- The Song Of Amergin
- Maranatha (Come Lord)
- Amergin's Invocation
- Elegy
- Sailing To Byzantium
- Abwoon (Our Father)
- Immortal Memory
- Paradise Lost
- I Asked For Love
- Psallit In Aure Dei
Wielkimi krokami
zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. To okres raczej radosny, choć święta z
roku na rok coraz mniej mnie bawią. Postanowiłem więc oddać się jeszcze przez
chwilę nostalgii i zanurzyć się w dźwięki, dzięki którym mogę uciec od
rzeczywistości chociażby na kilkadziesiąt minut. Właśnie taka muzyka znalazła
się na kapitalnej płycie ze stajni 4AD, muzyka znakomitych Artystów jakimi
niewątpliwie są Lisa Gerrard i Patrick Cassidy…
Pani Gerrard chyba nie
muszę specjalnie nikomu przedstawiać. To piękniejsza połówka Dead Can Dance.
Obdarzona przepięknym głosem, stworzonym do melancholii i skłaniającym do
zadumy. Natomiast Patrick Cassidy to świetny kompozytor muzyki klasycznej oraz
twórca wielu ścieżek dźwiękowych między innymi do takich filmów jak Hannibal, Królestwo
Niebieskie czy Veronica Guerin.
Efekt ich wspólnej
pracy to muzyka, która idealnie nadawałaby się do jakiegoś filmu. Oczyma
wyobraźni widzę piękne górzyste krainy osadzone w czasach bardzo dawnych.
Zarówno teren jak i warunki klimatyczne nie rozpieszczają mieszkańców tych
pięknych terenów. Mimo to, są szczęśliwi, żyją spokojnie, pomagają sobie
wzajemnie, a ich tryb życia regulują zmieniające się pory roku. I jak to bywa w życiu,
także wśród tych spokojnych ludzi dzieje się dramat. Otóż pewnego dnia napada
na nich banda rzezimieszków. To grupa łotrów, dla których zabicie drugiego
człowieka jest niczym splunięcie. Wszystko to, wydarzyło się pewnego wietrznego
popołudnia. Na tę małą wioskę napadają zbiry , mordując dzieci, gwałcąc
kobiety, paląc domy. Mężczyźni, którzy przeżyli tę masakrę, zostali zakuci w
kajany i zabrani jako niewolnicy w rodzinne strony zbirów. W grocie niedaleko
wioski zdołała ukryć się mała grupka mieszkańców wioski. Z daleka patrzyli na
rzeź jaka odbywa się w ich wiosce, która do tej pory była ich małym rajem. Rajem, który w mgnieniu oka
zamienił się w piekło.
To oczywiście tylko
moja wyobraźnia, ale czy przez wieki takie napady nie miały miejsca? Miały i
niestety trwa to nadal.
O tej muzyce nie można
nic napisać. Takich albumów się słucha. Dla niektórych te dźwięki to powód do zadumy, dla
innych ogromne emocje, jeszcze dla innych ta muzyka będzie jak modlitwa. W końcu dla wielu, ta muzyka może być również ukojeniem zszarganych nerwów i ucieczką od
codziennych trosk. Takich płyt słucha się w skupieniu, trzeba być maksymalnie
skoncentrowanym i poddać się tej muzyce bezgranicznie. Trzeba zaufać tym
dźwiękom i cudownym wokalizom Lisy. Ta ze swojej roboty wywiązała się bez
zarzutu. I jak to ona, natchnienia poszukiwała między innymi w tekstach Miltona i Yeatsa. Ale
Gerrard sięga także na tym albumie po aramejską mantrę Maranatha oraz fragmenty starożytnego manuskryptu Peshitta.
Całość robi nieprawdopodobne wrażenie. Anielski głos Lisy i przepiękne
orkiestracje Patricka poruszą najtwardsze serce. Pewnie zwolennicy łojenia spod
znaku „Ave Satan” uznają taką muzykę za nudy na pudy, ale proszę spróbować i
poświęcić tej płycie trochę czasu. Przecież nawet w największym twardzielu jest
choćby malutki ułamek wrażliwości i tęsknoty.
Kończący ten album
organowy Psallit In Aure Dei powala. Kościelne organy i wokalizy Gerrard. Brak
słów.
Ten krótki wpis zakończę słowami
samej Lisy, które w moim odczuciu idealnie oddają sedno sprawy jeśli chodzi o
muzykę, a w szczególności takie płyty jak Immortal Memory.
„Muzyka to miejsce, w
którym można się schronić. Jest ratunkiem przed miernością i nudą. Jest
niewinna, pozwala zagłębić się w myślach, wspomnieniach, zawiłościach”. Święta prawda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz