wtorek, 16 czerwca 2015

Il Rovescio Della Medaglia - Contaminazione (1973)


  1. Absent For This Consumed World
  2. Ora Non Ricordo Più
  3. Il Suono Del Silenzio
  4. Mi Sono Svegliato E...Ho Chiuso Gli Occhi 
  5. Lei Sei Tu: Lei 
  6. La Mia Musica 
  7. Johann
  8. Scotland Machine 
  9. Cella 503
  10. Contaminazione 1760
  11. Alzo Un Muro Elettrico
  12. Sweet Suite
  13. La Grande Fuga
Dziś ponownie lecimy do Włoch. Grupa powstała pod koniec 1970 roku w Rzymie na gruzach zespołu I Lombrichi . Założycielami zespołu byli Enzo Vita (gitara), Stefano Urso (bas), Gino Campoli (perkusja), oraz Gianni Mereu (śpiew). Mereu zastapił następnie Sandro Falbo (z zespołu Le Rivelazioni), a później Pino Ballarini (grający również na flecie), który przeprowadził się z Pescary do Rzymu. W tym składzie nagrali dwie płyty: La Bibbia (która jest raczej hard rockowym albumem z progowymi naleciałościami) oraz utrzymany w podobnym klimacie, z ambitnymi tekstami, inspirowanymi twórczością Hegla, Io Come Io. W 1973 roku do zespołu dołączył klawiszowiec Franco Di Sabbatino.  
W tym samym roku powstał opisywany album. Zespół zmienił tu w mocnym stopniu swoje podejście do muzyki. Jest to typowy symfoniczny prog. To pomieszanie muzyki klasycznej i rocka progresywnego z domieszką rocka klasycznego. Jak to wszystko zagrało?



Contaminazione to album koncepcyjny, oparty na twórczości Jana Sebastiana Bacha, a konkretnie na dwóch cyklach po 24 preludia i fugi na instrument klawiszowy, zatytułowanych Das Wohltemperierte Klavier. Partiami orkiestry zajął się na tej płycie Luis Enriquez Bacalov. Historia opowiedziana na tym albumie dotyczy wyimaginowanej postaci. Szkocki gitarzysta Jim McCluskin, który wraca z podróży z Nepalu, uważa  się za wcielenie innego wymyślonego bohatera, szkockiego muzyka Isaia Somerseta, który z kolei ma być nieślubnym synem Jana Sebastiana Bacha. Bach porzucił go rzekomo w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii. Gitarzysta jest hospitalizowany w szpitalu psychiatrycznym, gdzie został nawiedzony przez jedno z jego szalonych marzeń muzycznych. Wszystkie utwory są ze sobą powiązane, a muzyka płynie bez przerwy malując nam przepiękne obrazy. 

Album otwiera krótki, instrumentalny Absent For This Consumed World, który przez bębny przechodzi do melancholijnego Ora Non Ricordo Più z ciekawym rockowym uderzeniem, kapitalnymi organami i wyśmienitymi smyczkami. 
Il Suono Del Silenzio to świetna sekcja rytmiczna, która przeplata się z dźwiękami klawesynu, skrzypiec i organów tworząc fantastyczną mieszankę. Jeden z moich ulubionych fragmentów tej płyty. 
Przechodzimy do Mi Sono Svegliato E...Ho Chiuso Gli Occhi. Tu mamy typowego Bacha w najlepszym wydaniu. Piękne klasyczne melodie przechodzące w pewnym momencie w krótki popis gitarowy w stylu Hendrixa. Dalej utwór świetnie płynie  jakby w kołysankowym wydaniu.
Następnie usłyszymy odrobinę szaleństwa w kompozycji Lei Sei Tu: Lei. Utwór przechodzi w kolejny La Mia Musica, romantyczną piosenkę o miłości (ach te fantastyczne smyczki i organy). Po tym chwilowym uspokojeniu usłyszymy genialny utwór zatytułowany Scotland Machine. Mamy tu kapitalną mieszankę muzyki klasycznej i świetnego włoskiego rocka progresywnego.
Cella 503 zaczyna się romantyczną, przepiękną, nieco w hiszpańskim stylu gitarą. W dalszej części usłyszymy orkiestrę, świetne perkusyjne popisy oraz arcyciekawe połączenie klawesynu z gitarą elektryczną. No ale co najpiękniejsze w tym utworze to kościelne organy pod jego koniec. Po prostu gęsia skórka i włoski na rękach same się prostują. Coś wspaniałego. 
Krótki Contaminazione 1760 to popis fletów, który w następnej pozycji Alzo Un Muro Elettrico przechodzi w mocne rockowe uderzenia. W dalszym fragmencie utwór nieco się uspokaja i usłyszymy brazylijskie naleciałości. Sweet Suite to ponownie organy w roli głównej. Delikatne, wyciszone, rozmarzone. Utwór przyspiesza w końcowej fazie.
Album kończy się kapitalną La Grande Fuga. Świetna gitara, perkusja, organy i cudowny klawesyn. Ponownie kapitalna mieszanka rocka i muzyki klasycznej. Świetny utwór, żywiołowy, z jajem, który kończy tę genialną płytę.

Muszę przyznać, że gdy po raz pierwszy słuchałem tej płyty po prostu oniemiałem z wrażenia. Dźwięki zawarte na tym wydawnictwie spowodowały, że chciało mi się ich słuchać ciągle i ciągle. Za każdym razem ta fantastyczna muzyka czymś mnie zaskakiwała. Za każdym razem coraz bardziej dojrzewała. Uważam że ta pozycja to absolutny mus jeżeli chodzi o płytotekę szanującego się melomana.Polecam.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz