czwartek, 25 lutego 2016

Nuova Idea - Clowns (1973)

  1. Clessidra
  2. Un'Isola
  3. Il Giardino Dei Sogni
  4. Clown
  5. Una Vita Nuova
Jak dobrze być w końcu w domu. Podejść do półek z płytami i coś wybrać. Dziś padło na grupę z Włoch. W ogóle Włochy to zakątek Europy, w którym w latach siedemdziesiątych powstała cała masa zespołów grających rocka progresywnego. Na poznanie tego przepastnego katalogu trzeba poświęcić naprawdę wiele czasu. Twórczość Nuova Idea poznawałem wiele lat temu, właśnie od tej płyty. Do zakupu (najpierw winyla) zachęciła mnie okładka, której autorem jest Gianni Zanini. Czyż nie jest fantastyczna? Na jej podstawie wywnioskowałem, że to musi być świetna muzyka…

Clowns to trzecia i zarazem ostatnia płyta w dorobku tego zespołu. Przyznam szczerze, że dwa poprzednie albumy, w mojej opinii, są słabsze od Klaunów. Grupa powstała  w latach sześćdziesiątych. Od zawsze mieli problemy z gitarzystami, których często wymieniano na nowych. Pod koniec 1972 roku do zespołu dołączył nowy gitarzysta i zarazem wokalista Arturo „Ricky” Belloni. To właśnie z powodu jego śpiewu i charakterystycznego głosu, nie każdemu ten album może się spodobać. Znam zarówno jego przeciwników jak i zwolenników. Mnie osobiście nie przeszkadza takie śpiewanie choć muszę przyznać, że na początku może wydawać się irytujące. Płytę nagrano w składzie Claudio Ghiglino (gitara), Giorgio Usai (klawisze, śpiew), Enrico Casagni (bas, flet, śpiew), Paolo Siani (perkusja, śpiew) oraz wspomniany już Belloni. 
Album rozpoczyna utwór Clessidra, którego początek może kojarzyć się troszeczkę ze wstępem do suity Atom Heart Mother grupy Pink Floyd. Dalej wchodzi znakomita sekcja rytmiczna, kapitalny Hammond i ciekawy riff gitarowy, który prowadzi ten utwór i powraca przez cały czas jego trwania. Następnie pojawiają się pierwsze śpiewy wszystkich członków zespołu. Świetna partia organów dopełnia całości. Bardzo udany początek płyty. Klasyczny włoski prog w jego nieco cięższej odsłonie. 
Un'Isola. Rozpoczyna go łagodny śpiew na tle plumkającej gitary basowej. Nieśmiało pojawiają się organy, po czym uderzenie perkusji i jedziemy z koksem. Ciekawe wyciszenia, zwolnienia tempa na przemian z mocniejszymi wejściami czy wręcz odlotowymi fragmentami. To właśnie w tym utworze, w jego dalszej części, pojawia się ten charakterystyczny głos Belloni’ego. Utwór muzycznie zdominowany jest przez klawisze, ale pozostałe instrumenty nie giną gdzieś w tle. Fajna, zadziorna gitara i niezła sekcja rytmiczna nie dają o sobie zapomnieć. Un’Isola kończy się tak jak się zaczynała, spokojnie i delikatnie. 
Stronę pierwszą winylowego wydania zamyka utwór Il Giardino Dei Sogni. W tym utworze Belloni osiąga szczyty swoich możliwości wokalnych. Śpiew jest mocno teatralny, krzykliwy, z wyraźnym vibrato, przez co może nieco słuchacza irytować. A muzycznie? Znakomita gitara na początek, łagodna, wprowadzająca delikatny nastrój. Ta kraina łagodności przeplata się z mocniejszymi fragmentami. Świetny pomysł. Na uwagę zasługuje tu też solo gitary elektrycznej oraz znakomita partia fortepianu.
Druga strona to dwie propozycje. Pierwszą z nich jest utwór tytułowy, najdłuższy na płycie, bo trwający niemal jedenaście minut. Rozpoczyna się zdecydowanym, mięsistym wejściem organów, basu i perkusji. No i to co mnie rozbraja w tym utworze to śmiech, który pojawia się po kilku minutach jego trwania. Ale co mamy tu jeszcze? Zmiany tempa, wplecione cyrkowe wstawki i przejmujący głos wokalisty. Usłyszymy jeszcze sympatyczne śpiewy dziecięce na tle melotronoych dźwięków. Bardzo fajny i trzeba przyznać ciekawy pomysł. Jedno co mnie irytuje to fragment w stylu westernowskim, ale trwa on dosłownie chwilkę. Zwróćmy też uwagę na solo gitary na tle łagodnych klawiszy oraz mocno jazzującą końcówkę z trąbką w roli głównej, na której zagrał gościnnie Emilio Soana. Naprawdę sporo dzieje się w tej części płyty.
Cały album zamyka Una Vita Nuova. To wyraźne uspokojenie. Początek łagodny, spokojny, rozmarzony. Ładne gitary plus spokojny głos Belloni’ego. Dopiero w drugiej części za sprawą znakomitego fortepianu i Mooga utwór nieco się ożywia. Pojawia się nieśmiało flet, który gdzieś tam w tle wygrywa swoją partię. Klawisze pod koniec dominują, zdecydowanie prowadząc cały utwór do samego końca.

Jak wspomniałem to była ostatnia płyta grupy. W zespole doszło do tarć i nieporozumień przez co ten się rozpadł. Muzycy znaleźli zatrudnienie w innych grupach z włoskiego podwórka. Niech przykładem będzie tu chociażby zespół New Trolls.
Clowns to naprawdę ciekawy album. Najbardziej ukontentowani będą sympatycy klasycznego włoskiego proga. Szkoda tylko, że całość trwa jedynie trzydzieści pięć minut. To nic nadzwyczaj dziwnego w tamtych czasach, jednak jeszcze jedna, powiedzmy instrumentalna kompozycja mogłaby się na tym albumie znaleźć. Warto znać i mieć.

1 komentarz: