Side One:
- Invisible Touch
- Tonight, Tonight, Tonight
- Land Of Confusion
- In Too Deep
- Anything She Does
- Domino (Part One - In The Glow Of The Night, Part Two - The Last Domino)
- Throwing It All Away
- The Brazilian
Z cyklu „Atrakcyjna Osiemdziesiątka”
Mniej więcej trzy
tygodnie temu mój magiczny kalendarzyk przypomniał mi o rocznicy wydania tego
albumu. Odznaczyłem, że z informacją się zapoznałem i… zapomniałem się do niej
odnieść.
Oto na początku czerwca
1986 roku światło dzienne ujrzał krążek, który przyniósł zespołowi ogromny sukces komercyjny. Ktoś pewnie zapyta „Chłopie,
dlaczego nie zaczekasz rok i nie wspomnisz o tej płycie z okazji jej 30-lecia?”.
A dlaczego mam czekać? Przecież za rok ta płyta będzie tak samo dla mnie ważna
jak teraz, a że będą wtedy jej okrągłe urodziny… cóż.
Poszczególne piosenki
poznawałem dzięki Trójce i liście przebojów na której znalazły się cztery
utwory z tej płyty. Gdzieś w okolicach lutego 1987 roku zdobyłem kasetę i w
końcu mogłem posłuchać sobie ukochanego The Brazilian w ilości trzydziestu
odtworzeń dziennie. To były piękne czasy.
Po zakończeniu Mama
Tour panowie natychmiast wzięli się za solowe projekty przez co fani zespołu
musieli czekać na nowy krążek Genesis niemal trzy lata. Właściwie zespół nie
miał jakiegoś wielkiego parcia aby wydać nowy album. Po prostu stęsknili się za
sobą i wspólnym graniem. Spotkali się ponownie na Farmie jesienią 1985 roku i
jak to zwykle w ich przypadku, wchodzili do studia bez żadnych przygotowanych
wcześniej materiałów. Zdali się na wspólne granie i improwizację. Radość ze
spotkania i ogólnie dobry okres w życiu członków zespołu, zaowocowały świetnymi
pomysłami i nagraniem wielu utworów. Niestety piosenek było zbyt dużo aby wszystkie
zmieściły się na płycie winylowej i jak to w przypadku Genesis o tym które z
nich znalazły się na albumie zdecydował demokratyczny wybór. Trochę żałuję
niektórych wyborów ponieważ osobiście zdecydowałbym inaczej (ale ja to sobie
mogę).
Na płycie znalazła się
mieszanka utworów typowo popowych i tych ambitnych, nawiązujących do
najlepszego okresu w dziejach zespołu.
Piosenka tytułowa,
która otwiera ten album, jest typową popową piosenką. Popową nie znaczy że złą.
Wbrew panującej powszechnie opinii wcale nie jest łatwo skomponować dobrą
piosenkę pop. Z resztą bardzo dobrze widać to w dzisiejszych czasach. Ale
wróćmy do Invisible Touch. Bardzo rozpoznawalny utwór w którym wykorzystano (po
raz pierwszy w historii zespołu) perkusję elektroniczną. To chyba jeden z
najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy i jeden z najbardziej rozpoznawalnych
utworów lat osiemdziesiątych. Pamiętam dyskusje na jej temat, gdy wraz ze znajomymi
słuchaliśmy jej w Trójce. Starsi koledzy wychowani na pierwszych płytach
zespołu grzmieli. To jakiś żart, rwali włosy z głów (jeszcze wtedy je mieli). Toż
to jakaś popowa papka, profanacja. Z resztą oni byli już „poobrażani” po
wcześniejszym albumie Genesis. Jednak
utwór dobrze poradził sobie na świecie (W USA dotarł do pierwszego miejsca). Co
ja sądzę o tej piosence? Ani mnie ziębi ani grzeje. Nie przepadam za nią, ale
też jakoś specjalnie mi nie przeszkadza. Zawsze podobał mi się teledysk, taki
bez ładu, bez składu. Mike jeżdżący w studio na rowerze, Phil w płaszczysku, śpiewający
do pałeczek. Fajne wspomnienia.
Tonight, Tonight, Tonight.
Jeden z singli z tego albumu. Pojawił się w sklepach na początku 1987 roku.
Fantastyczny utwór (pierwotny tytuł brzmiał Monkey/Zulu) przypominający nieco
kapitalną Mamę z poprzedniego albumu. Mroczny, dramatyczny w swojej wymowie.
Nie przeszkadza mi tu nawet automat perkusyjny. W środkowej części fantastyczny popis
Banksa na klawiszach. Kapitalnie jest to interludium. Do tego świetna,
agresywna gitara Mike’a no i wyśmienity wokal Phila. Fantastyczny utwór. Piosenka
została wykorzystana w Stanach między innymi w reklamie piwa Michelob. Piękny
moment na płycie.
Land Of Confusion. To
mocno zaangażowany politycznie utwór, opowiadający o zimnej wojnie. Tekst do
tej piosenki napisał Rutherford, który inspirował się protest songami z lat sześćdziesiątych.
Kto pamięta teledysk? Świetne karykatury ludzi polityki i show-biznesu.
Teledysk zdobył nagrodę Grammy. Często w życiu osobistym używam cytatu z tej
piosenki. Otóż gdy idzie coś nie tak, coś się psuje czy wali od razu śpiewam „Superman
where are you now…” Sama piosenka jest dość prosta ale chyba właśnie w tej
prostocie jest metoda bo utwór szybko wpada w ucho i nie drażni. Okładka singla
jest parodią okładki albumu Beatlesów With The Beatles.
In Too Deep to bardzo
ładna ballada w stylu Collinsa solo. Bardzo ładne pianino Banksa. Lubię tę
piosenkę. Utwór został wykorzystany w filmie Mona Lisa w reżyserii Neila
Jordana. Spokojne, stonowane zamknięcie pierwszej strony wydania winylowego.
Strona B zaczyna się
małym koszmarkiem. Anything She Does, bo tak brzmi tytuł tego utworu, odnosi
się bezpośrednio do panienek rozbierających się w magazynach dla panów. Narrator
daje im dobrą radę i ostrzega że uroda i piękno i tak kiedyś przeminą. Muzycznie to dość
żywiołowy utwór z kiepską sekcją dętą, ale za to słychać tu bardziej prawdziwą
perkusję. Jakoś nie mogłem i nadal nie mogę się przekonać do tej piosenki. Moim
zdaniem utwór bardziej by się sprawdził jako solowa piosenka Collinsa. No i ten
teledysk w którym Benny Hill wciela się w rolę portiera/ochroniarza grupy.
Słabe to niesamowicie (może dlatego że nigdy nie przepadałem za Hillem). Sam
klip to ukryta aluzja odnosząca się do nachalnych fanów.
No a dalej mamy
najdłuższy utwór na tym albumie. Oczywiście chodzi o Domino, który to został
podzielony na dwie części zatytułowane In The Glow Of The Night oraz The Last
Domino. Tu ponownie mamy powrót do dobrego progresywnego grania. To jedyny ciekawy
utwór na tej płycie według wspomnianych już znajomych. Bardzo mnie ucieszyło, ze
choć jeden utwór im pasuje. No, był jeszcze jeden, który został doceniony, ale
o tym później. Pierwsza część zaczyna się dość spokojnie by za chwile uderzyć z
całą mocą perkusji, basu i klawiszy. W ogóle usłyszymy tu kapitalne zmiany
nastrojów. Tekst opowiada o człowieku, którego decyzje wpływają na innych ludzi,
którzy ponoszą konsekwencje i tak dalej i tak dalej, jak w dominie. Jedną z
interpretacji tego tekstu jest odniesienie do wojny atomowej. Spokojna pierwsza
część przechodzi w istną galopadę w części drugiej, która trzyma słuchacza w
napięciu do momentu pięknego uspokojenia i świetnych klawiszy Banksa. Takie
zmiany nastrojów mamy także w dalszej części tej suity. Ten utwór to takie
nowoczesne nawiązanie do starego dobrego Genesis.
Throwing It All Away. Kolejna ballada na tym albumie,
oparta w całości na gitarowej frazie. Fajny spokojny utwór w stylu Rutherforda
z przyjemnymi klawiszami Banksa. Piosenka
była kolejnym (po Invisible Touch, Land Of Confusion, Tonight, Tonight, Tonight
oraz In Too Deep) singlem promującym album.
Całą płytę fantastycznie
zamyka genialny w moim odczuciu The Brazilian. Jedyne instrumentalne dzieło,
które znalazło się na tym albumie. Fantastyczna perkusja i jeszcze lepsze
klawisze. Gdy pierwszy raz wysłuchałem tego utworu po prostu włosy stały mi
dęba (to właśnie tą kompozycją byli również zachwyceni tajemniczy znajomi). No i
w końcowej części tego utworu usłyszymy kapitalną solówkę gitarową Mike’a. Ta „płacząca”
gitara idzie aż w pięty. Kompozycja została wykorzystana w rysunkowym filmie
When The Wind Blows. Fenomenalne zamknięcie albumu.
W mojej skromnej ocenie
to bardzo dobry album. Zgoda, jest nierówny i niektóre piosenki pasują tu jak
pięść do nosa, ale to chyba tak miało być od początku. Panowie z Genesis trochę
celowali w komercję, ale także nie zawiedli swoich starszych fanów serwując im
Tonight, Tonight, Tonight, Domino czy The Brazilian. Szkoda jedynie, że zamiast
słabiutkiego Anything She Does na płycie nie znalazł się wyśmienity Feeding The
Fire. Zdecydowanie lepiej by to wtedy wyglądało. Niemniej album był wielkim
sukcesem komercyjnym grupy, sprzedał się w wielomilionowym nakładzie, a
piosenki z niego okupowały przez wiele tygodni górne części list przebojów na
całym świecie.
Dla mnie mimo pewnych
niedociągnięć to bardzo dobry album do którego wracam z wielką chęcią i
przyjemnością.
Sukces komercyjny swoją drogą ale artystycznei to cień dokonań Genesis z epoki Gabriela.
OdpowiedzUsuńPełna zgoda. Tylko że za czasów Gabriela klepali biedę i tonęli w długach.
UsuńNie da się ukryć, chociaż po wyprzedaży Anglii było chyba lepiej trochę z finansami...
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to z długów wyszli dopiero po wydaniu i promocji "A Trick of the Tail". W końcu zaczęli grać duże koncerty, które cieszyły się sporym powodzeniem. A później już poszło ;-)
UsuńWidzę, że ma Pan komplet wydań tej płyty: i na winylu i na CD. To na pewno dobry popowy album, ale to już zdecydowanie nie moje klimaty. Ale na pewno ta płyta ma dobry poziom.
OdpowiedzUsuń