- The Bryden 2-Step (For Amphibians) Part 1
- The Collapso
- Squarer For Maud
- Dreams Wide Awake
- Binoculars
- Phlakaton
- The Bryden 2-Step (For Amphibians) Part2
Skandal! Dopiero kilka
dni temu spostrzegłem, iż wpis dotyczący debiutanckiej płyty zespołu National
Health, popełniłem w kwietniu 2015 roku. Ponad półtora roku temu. Nic w tym
nadzwyczajnego, ale dlaczego do tej pory nie wspomniałem o ich drugim albumie
zatytułowanym Of Queues and Cures, pojęcia nie mam. Już to naprawiam. W
stosunku do debiutu nastąpiła mała zmiana w składzie grupy i dotyczyła ona stanowiska
basisty. Po odejściu Neila Murray’a (jak pamiętamy przeszedł do Whitesnake), do
grupy dołączył John Greaves, notabene były basista Henry Cow…
Tak jak w przypadku
płyty debiutanckiej, tak i na tej, oprócz podstawowego składu zagrało tu kilku
znakomitych muzyków. To przede wszystkim sekcja dęta, do której należeli Georgie
Born (wiolonczela), Jimmy Hastings (klarnet, flet), Keith Thompson (obój), Paul
Nieman (puzon) i Phil Minton (trąbka). Prócz tych panów na płycie zagrali też Rick
Biddulph (bas, organy) oraz Selwyn Baptiste (steel drums). Dodatkowo
w jednym utworze pojawił się Peter Blegvad.
Na albumie znalazło się siedem pozycji. W przeciwieństwie do debiutu, na Of Queues and Cures, każdy z muzyków skomponował przynajmniej jeden z utworów.
Całość otwiera kompozycja autorstwa Stewarta zatytułowana The Bryden 2-Step (For Amphibians) Part 1. Początek to śpiew ptaków i rosnący z każdą sekundą dźwięk klawiszy Stewarta. Dopiero po dwóch minutach muzyka zrywa się do biegu. Wchodzi sekcja i kapitalna partia Millera na gitarze, który znakomicie zaznacza tu swoją obecność przez cały czas trwania utworu. Po raz pierwszy pojawiają się tu dęciaki. Jak to kapitalnie wszystko gra. Znakomita współpraca na linii Stewart-Miller plus niesamowita sekcja z wyraźnym basem Greavesa. No i spokojna ostatnia minuta z delikatnymi klawiszami i fantastycznie pulsującym basem. Dla takich kompozycji chce się żyć. Niemal dziewięć minut fenomenalnego grania.
Autorem następnego utworu, The Collapso, jest także Stewart. Kompozycja posiada delikatne karaibskie zabarwienie, a to za sprawą Selwyna Baptiste’a, który gra tu na instrumencie zwanym steel drums. I znowu mamy tu świetne partie Stewarta i wcale nie gorsze improwizacje Millera na gitarze. Charakterystyczną cechą tej kompozycji są zmiany tempa i nastroju.
Squarer For Maud trwa nieco ponad dwanaście minut, a jej autorem jest Greaves. Tu na wiolonczeli gra Georgie Born, która w tym czasie grała również w Henry Cow. Oprócz niej pojawili się też Jimmy Hastings, który zagrał na klarnecie oraz Keith Thompson na oboju. Świetny początek z fortepianem, basem i wiolonczelą. Muzyka kroczy niczym w filmie grozy. Do tego nastroju dołącza gitara i perkusja Pyle’a. Jednak nadal jest spokojnie. Dalej wspaniała partia organów do których dołącza ze swoją improwizacją Miller. Do tego wszystkiego kapitalne obój i klarnet, które wprowadzają łyk awangardy, a także ciekawy klaskany fragment. W pewnym momencie utwór urywa się. Na tle fortepianu przez chwilę mówi Peter Blegvad po czym odzywa się gitara i perkusja. Tu ponownie mamy masę pomysłów, zmian tempa i nastrojów. Całość brzmi fenomenalnie.
Oryginalnie stronę drugą otwiera kompozycja Millera, która nosi tytuł Dreams Wide Awake. Zaczyna się zdecydowanie, z mocnym gitarowo-basowo-perkusyjnym wejściem. Chwilę później, niesamowitym solo organowym (na wyraźną prośbę Millera) popisuje się Stewart. Po tej szaleńczej organowej orgii, utwór uspokaja się. Do głosu dochodzi Miller, bas ciekawie funkuje. Elektroniczne pianino wraz z gitarą bardzo ładnie prowadzą słuchacza do końca.
W końcu dochodzimy do utworu perkusisty zatytułowanego Binoculars (następna w kolejności miniaturka też jest autorstwa Pyle’a). To jedyna pozycja na płycie, w której możemy usłyszeć śpiew Greavesa. Pip zadedykował ten utwór swoim dzieciom i ich nałogowemu oglądaniu telewizji. Ładne organowe wprowadzenie, następnie usłyszymy wspomniany śpiew, który w trakcie trwania utworu przychodzi i odchodzi. No i pojawia się tu przepięknej urody flet na którym kapitalnie zagrał Jimmy Hastings. Fantastyczny fragment gdy grają dęciaki czyli klarnet, obój, trąbka i puzon. Wyśmienity, utrzymany w delikatnym, chwilami wręcz sielankowym klimacie utwór.
Cały album zamyka The Bryden 2-step (For Amphibians) Part 2, który naturalnie nawiązuje do kompozycji otwierającej tę płytę i jednocześnie jest ładną klamrą zamykającą album. Znakomita praca klawiszy, basu i perkusji.
Na albumie znalazło się siedem pozycji. W przeciwieństwie do debiutu, na Of Queues and Cures, każdy z muzyków skomponował przynajmniej jeden z utworów.
Całość otwiera kompozycja autorstwa Stewarta zatytułowana The Bryden 2-Step (For Amphibians) Part 1. Początek to śpiew ptaków i rosnący z każdą sekundą dźwięk klawiszy Stewarta. Dopiero po dwóch minutach muzyka zrywa się do biegu. Wchodzi sekcja i kapitalna partia Millera na gitarze, który znakomicie zaznacza tu swoją obecność przez cały czas trwania utworu. Po raz pierwszy pojawiają się tu dęciaki. Jak to kapitalnie wszystko gra. Znakomita współpraca na linii Stewart-Miller plus niesamowita sekcja z wyraźnym basem Greavesa. No i spokojna ostatnia minuta z delikatnymi klawiszami i fantastycznie pulsującym basem. Dla takich kompozycji chce się żyć. Niemal dziewięć minut fenomenalnego grania.
Autorem następnego utworu, The Collapso, jest także Stewart. Kompozycja posiada delikatne karaibskie zabarwienie, a to za sprawą Selwyna Baptiste’a, który gra tu na instrumencie zwanym steel drums. I znowu mamy tu świetne partie Stewarta i wcale nie gorsze improwizacje Millera na gitarze. Charakterystyczną cechą tej kompozycji są zmiany tempa i nastroju.
Squarer For Maud trwa nieco ponad dwanaście minut, a jej autorem jest Greaves. Tu na wiolonczeli gra Georgie Born, która w tym czasie grała również w Henry Cow. Oprócz niej pojawili się też Jimmy Hastings, który zagrał na klarnecie oraz Keith Thompson na oboju. Świetny początek z fortepianem, basem i wiolonczelą. Muzyka kroczy niczym w filmie grozy. Do tego nastroju dołącza gitara i perkusja Pyle’a. Jednak nadal jest spokojnie. Dalej wspaniała partia organów do których dołącza ze swoją improwizacją Miller. Do tego wszystkiego kapitalne obój i klarnet, które wprowadzają łyk awangardy, a także ciekawy klaskany fragment. W pewnym momencie utwór urywa się. Na tle fortepianu przez chwilę mówi Peter Blegvad po czym odzywa się gitara i perkusja. Tu ponownie mamy masę pomysłów, zmian tempa i nastrojów. Całość brzmi fenomenalnie.
Oryginalnie stronę drugą otwiera kompozycja Millera, która nosi tytuł Dreams Wide Awake. Zaczyna się zdecydowanie, z mocnym gitarowo-basowo-perkusyjnym wejściem. Chwilę później, niesamowitym solo organowym (na wyraźną prośbę Millera) popisuje się Stewart. Po tej szaleńczej organowej orgii, utwór uspokaja się. Do głosu dochodzi Miller, bas ciekawie funkuje. Elektroniczne pianino wraz z gitarą bardzo ładnie prowadzą słuchacza do końca.
W końcu dochodzimy do utworu perkusisty zatytułowanego Binoculars (następna w kolejności miniaturka też jest autorstwa Pyle’a). To jedyna pozycja na płycie, w której możemy usłyszeć śpiew Greavesa. Pip zadedykował ten utwór swoim dzieciom i ich nałogowemu oglądaniu telewizji. Ładne organowe wprowadzenie, następnie usłyszymy wspomniany śpiew, który w trakcie trwania utworu przychodzi i odchodzi. No i pojawia się tu przepięknej urody flet na którym kapitalnie zagrał Jimmy Hastings. Fantastyczny fragment gdy grają dęciaki czyli klarnet, obój, trąbka i puzon. Wyśmienity, utrzymany w delikatnym, chwilami wręcz sielankowym klimacie utwór.
Cały album zamyka The Bryden 2-step (For Amphibians) Part 2, który naturalnie nawiązuje do kompozycji otwierającej tę płytę i jednocześnie jest ładną klamrą zamykającą album. Znakomita praca klawiszy, basu i perkusji.
Pamiętam jak kupiłem
ten kompakt. Połowa lat dziewięćdziesiątych, no może 1993 (winyl nabyłem kilka
lat później). Zauroczyła mnie ta płyta. Katowałem ją do znudzenia. Mieszkałem
wtedy na parterze i siłą rzeczy sąsiedzi, którzy siedzieli latem na ławce przed klatką, musieli słuchać razem ze mną. Niestety nie podzielali mojego
entuzjazmu. A to przecież wyśmienity jazz-rock zanurzony w kanterberyjskim
świecie. Dla mnie ta płyta jest jedną z najlepszych jeśli chodzi o scenę
Canterbury i chyba ostatnim tak dobrym albumem z tego nurtu. Dobre, dojrzałe
granie z arcyciekawymi fragmentami. Obowiązkowy element każdej kolekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz