna z nich to cover utworu grupy
Bathory (Song To Hall Up High -
przepiękne wykonanie) plus dwa
nowe utwory.
Zaczyna
się od miniaturki w której usłyszymy jedynie śpiew. Pierwsze co słychać to
niesamowita akustyka tego miejsca. Dźwięki wspaniale rozlewają się po całej
budowli potęgując siłę wspaniałego głosu Amelie.
Jeg
Er Guden, I Er Tjenerne.
Tu Amelie gra już na fortepianie, ale oczywiście również śpiewa, wspomagana przez chór. Z tego utworu bije jakaś ogromna tęsknota. Moja wyobraźnia
maluje mi obraz samotnej kobiety, stojącej na urwisku i wpatrującej się w ogrom
oceanu. Jest zimno, pochmurno i wietrznie. Ta tęsknota dotyczy zapewne jej
ukochanego, który wypłynął gdzieś daleko lub zginął na morzu. Krzyczy w niebo,
ma pretensje do Boga o to co spotkało ją i jej ukochanego.
Skøgen Skulle Dø. Bardzo ładny i dość
długi jak na tę płytę fortepianowy wstęp. Dalej oczywiście śpiewy. Melancholia,
zamyślenie, zaduma.
Dalsza
część płyty jest bardzo podobna. Piosenki są niebywale przejmujące, smutne,
trafiają wprost do serca. W Den Lille Piges Død możemy w końcu usłyszeć gitarę Jørgensena. Przepiękna piosenka przenosząca mnie w
czasy odległe, czasy zamków i rycerzy. Tym razem Amelie śpiewa sama, bez pomocy
chóru. Ów śpiew jest niezwykle przejmujący. Z tego co się mogłem zorientować,
ten utwór opowiada o śmierci jakiejś dziewczynki, co dodatkowo potęguje uczucie
smutku. Znakomita współpraca gitary i fortepianu. Jeden z lepszych utworów na
płycie.
Gitarę usłyszymy także w następnym króciutkim Frosne Vind. Gitara, i pięć żeńskich
głosów śpiewających o mroźnym wietrze. Cudo.
Onde
Børn to kolejny klejnot na tym wydawnictwie. Znowu mamy arcyciekawy duet
fortepian – gitara i te głosy z Amelie na czele. Przy tym utworze ogarnia mnie
nieprawdopodobna tęsknota za bliskimi, których od dawna już przy mnie nie ma.
Ciężko się pisze jednocześnie słuchając tego utworu.
Całość
zamyka Dybt I Skoven. Dziewczyny plus gitara. Czego chcieć więcej. Ogromne
oklaski na koniec, ogromne.
Proszę
się nie przerazić czytając ciągle o tej melancholii i tęsknotach, ale tak właśnie
jest. To na pewno płyta wymagająca skupienia, ale myślę, że może też być bardzo
osobista. Dla mnie to jeden z tych albumów, którego należy słuchać w
samotności. Jeżeli chcemy uciec od otaczającego nas świata lub powspominać już
nieobecnych, ten krążek nadaje się do tego idealnie. Cudowny głos Amelie i jej
towarzyszek, wspierany przez fortepian i gitarę akustyczną, pokaże jak piękna i
wspaniała jest muzyka. W tym okresie przedświątecznym, który od lat mnie już
tak nie cieszy, zagrało mi to rewelacyjnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz