- Happiness Is Easy
- I Don't Believe In You
- Life's What You Make It
- April 5th
- Living In Another World
- Give It Up
- Chameleon Day
- Time It's Time
Z cyklu „Atrakcyjna
Osiemdziesiątka”
Od lat trzy wydarzenia
świadczą o tym, że wiosna jest tuż, tuż. Po pierwsze ptaki. Nie przylatują już do mojego
karmnika sikorki, a wróble piorą się między sobą jak nigdy w roku. Po drugie,
pojawiają się motyle. Po trzecie, w moim odtwarzaczu ląduje ta właśnie płyta.
Wiem, to trzecie nie jest z mojej strony zbyt oryginalne bo takie słowa można
przeczytać niemal w każdej recenzji, ale tak właśnie jest. Aaaaa, jest jeszcze
po czwarte. W czasach kiedy pożyczałem
jeszcze placki ten właśnie album wrócił do mnie pewnej wiosny w stanie niebywałego
zużycia…
Z resztą przez wiele
lat miałem jakiegoś pecha do tej płyty. Winyl wrócił zniszczony, pierwsze
kompaktowe wydanie zostało mi skradzione, kasetę sam zajeździłem. To chyba
znaczy jak świetny jest to album, że warto go było ukraść czy słuchać aż do
zniszczenia nośnika. Ale to tak tylko na marginesie.
Za oknem coraz cieplej,
rośliny całe w pąkach i tylko patrzeć jak przyroda wystrzeli kolorami. Wielkie
oczekiwanie aż wiosna pokona zimę i przyjdzie do nas z całą swoją mocą. To tak
jak w utworze z tej płyty zatytułowanym April 5th:
Here she comes
Silent in her sound
Here she comes
Fresh upon the ground
Come gentle spring
Come at winter's end
Gone is the pallor from a promise that's nature's gift
Silent in her sound
Here she comes
Fresh upon the ground
Come gentle spring
Come at winter's end
Gone is the pallor from a promise that's nature's gift
Pięknie, delikatnie z
gracją. Głos Hollisa niczym kolejny instrument maluje przed nami obraz wiosny,
która zbliża się wielkimi krokami. Urokliwy moment tej płyty, organowe tła,
delikatny saksofon, fortepian i ten głos. To niesamowite jak czuje się w
powietrzu tę porę roku. Ten utwór tylko wzmaga nasze doznania.
Ale wróćmy na chwilę do
zespołu. Jego twórczość poznawałem oczywiście od albumu The Party’s Over. Od
samego początku zakochałem się w głosie Marka Hollisa, jest niesamowity i
niepowtarzalny. Następna była płyta It’s My Life. Ten album przesłuchałem
swojego czasu setki razy. Szczególnie jeden utwór zrobił na mnie piorunujące
wrażenie. Tą piosenką było Tomorrow Started.
Powalił mnie na kolana, nie dawał o sobie zapomnieć. Po latach gdy znalazłem tę
kasetę, pierwszy utwór strony drugiej (tu omawiany) był tak zajeżdżony, że nie
dało się tego słuchać. Wspaniałe wspomnienia.
No
a później przyszedł czas na kasetę The Colour Of Spring. Angielskie wydanie,
prawdę mówiąc kompletnie nie pamiętam jak zdobyłem tę kasetę. Pamiętam
natomiast moją reakcję po wysłuchaniu materiału z tejże. To był inny zespół. Ich
główny instrument (klawisze) został wycofany, gdzieś schowany z tyłu. Pojawiły
się takie instrumenty jak harmonijka ustna, gitara akustyczna, saksofon czy
kontrabas. Piosenki były o wiele bardziej ambitne, przemyślane, dojrzalsze.
Tak, zespół Marka Hollisa z każdą płytą się zmieniał, dojrzewał i stawał się
coraz bardziej ambitny. Wtedy nie do końca to rozumiałem, dopiero po latach
doceniłem z całą mocą to co robili na kolejnych płytach po albumie It’s
My Life.
EMI było w podobnym szoku. Twierdzili, że Kolory Wiosny są zbyt ambitne. Zaingerowali nawet w sam materiał. Otóż wytwórnia kazała usunąć z albumu piosenkę It’s Getting Late In The Evening i na to miejsce kazała nagrać jakąś bardziej radiową. Tak powstała Life’s What You Make It, która ostatecznie znalazła się na płycie i była pierwszym singlem promującym The Colour Of Spring. Na drugiej stronie tego singla znalazło się „wyrzucone” It’s Getting Late In The Evening.
Ach cóż to za wspaniały
album, który jest jak ukochana książka do której chce się ciągle wracać i
wracać. Wspaniały od początku do końca. Nic z tej płyty bym nie usunął, jest
spójny, zamknięty, niewzruszalny.
Pierwszy utwór z tej
płyty Hapiness Is Easy zawsze w mojej głowie gra tym kapitalnym basem i
klawiszowymi tłami. Do tego ten dziecięcy chórek. Idealny początek, który daje
nadzieję, pobudza do działania, nastawia mnie optymistycznie. Jednak chwilę
później jest coś odwrotnego. I Don’t Believe In You, bo o tym utworze tu
wspominam, jest jednym z tych, który kojarzy mi się z pierwszymi miłościami. To
raczej smutny obraz zdrady, braku wiary w drugiego człowieka. Porzucony przez,
jak mi się wtedy szczeniacko wydawało, największą miłość mojego życia, grałem
ten utwór do znudzenia. Hollis śpiewa w tym utworze z takim przejęciem i
zaangażowaniem, że łzy dosłownie same cisną się do oczu. Do tego kapitalna
gitara akustyczna, miarowe uderzenia perkusji, plumknięcia basu. Piosenka snuje
się niemal narkotycznie, nic tylko zamknąć oczy i odpłynąć kompletnie.
Living In Another World
to także utwór obok którego nie da się przejść obojętnie. Po niezwykle
spokojnym April 5th płyta budzi się, zrywa się do biegu. Ileż uroku ma tu
gitara akustyczna, te wszystkie "przeszkadzajki", partie harmonijki ustnej czy
dźwięk gitary basowej. No i ponownie Mark ze swoim wspaniałym głosem. Ta
piosenka od zawsze dawała mi kopa, podnosiła w chwilach zwątpienia, budziła do
życia i działania.
Po drodze mamy jeszcze
równie żywiołowy Give It Up oraz minimalistyczny Chameleon Day, by dotrzeć do
ostatniego utworu na tym albumie, którym jest Time It’s Time. Kapitalny, z
niemal symfonicznym zacięciem numer, który znakomicie podsumowuje muzykę, która
znalazła się na tym albumie. To moim zdaniem jeden z lepszych utworów w ich karierze.
The Colour Of Spring to
wspaniały pomost pomiędzy dwoma pierwszymi albumami i dwoma ostatnimi. Te
pierwsze bardziej synth-popowe, te drugie już mocno ambitne i dojrzałe. Muszę
przyznać, że pomimo tego, że zawsze włączam tę płytę wiosną to słucha mi się
jej równie dobrze przez pozostałą część roku. Jakoś szczególnie wracam do niej
na przełomie lata i jesieni. Jeszcze jest ciepło, ale już czuć w powietrzu wilgoć
i zbliżającą się słotę. Tak czy inaczej
The Colour Of Spring to wyśmienity album, który jest jedną z muzycznych
pereł lat osiemdziesiątych i warto go mieć w swojej kolekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz