Wygrałem w Trójce wejściówki na ten koncert. No grzechem
byłoby nie skorzystać. Przecież TOTO to uznany zespół z wielkimi sukcesami i
przebojami na swoim koncie. Ale TOTO to przede wszystkim wspaniali muzycy tacy
jak Steve Lukather, David Paich, Steve Porcaro czy Joseph Williams. Przecież
Lukather i Paich brali udział w niezliczonej liczbie nagrań innych Artystów. To
wspaniali muzycy sesyjni z którymi prawie każdy chciał i nadal chce pracować. W
składzie koncertowym oprócz już wspomnianych znaleźli się również dawny basista
TOTO David Hungate, wspaniały Lenny
Castro, który grał na instrumentach perkusyjnych, nowy perkusista Shannon
Forrest oraz znakomity chórek Jenny
Douglas-Foote i Mabvuto Carpenter. Przyjechali do Polski promować swój ostatni
album zatytułowany TOTO XIV. I cóż z tego że dwa lata temu byłem już na ich występie
w Łodzi z okazji 35-lecia istnienia grupy. Takie zespoły chce się oglądać i
słuchać ciągle i ciągle. Ale do rzeczy…
Przed halę Torwar dotarłem z Żoną gdzieś o 18-ej. Kolejka
ludzi już oczekujących na otwarcie bram. Była jeszcze chwila (koncert miał się
rozpocząć o 20-ej) więc udaliśmy się na mały spacer połączony z konsumpcją. Po powrocie przed halę okazało się, że jako
zaproszeni przez patronów medialnych wchodzimy osobnym wejściem gdzie trzeba
było się odhaczyć na liście. Dostaliśmy na łapki opaski (stąd brak biletu oraz
jego zdjęcia) i weszliśmy na salę. Jeszcze przed Torwarem spotkaliśmy znajomych
z którymi później bawiliśmy się na koncercie. W środku prosta scena bez
zbędnych ozdobników i fajerwerków (choć światła bardzo ładnie pracowały), odgrodzona od widowni wielką białą płachtą. Chwilę
po dwudziestej zgasły światła i z pierwszymi dźwiękami Running Out Of Time
zasłona spadła i zaczął się magiczny koncert.
Cóż można powiedzieć. Grupa jest w fantastycznej formie. To
kapitalnie naoliwiona, wielka machina, która działa fenomenalnie. Panowie są
świetnie zgrani no i przede wszystkim są wspaniałymi technikami. Lukather
prezentował takie solówy, że włosy dęba stawały. Weźmy chociaż utwór z repertuaru
The Jimmy Hendrix Experience zatytułowany Little Wing, który Lukather zagrał tak że… coś wspaniałego. Grali
równe dwie godziny. Oprócz utworów z nowej płyty (znakomite wykonanie Orphan)
zaprezentowali też piosenki z poprzednich albumów. Pojawiły się aż cztery piosenki z
ich debiutanckiego albumu. Były to I'll Supply
The Love, Georgy Porgy, świetny, zaśpiewany przez Steve’a Porcaro
Takin' It Back oraz wielki hicior Hold The Line. Na setliście znalazły
się też trochę mniej znane utwory takie jak Caught In The Balance czy piękny
The Road Goes On.
Nie zabrakło oczywiście wielkich hitów, które porwały całą
publiczność zgromadzoną na Torwarze. O Hold The Line już wspominałem, ale były
też przepiękna ballada z „Czwórki” I Won’t Hold You Back, Rosanna czy zagrana już
na koniec nieśmiertelna Africa.
Zdarzyła się taka zabawna sytuacja. Żona ciągle
pytała mnie czy zagrają coś z albumu The Seventh One? Ja odpowiadam że nie
grają nic z tego albumu. Tak wywnioskowałem po wcześniejszym (co prawda pobieżnym)
przeglądaniu utworów które zgrali na wcześniejszych koncertach z tej trasy. I nagle
Williams mówi, że teraz zagrają coś z tej właśnie płyty. Była to Pamela.
Fantastyczny moment koncertu i to bezcenne spojrzenie mojej drugiej połówki.
W trakcie całego koncertu nie zabrakło oczywiście pozdrowień
i podziękowań dla publiczności za wierność i za wszystkie piękne listy. Ale
muzycy pamiętali również o swoich kolegach, którzy odeszli już z tego łez
padołu. Piękne chwile gdy publiczność nagradza oklaskami i owacją nieżyjących już
braci Porcaro Jeffa i Mike’a, który odszedł w tym roku (pewnie dlatego cały
zespół ubrany był na czarno).
Jeszcze dwa słowa w sprawie bisów. Panowie zagrali znakomity
The Muse oraz świetny White Sister. Na sam koniec Lukather krzyczał ze sceny „No
czego jeszcze nie było?” „No czego?”. Cała sala zgodnie zaryczała Africa. To było
to. W końcu trybuny (nieliczne) podniosły cztery litery i cały Torwar ruszył do
tańca. Fajna wydłużona wersja tego przeboju z genialnym popisem Lenny’ego Castro oraz fajną interakcją
publiczności. Tak skończył się ten wyśmienity koncert. Dla mnie bomba!
Kapitalni muzycy i znakomite wykonania usatysfakcjonowały mnie w pełni.
No ale nie był bym sobą gdybym nie dorzucił troszkę dziegciu
do tej beczki miodu. Słaba frekwencja. Na płycie, gdyby dobrze towarzycho
upchnąć, może była by połowa. Trybuny nieliczne i do tego śpiące przez cały
koncert. Zawsze szkoda jest mi muzyków, do tego tak uznanych, których występ
nie może zapełnić tak małej sali. Przecież gdyby przyjechali tu w latch 80-tych
pewnie nie byłoby gdzie szpilki włożyć. Tak, tak wiem, nie te czasy i ceny
biletów odstraszają. Niestety nie wszystkich chcących wziąć udział w tym
wydarzeniu na to stać. Do tego może TOTO
to już nie to i ich gwiazda nieco przygasła? Średnia wieku na sali była
przyzwoita, to głównie trzydziesto i czterdziestolatkowie. Co jeszcze? Jak
zwykle to nagrywanie. Ledwo zaczynają grać już las komórek i aparatów w górze. Ale
to co najbardziej mnie wkurzało to sporo pijanych. Tego to już całkiem nie
rozumiem. Chlanie hektolitrów piwa w trakcie koncertu, które kończy się
zataczaniem, deptaniem innych i darciem ryjów często bez ładu i składu. Jak na odpuście
lub plenerowej masówce. Nie powiem, sam napiłem się piwa, ale to było przed
koncertem i jedno, a nie pięć przed i drugie pięć w trakcie.
Żadnych zdjęć? Na koncertach nie robię, jak wspominałem
biletu nie miałem, a koszulek ani innych pamiątek też nie kupiłem. Zrobiłem to już podczas
występu grupy w Łodzi dwa lata temu. No może gdyby było to wszystko nieco tańsze to
bym się skusił, a tak…
Ale Ci zazdroszczę tego koncertu. Ja niestety nie mogłam tam być. Brak funduszy. A Toto to jedna z moich ukochanych kapel. Liczę na to że jeszcze do nas przyjadą i wtedy będę mogła ich zobaczyć.
OdpowiedzUsuńTak, ceny biletów to spory problem. 190 złotych najtańsze? Uważam że to skandal. Chyba ktoś się chciał na marce dorobić. Gdyby nie bilety z Trójki to też bym się nie wybrał. Szkoda bo taki zespół na drugi raz nie przyjedzie jak zobaczy taką frekwencję (Wrocław ponoć trochę uratował sprawę). Przecież dla chłopaków zza konsolety grać nie będą.
UsuńCo do funduszy. Odkładać miesięcznie po 5-10 złotych. za dwa, trzy lata będzie jak znalazł.
We Wrocku tak samo słaba frekwencja właśnie. I super, że w Warszawie zagrali Georgy Porgy - u nas nie było niestety, a moja żona uwielbia ten numer:p
OdpowiedzUsuń