- Prologue
- Alpha, Beta, Gamma, Delta, Epsilon...Ford
- Lenina
- Soma
- Malpais Corn Dance
- The End
- Epilogue
Oprócz muzyki, bardzo ważnym elementem mojego jestestwa są książki. Dlatego dziś postanowiłem przedstawić płytę, która jest muzyczną interpretacją dzieła Aldousa Huxleya zatytułowanego Nowy Wspaniały Świat. Książka wydana w 1932 roku przedstawiała wizję przyszłego świata. I najciekawsze jest to, że treść tego dzieła okazała się niebezpiecznie prorocza. Pokazuje bowiem jakimi jesteśmy istotami…
Książka to typowa antyutopia, której treść przedstawia ludzkość w roku 2541. To świat, który kieruje się hasłem Wspólność, Identyczność, Stabilność. Na pozór jest to świat szczęśliwy, w którym osobista przyjemność jest motorem napędowym i główną siłą gospodarki. Wylęgarnie ludzi produkują kilka ich rodzajów od jednostek alfa, poprzez beta, gamma, delta i tak dalej i tak dalej. Każda z nich przy pomocy umysłowej indoktrynacji ukierunkowywana jest na konkretnego obywatela, należącego do konkretnej kasty. Nikt nie ma prawa myśleć samodzielnie, a przejawy indywidualnego działania zwalczane są w zarodku. Zresztą, proszę przeczytać książkę, naprawdę warto.
Grupa młodych ludzi postanowiła za pomocą muzyki zilustrować treść książki. Grupa Brave New World powstała w Hambugu. W składzie zespołu znaleźli się Niemcy i Irlandczycy. Naszych sąsiadów reprezentowali Reinhart Firchow (flety, okaryna, stylofon, śpiew), Lucas Lindholm (bas, organy, fortepian), Dicky Tarrach (perkusja) oraz Herb Geller (flety, rożek angielski, saksofony, organy). Irlandczykami byli natomiast John O'Brien-Docker (gitary, organy, instrument perkusyjne, śpiew,) i Esther Daniels (śpiew). Album jest jedynakiem ponieważ grupa po jego nagraniu rozwiązała się.
Impressions On Reading Aldous Huxley to album instrumentalny z niewielkimi zaśpiewami i wokalizami.
Płytę rozpoczyna Epilog. Dość ponure dźwięki organów i przejmujące brzmienie okaryny.
Chwilę po tej miniaturce usłyszymy jeden z lepszych utworów na tym albumie. To kompozycja zatytułowana Alpha, Beta, Gamma, Delta, Epsilon...Ford. Jednostajne dźwięki wydobywane niczym z automatu perkusyjnego. Po chwili pojawiają się klawisze wprowadzając ciężkawą atmosferę. Zwrócić tu trzeba uwagę na te wszystkie instrumenty perkusyjne, które oddają charakter taśmy produkcyjnej. Fajne partie fletów przeplatane gitarowymi solówkami. Utwór nieco przyspiesza by po jakimś czasie zwolnić. Ten numer to pomieszanie muzyki ery dzieci kwiatów z psychodelią i ciężkimi, chwilami nieco dołującymi klimatami. No i te znakomite, kosmicznie brzmiące klawisze. Kapitalna mieszanka, która nie nudzi.
Lenina. Tu z kolei usłyszymy od samego początku piękny, niemal niebiański flet oraz delikatne basowe dźwięki. Po minutowym, kapitalnym wstępie, flet nadal czaruje, pojawia się cała masa instrumentów perkusyjnych oraz gitara, które tworzą sielankowy klimat. W tle słyszymy tekst mówiony kobiecym głosem. Utwór kończy się tak jak się zaczynał.
Soma. Tu wita nas dźwięk gitary, który brzmi tak jakby był grany na sitarze. Jednak chwilę później gitara akustyczna tworzy tło dla popisów gitary elektrycznej. Dalej mamy rozmazany, narkotyczny klimat, chwilami wręcz hipnotyczny. Oczyma wyobraźni widzę ówczesną młodzież, która upalona marihuaną kompletnie odlatuje przy tej kompozycji.
Stronę A zamyka trwająca nieco ponad trzy minuty kompozycja Malpais Corn Dance. Tu przeszkadzajki od samego początku ustawiają ten numer. Do tego miarowe uderzenia w bęben. Pojawiają się zaśpiewy, później flet i gitara akustyczna. Utwór utrzymany jest trochę w klimatach afrykańskich. Brawa dla partii fletu w drugiej części utworu.
Stronę drugą otwiera monumentalny utwór zatytułowany The End. To magnum opus tej płyty. The End wypełnia niemal w całości tę stronę czarnego wydania. Zaczyna się od odgłosów wiejącego wiatru. Dalej partie fletu, świetne organy i jeszcze lepsza gitara akustyczna. Po tym wstępie muzyka cichnie, by za chwilę ponownie ruszyć. Najpierw dźwięki niczym z thrillera, później coraz mroczniej za sprawą syntezatorów, saksofonów, rożka angielskiego i wcinającego się fletu. Muzyka kroczy niczym ogromny potwór, który chce zgładzić jakieś miasto. W okolicach 5:30 mamy zmianę klimatu. Utwór za sprawą saksofonów robi się wyraźnie jazzujący. Dalej świetne solo gitarowe. Z resztą nie sposób oddać klimatu tego utworu słowami. Jest tu tak dużo kapitalnych zmian nastrojów, że nijak nie można tego opisać. Bo później usłyszymy jeszcze odjazdy grane na flecie, któremu w tle wyśmienicie akompaniuje gitara elektryczna ze swoim solo. Do tego dochodzą jeszcze wokalizy członków zespołu. Ufff, naprawdę można wpaść w trans. Kapitalny utwór.
Na sam koniec mamy jeszcze Epilogue. To króciusieńka recytacja dzieła Huxley’a.
Świetny krautrock. Psychodeliczne odjazdy, wielość pomysłów, mnogość instrumentów i znakomite wykonanie. Nie jest to może łatwy album w odbiorze, ale dajmy się wciągnąć w klimat tej muzyki, a gwarantuję, że muzyka odwdzięczy się nam ze zdwojoną mocą. Warto zapoznać się z tą płytą. Nie mniej polecam także książkę Huxley’a, która jakimś trafem jest aktualna nie w 2541 roku, a dziś w 2016.
Jeszcze tak na marginesie. Płytę odziedziczyłem po Ojcu i nie mam zielonego pojęcia skąd ją miał. Bo on sam, raczej nie gustował w takich klimatach. Dziś to wydanie z 1972 roku jest rarytasem i widzę, że można za nie żądać minimum pięćset euro. Czy to normalne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz