- Koniec
- Rajza
- Echotony
- Metanol
- Krew
- Widzenie
- Atak
- Trzeba To Zrobić
To moje tegoroczne
odkrycie. Niestety nie znałem tego zespołu wcześniej, a przecież ten album jest
drugi w ich dyskografii. Pierwszy nosił tytuł Śmierć W Miękkim Futerku. Obiecuję, że to nadrobię. Wracam do płyty Niechęć. Któregoś dnia, całkiem
przypadkowo, natrafiłem w Internecie na jeden z utworów z tego albumu. Tym
utworem była kompozycja zatytułowana Krew. Po wysłuchaniu po prostu szczęka mi opadła. To było jak
silny cios, prosto w nos…
Album został nagrany w
składzie Michał Kaczorek (perkusja), Maciej Szczepański (bas), Tomasz
Wielechowski (fortepian, syntezator), Rafał Błaszczak (gitara) oraz Maciej
Zwierzchowski (saksofony). Na płycie pojawili się także goście Sebastian
Witkowski (dub, elektronika) oraz w utworze Echotony zagrali dodatkowo Piotr
Łukaszewski i Jacek Szabrański na gitarach oraz Karolina Rec na wiolonczeli.
Autorami wszystkich
kompozycji są Tomasz Wielechowski i Maciej Zwierzchowski.
Muszę to powiedzieć.
Dla mnie cały klimat tego albumu to saksofony i z tego miejsca biję czołem
przed Zwierzchowskim. Nie, nic nie ujmuję pozostałym muzykom, ci wywiązali się
ze swojej roboty znakomicie. Jednak to saksofony powodują, że nie mogę się
wręcz od kilku dni uwolnić od tej płyty. No chociażby wspomniany przeze mnie na
początku utwór Krew. Proszę posłuchać, ale o tym za chwilkę.
Także kilka dni temu
ukazał się na jednym z głównych portali artykuł o tym albumie. Wrzucono tam
między innymi teledysk do utworu Krew. Komentarze jakie przeczytałem pod tym
tekstem poraziły mnie. Pomyje może nie zostały wylane, ale określenia typu
nuda, żenada, smęty i inne, których tu nie zacytuję sprawiły, że ręce mi
opadły. Oczywiście rozumiem, że komuś może się nie podobać, wszakże o gustach
się nie dyskutuje, ale wystarczy chociaż zamilknąć lub wyrazić swoją dezaprobatę w bardziej cywilizowany sposób. No nic, nieważne. Dobrze,
że ów jegomoście mieli okazję wysłuchać tylko utworu Krew. Ciekawe co by
powiedzieli gdyby włączyć im numer pierwszy na płycie zatytułowany przewrotnie
Koniec.
Zaczyna się od
złowrogich elektronicznych dźwięków, ale gdy po kilkudziesięciu sekundach
pojawia się saksofon, ciary lecą po plecach. Po kilkunastu kolejnych dołącza
fortepian. Wszystko ze znakomitym pogłosem jakby muzycy grali w jakiejś
ogromnej, opuszczonej hali. Dopiero w trzeciej minucie uderzają nas dźwięki
sekcji rytmicznej, kompozycja przyspiesza by za chwilę zwolnić. No i w pewnym
momencie możemy usłyszeć klawiszową wariację, poprawioną podobną, tyle że
zagraną na saksofonie. Kapitalny odjazd, który hipnotyzuje i wciąga niczym wir
dzikiej rzeki. Wyśmienite otwarcie, niemal dziewięć minut jazdy obowiązkowej.
Rajza, to znowu elektronika
na początku, dalej motyw gitary, który przewija się przez większość tej
kompozycji. No i rzecz jasna saksofon, który nie wygrywa tu może jakichś
skomplikowanych melodii, to ponownie wciąga. Całości dopełnia świetna
perkusja.
No i numer trzy na
płycie, czyli ten na którym pojawiło się większość gości. Mowa o Echotony.
Delikatny od samego początku wręcz ambientowy klimat. Dalej równie delikatna
partia saksofonu i genialna wiolonczela. Naprawdę można się rozmarzyć. Po dwóch
minutach takich klimatów utwór przyspiesza na jakiś czas by później ponownie
utonąć w dźwiękach wiolonczeli.
Dalej usłyszymy Metanol
z równomiernym bębnieniem, świetnymi klawiszami i gitarą. W okolicach drugiej
minuty cichnie perkusja, zaczyna grać fortepian (przychodzą mi na myśl krople
deszczu spływające po szybie) i gitara, która ma tu swoje pięć minut. Oczywiście
nie mogło też zabraknąć wszędobylskiego saksofonu, który daje tu niezły popis
swoich możliwości.
Dochodzimy w końcu do
utworu Krew. Naprawdę dawno żaden utwór tak mnie nie poruszył. Tu ogromne brawa
dla Zwierzchowskiego, który jest autorem tej kompozycji. Cały ten utwór to jego
saksofon. Rozpoczyna się właśnie od saksofonu, który wygrywa dość pokrętną,
niemal free jazzową solówkę. Kilka chwil później włącza się dostojny, niemal
pogrzebowo brzmiący fortepian. Po upływie
półtorej minuty zaczyna grać jednostajnie perkusja oraz piękny
fortepian. No i co jakiś czas pojawia się saksofon. Ale jaki? Taki który
rozrywa moje serce na strzępy. Jego dźwięk jest tak mocny i dobitny, że… aż
brak mi słów. Już przy pierwszym przesłuchaniu miałem co najmniej dwa pomysły
na teledysk do tego utworu. I nie byłyby to wesołe klipy. Nie ma co pisać,
trzeba wysłuchać. Mój faworyt z tej płyty.
Do końca albumu zostały
nam jeszcze trzy utwory. Pierwszy z nich to Widzenie. Świetny, utrzymany w dość
szybkim tempie z ciekawymi bębnami i elementami elektroniki, której wtórują
fortepian, gitara i ponownie saksofonowe odjazdy. Atak to z kolei gitara na
dzień dobry, a zaraz za nią znakomity saksofon. W pewnej chwili uderzenie
sekcji rytmicznej zwala z nóg. Fajny, ciągle w natarciu, trzymający w
niepewności i gotowości.
Na sam koniec najdłuższa na tej płycie, bo trwająca
niemal dziewięć i pół minuty, kompozycja zatytułowana Trzeba To Zrobić. Równie
ciekawa, ze sporą ilością improwizacji (brawa zarówno dla Wielechowskiego jak i
Zwierzchowskiego), zmianami nastrojów i tempa. Proszę zwrócić uwagę na
wyśmienity bas. Wyśmienite zamknięcie płyty.
Niechęć to znakomite
połączenie kilku gatunków muzycznych, które doskonale się przenikają i
uzupełniają. Mamy tu między innymi elektronikę, jazz czy nieco alternatywy.
Wszystko kapitalnie się razem miesza i kotłuje, jednocześnie nie powodując powstania
jakiegoś niezrozumiałego jazgotu. Jak wspominałem dominują na płycie saksofony,
znakomite saksofony, które zrobiły tu nieziemski klimat. Dodatkowe brawa należą
się tu za to że panowie ten materiał nagrywali na tak zwaną setkę. Oczywiście
następnie wszystko dopracowywali w studyjnych warunkach aby uzyskać pożądany
efekt. Mam nadzieję, że na kolejny album grupy nie będziemy musieli długo
czekać. Ja już go wypatruję z wielką nadzieją, że będzie co najmniej tak dobry
jak ten. No i bardzo chciałbym usłyszeć ten materiał na żywo. Kto wie? Może się
to ziści.
Na sam koniec muszę jednak dorzucić nieco dziegciu do tej beczki miodu. Chodzi o wydanie tej płyty. Digipack ze słabej tektury, która sprawia wrażenie jakby pochodziła z ostatniego recyclingu. Brak książeczki, tylko dwie naklejki. Po łebkach, byle jak. Ten niesmak rekompensuje nieco ponad stuletnia fotografia dziewczynki, która znalazła się na okładce.
To dzięki takim recenzjom kupuje się płyty. Dziękuję Panu serdecznie za zachętę do kupienia tej pozycji. Trafiłem na Pana blog przypadkowo, ale już widzę że zagoszczę tu na dłużej.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie. Proszę szukać, grzebać, czytać, kupować płyty i oczywiście słuchać, słuchać, słuchać :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.