czwartek, 25 czerwca 2015

TOTO - Warszawa 24.06.2015 Torwar




Wygrałem w Trójce wejściówki na ten koncert. No grzechem byłoby nie skorzystać. Przecież TOTO to uznany zespół z wielkimi sukcesami i przebojami na swoim koncie. Ale TOTO to przede wszystkim wspaniali muzycy tacy jak Steve Lukather, David Paich, Steve Porcaro czy Joseph Williams. Przecież Lukather i Paich brali udział w niezliczonej liczbie nagrań innych Artystów. To wspaniali muzycy sesyjni z którymi prawie każdy chciał i nadal chce pracować. W składzie koncertowym oprócz już wspomnianych znaleźli się również dawny basista TOTO David Hungate, wspaniały Lenny Castro, który grał na instrumentach perkusyjnych, nowy perkusista Shannon Forrest oraz znakomity chórek Jenny Douglas-Foote i Mabvuto Carpenter. Przyjechali do Polski promować swój ostatni album zatytułowany TOTO XIV. I cóż z tego że dwa lata temu byłem już na ich występie w Łodzi z okazji 35-lecia istnienia grupy. Takie zespoły chce się oglądać i słuchać ciągle i ciągle. Ale do rzeczy…

Przed halę Torwar dotarłem z Żoną gdzieś o 18-ej. Kolejka ludzi już oczekujących na otwarcie bram. Była jeszcze chwila (koncert miał się rozpocząć o 20-ej) więc udaliśmy się na mały spacer połączony z konsumpcją.  Po powrocie przed halę okazało się, że jako zaproszeni przez patronów medialnych wchodzimy osobnym wejściem gdzie trzeba było się odhaczyć na liście. Dostaliśmy na łapki opaski (stąd brak biletu oraz jego zdjęcia) i weszliśmy na salę. Jeszcze przed Torwarem spotkaliśmy znajomych z którymi później bawiliśmy się na koncercie. W środku prosta scena bez zbędnych ozdobników i fajerwerków (choć światła bardzo ładnie pracowały), odgrodzona od widowni wielką białą płachtą. Chwilę po dwudziestej zgasły światła i z pierwszymi dźwiękami Running Out Of Time zasłona spadła i zaczął się magiczny koncert. 
Cóż można powiedzieć. Grupa jest w fantastycznej formie. To kapitalnie naoliwiona, wielka machina, która działa fenomenalnie. Panowie są świetnie zgrani no i przede wszystkim są wspaniałymi technikami. Lukather prezentował takie solówy, że włosy dęba stawały. Weźmy chociaż utwór z repertuaru The Jimmy Hendrix Experience zatytułowany Little Wing, który  Lukather zagrał tak że… coś wspaniałego. Grali równe dwie godziny. Oprócz utworów z nowej płyty (znakomite wykonanie Orphan) zaprezentowali też piosenki z poprzednich albumów. Pojawiły się aż cztery piosenki z ich debiutanckiego albumu. Były to I'll Supply The Love, Georgy Porgy, świetny, zaśpiewany przez Steve’a Porcaro Takin' It Back oraz wielki hicior Hold The Line. Na setliście znalazły się też trochę mniej znane utwory takie jak Caught In The Balance czy piękny The Road Goes On.
Nie zabrakło oczywiście wielkich hitów, które porwały całą publiczność zgromadzoną na Torwarze. O Hold The Line już wspominałem, ale były też przepiękna ballada z „Czwórki” I Won’t Hold You Back, Rosanna czy zagrana już na koniec nieśmiertelna Africa.
Zdarzyła się taka zabawna sytuacja. Żona ciągle pytała mnie czy zagrają coś z albumu The Seventh One? Ja odpowiadam że nie grają nic z tego albumu. Tak wywnioskowałem po wcześniejszym (co prawda pobieżnym) przeglądaniu utworów które zgrali na wcześniejszych koncertach z tej trasy. I nagle Williams mówi, że teraz zagrają coś z tej właśnie płyty. Była to Pamela. Fantastyczny moment koncertu i to bezcenne spojrzenie mojej drugiej połówki.  
W trakcie całego koncertu nie zabrakło oczywiście pozdrowień i podziękowań dla publiczności za wierność i za wszystkie piękne listy. Ale muzycy pamiętali również o swoich kolegach, którzy odeszli już z tego łez padołu. Piękne chwile gdy publiczność nagradza oklaskami i owacją nieżyjących już braci Porcaro Jeffa i Mike’a, który odszedł w tym roku (pewnie dlatego cały zespół ubrany był na czarno). 
Jeszcze dwa słowa w sprawie bisów. Panowie zagrali znakomity The Muse oraz świetny White Sister. Na sam koniec Lukather krzyczał ze sceny „No czego jeszcze nie było?” „No czego?”. Cała sala zgodnie zaryczała Africa. To było to. W końcu trybuny (nieliczne) podniosły cztery litery i cały Torwar ruszył do tańca. Fajna wydłużona wersja tego przeboju z genialnym popisem Lenny’ego Castro oraz fajną interakcją publiczności. Tak skończył się ten wyśmienity koncert. Dla mnie bomba! Kapitalni muzycy i znakomite wykonania usatysfakcjonowały mnie w pełni. 

No ale nie był bym sobą gdybym nie dorzucił troszkę dziegciu do tej beczki miodu. Słaba frekwencja. Na płycie, gdyby dobrze towarzycho upchnąć, może była by połowa. Trybuny nieliczne i do tego śpiące przez cały koncert. Zawsze szkoda jest mi muzyków, do tego tak uznanych, których występ nie może zapełnić tak małej sali. Przecież gdyby przyjechali tu w latch 80-tych pewnie nie byłoby gdzie szpilki włożyć. Tak, tak wiem, nie te czasy i ceny biletów odstraszają. Niestety nie wszystkich chcących wziąć udział w tym wydarzeniu na to stać. Do tego może TOTO to już nie to i ich gwiazda nieco przygasła? Średnia wieku na sali była przyzwoita, to głównie trzydziesto i czterdziestolatkowie. Co jeszcze? Jak zwykle to nagrywanie. Ledwo zaczynają grać już las komórek i aparatów w górze. Ale to co najbardziej mnie wkurzało to sporo pijanych. Tego to już całkiem nie rozumiem. Chlanie hektolitrów piwa w trakcie koncertu, które kończy się zataczaniem, deptaniem innych i darciem ryjów często bez ładu i składu. Jak na odpuście lub plenerowej masówce. Nie powiem, sam napiłem się piwa, ale to było przed koncertem i jedno, a nie pięć przed i drugie pięć w trakcie. 
Żadnych zdjęć? Na koncertach nie robię, jak wspominałem biletu nie miałem, a koszulek ani innych pamiątek też nie kupiłem. Zrobiłem to już podczas występu grupy w Łodzi dwa lata temu. No może gdyby było to wszystko nieco tańsze to bym się skusił, a tak…

3 komentarze:

  1. Ale Ci zazdroszczę tego koncertu. Ja niestety nie mogłam tam być. Brak funduszy. A Toto to jedna z moich ukochanych kapel. Liczę na to że jeszcze do nas przyjadą i wtedy będę mogła ich zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ceny biletów to spory problem. 190 złotych najtańsze? Uważam że to skandal. Chyba ktoś się chciał na marce dorobić. Gdyby nie bilety z Trójki to też bym się nie wybrał. Szkoda bo taki zespół na drugi raz nie przyjedzie jak zobaczy taką frekwencję (Wrocław ponoć trochę uratował sprawę). Przecież dla chłopaków zza konsolety grać nie będą.
      Co do funduszy. Odkładać miesięcznie po 5-10 złotych. za dwa, trzy lata będzie jak znalazł.

      Usuń
  2. We Wrocku tak samo słaba frekwencja właśnie. I super, że w Warszawie zagrali Georgy Porgy - u nas nie było niestety, a moja żona uwielbia ten numer:p

    OdpowiedzUsuń