- Rambo Zambo
- Baldrian
- Försterlied
- Gageg: a) Andante; b) Allegro; c) Preßluft
Płyta wykopana ze
dwadzieścia lat temu na jakiejś garażowej wyprzedaży. To co zwykle w takich
przypadkach przyciąga wzrok to okładka. Tak było i tym razem. Okładka przedstawia skrępowane cienkimi
paskami ciało. W miejscu serca jakaś metalowa płytka od której odchodzą
kabelki. Po rozłożeniu tej okładki na drugiej stronie oczom naszym ukazują się
wspomniane kabelki, które prowadzą do kuli, a w tej przedstawione są wizerunki
członków zespołu. No i jeszcze w prawym rogu okładki logo Brain. To musiało być
coś fantastycznego…
Bardzo wczesne początki
grupy to lata sześćdziesiąte. To wtedy powstało trio The Generals grające głównie muzykę pop.
W składzie znaleźli się wtedy bracia bliźniacy Jürgen (Jogi) Karpenkiel (bas),
Waldemar (Waldo) Karpenkiel (perkusja) oraz gitarzysta Jürgen Havix. Jednak po
pewnym czasie zespół zawiesił swoją działalność ponieważ odszedł Jürgen (Jogi)
Karpenkiel, który dołączał do zespołu Phantoms. W tej grupie grali między
innymi Ralf Hütter (późniejszy
założyciel Kraftwerk) oraz Klaus Dapper, który grał tam na saksofonie i flecie.
Jednak w 1968 roku Jogi
wraca do The Generals. Panowie stwierdzili, że chcieliby w zespole kogoś kto
gra na flecie lub saksofonie. Skontaktowali się więc ze wspomnianym Dapperem, który
na ich propozycję przystał. W 1970 roku zespół zmienił nazwę na Kollektiv. Ich
motywem przewodnim w tworzeniu muzyki było „Wszystko jest dozwolone”. Grupa
improwizowała, następnie wyruszyła w trasę zaliczając sporo występów klubowych
jak i większych festiwali. W końcu doszli do wniosku, że są gotowi nagrać
płytę. Jogi wyruszył więc do Hamburga na spotkanie z Connym Plankiem, który
finalnie był producentem tej płyty. W marcu 1973 album był gotowy. Na płycie znalazły się
cztery kompozycje.
Stronę pierwszą otwiera
Rambo Zambo. Tu od samego początku kosmicznie brzmiący flet. W pewnym momencie
Dapper tak sobie na min poczyna, że brzmi to jakby grał sam Ian Anderson z
Jethro Tull. Dalej świetna sekcja
rytmiczna i pojawiająca się „zgaszona” gitara. Bardzo przypadła mi do gustu
linia melodyczna basu. Flet kapitalnie ćwierka wchodząc coraz częściej w
interakcje z gitarą. W pewnym momencie flet cichnie, a na pierwszą linię
wyłania się gitara ze swoimi improwizacjami. Jednocześnie sekcja nieco
przyspiesza. W okolicach dziewiątej
minuty powraca flet, który ponownie wraz z gitarą, prowadzą tę kompozycję do
końca. Znakomity, nieco narkotyczny otwieracz.
Baldrian. To nieco
krótszy, bo trwający niewiele ponad siedem minut utwór. Tu ponownie
atmosferyczny, hipnotyzujący i kosmiczny wstęp. W tym utworze Jürgen Havix gra na instrumencie
własnej konstrukcji (56
strun), który powstał z połączenia cytry z elementami gitary. W to kosmiczne rozpoczęcie włącza się początkowo jakby nieco
przytłumiony saksofon, gdzieniegdzie słyszymy uderzenia bębnów i blach. W
okolicach czwartej minuty włącza się sekcja, utwór zaczyna być bardziej melodyjny, jednak nadal jest hipnotyzujący, psychodeliczny i przestrzenny. Piękny odjazd.
Już widzę te dzwony na nogach, baki, dziewczyny bez staników i wszechobecne
blanty.
Stronę pierwszą zamyka
króciusieńki Försterlied. Tu pojawiają się fragmenty mówione. Instrumenty
zrywają się do grania w awangardowych odjazdach, które przerywane są wspomnianymi
partiami mówionymi.
Drugą stronę zajmuje
jedna kompozycja, która składa się z trzech części. To utwór pod tytułem Gageg.
Spokojny początek. Plumkająca gitara, dzwoneczki i baśniowy flet. W późniejszej
fazie blachy i w końcu perkusja, ale delikatna, cykająca. Flet wchodzi w
interakcje z gitarą, a wszystko wspaniale, niespiesznie płynie. Pod koniec pierwszej
części instrumenty atakują, ale po chwili (druga część suity) ponownie cichną i
wracają na tory z części pierwszej. Różnica jest taka, że tu gitara poczyna
sobie nieco wyraziściej, natomiast flet chowa się gdzieś za jej plecami
nieśmiało wychylając się w narkotycznym uniesieniu. Druga część kończy się
podobnie do poprzedniczki wyraźnym zrywem instrumentów. Rozpoczyna się trzecia
i zarazem najdłuższa część utworu Gageg. No tu już mamy wyraźne przyspieszenie.
Mocny bas i wtórująca mu perkusja, robi się jazzowo. Pojawia się gitara i
saksofon. Utwór galopuje by po kilku minutach stracić impet. Gitara basowa
jednak nadal nie odpuszcza, sporo blach i kapitalny gitarowy popis Havixa. Po
znakomitym solo do głosu dochodzi Dapper i jego saksofon, który ma tu
teraz swoje pięć minut. W siedemnastej minucie tego giganta powraca gitara,
utwór ponownie nieco wyhamowuje. Fantastyczna kompozycja.
W 1975 roku z zespołu
odchodzi Jürgen (Jogi) Karpenkiel, który przez kilka lat będzie grał na basie w
zespole Guru Guru. Kollektiv opuszcza także Dapper. Zespół jednak nadal
istnieje. Pozostała dwójka koncertuje z klawiszowcem Klausem Hackspielem.
Jednak po pewnym czasie i ten skład się rozpada.
Kollektiv to znakomity
przedstawiciel krautrocka. Fantastyczna mieszanina stylów. Prog, jazz rock, chwilami
niesamowite kosmiczne klimaty oraz szczypta psychodeli. Sporo improwizacji, świetne
partie fletu i gitary oraz dynamiczna sekcja dopełniają całości obrazu. Naprawdę
warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz