Side One:
- I Robot
- I Wouldn't Want to Be Like You
- Some Other Time
- Breakdown
- Don't Let It Show
- The Voice
- Nucleus
- Day After Day (The Show Must Go On)
- Total Eclipse
- Genesis Ch.1. V.32
Dylemat. Podchodzisz do
półek z płytami i pojęcia nie masz co włączyć. Cała masa tytułów, a ty
człowieku nie wiesz na co masz ochotę. Otóż wczoraj wieczorem coś takiego mi
się przydarzyło. Pojęcia nie miałem co powinno zagrać. Stoję i mówię do siebie,
to za szybkie, to za wolne, znam na pamięć, ileż razy można, to jest nudne, na
to nie mam ochoty, eeeee nieeee… Aż w końcu zerknąłem w stronę Parsonsa i już
wiedziałem czego posłucham. Jedyny problem był taki czy wybrać genialny debiut
czy robota, bo resztę dyskografii automatycznie odrzuciłem. Padło na I Robot.
Po dość niespodziewanym
sukcesie płyty Tales
of Mystery and Imagination Edgar Allan Poe, panowie Parsons i Woolfson
postanowili pójść za ciosem i nagrać kolejną płytę. I Robot to album
koncepcyjny opowiadający o świecie człowieka i robotów. Człowiek tworzy roboty
na swoją podobiznę, chce nad nimi dominować, ale to się nie udaje i to właśnie świat maszyn
doprowadzi do upadku człowieka. Pomysł został zaczerpnięty z opowiadań Isaaca
Asimova pod tytułem Ja, Robot. Podobno Woolfson spotkał się z Asimovem by
przedstawić mu swój pomysł i omówić szczegóły. Nic jednak z tego nie wyszło,
ponieważ prawa do książki zostały już sprzedane. By uniknąć ewentualnych
procesów, zmieniono nieco tytuł, usuwając z niego przecinek. Do nagrania tego
albumu zostało zaproszonych sporo gości, których nawet nie sposób tu wymienić.
Niech świadczy o tym lista wokalistów, którzy zaśpiewali na tym albumie. Są
to między innymi Lenny Zakatek, Steve Harley, Allan Clarke, Jack Harris, Peter
Straker, Stevie Davies czy Dave Townsend. Nagrań dokonano pomiędzy grudniem 1976 a
marcem 1977 w Abbey Road Studios. Okładkę zaprojektowała grupa Hipgnosis.
Album otwiera instrumentalny utwór tytułowy.
Kosmiczny wstęp, kapitalne klawisze i wokaliza. Dalej pojawiają się kolejne
instrumenty i świetne chorały, które tworzą niesamowity klimat. W trakcie
słuchania tego utworu wyraźnie można zauważyć genialna produkcję. Wszystko gra
wyraźnie, ma swoje miejsce. Wyśmienite otwarcie.
I Wouldn't Want to Be Like You to pierwszy singiel z tej płyty. Chyba najprostszy utwór na płycie. Oczywiście nie oznacza to że jest zły, ale wyraźnie odstaje od reszty. Świetny Lenny Zakatek przy mikrofonie.
Some Other Time rozpoczyna fortepian oraz kapitalne gitary akustyczne. Piękna ballada z genialną orkiestracją autorstwa Andrew Powella. No i ten przejmujący głos Petera Strakera. Wielka szkoda że ta piosenka trwa tylko nieco ponad cztery minuty.
Dalej mamy Brakdown w którym z kolei śpiewa Allan Clarke. Piękna piosenka z ciekawym solo gitarowym. Ponownie mamy chór, który nadaje tej kompozycji podniosły ton. Kolejny świetny utwór.
Don’t Let It Show to następny singiel tej płyty. Piękne organy kościelne na sam początek i głos Dave’a Townsteda. Ponownie mamy tu kapitalną orkiestrację. Utwór fantastycznie płynie, uspokaja i wzrusza jednocześnie. Tak kończy się strona pierwsza.
Pora na The Voice, piosenka która rozpoczyna stronę drugą. Moim zdaniem trochę słabszy utwór. Trochę monotonna linia basu powoduje, że utwór potrafi zirytować. No i ten fragment do złudzenia przypominający ówczesne przeboje disco. Przez to nie do końca ta kompozycja mi tu pasuje, ale to jak zawsze kwestia gustu.
Nucleus to kolejny utwór instrumentalny. Świetna mieszanka eksperymentalnych dźwięków z delikatnymi jazzowymi naleciałościami. Dobry fragment płyty.
Dalej w kolejności usłyszymy Pink Floydowo brzmiący Day After Day (The Show Must Go On) z fantastycznym głosem Jacka Harrisa. Był to trzeci i ostatni singiel promujący tę płytę. Kapitalna piosenka.
Total Eclipse to trzeci i ostatni utwór instrumentalny. Ciekawe bo właśnie dziś obserwowaliśmy zjawisko zaćmienia Słońca. Nieco apokaliptycznie brzmiąca kompozycja. Ponownie mamy genialne chóry i powalającą pracę orkiestry (brawa dla Andrew Powella).
Utwór płynnie przechodzi w kolejny, który kończy tę wspaniałą płytę i jest wisienką na torcie. To Genesis Ch.1, V.32.. Ja przy tym utworze dosłownie odpływam. Wybitna kompozycja nie tylko na tej płycie. Usłyszymy tu prawie wszystko co do tej pory grało na tym albumie. Orkiestra, chór, kapitalna gitara no i klawisze Woolfsona. Jedynie wielka szkoda, że tak krótko. Arcydzieło!
I Wouldn't Want to Be Like You to pierwszy singiel z tej płyty. Chyba najprostszy utwór na płycie. Oczywiście nie oznacza to że jest zły, ale wyraźnie odstaje od reszty. Świetny Lenny Zakatek przy mikrofonie.
Some Other Time rozpoczyna fortepian oraz kapitalne gitary akustyczne. Piękna ballada z genialną orkiestracją autorstwa Andrew Powella. No i ten przejmujący głos Petera Strakera. Wielka szkoda że ta piosenka trwa tylko nieco ponad cztery minuty.
Dalej mamy Brakdown w którym z kolei śpiewa Allan Clarke. Piękna piosenka z ciekawym solo gitarowym. Ponownie mamy chór, który nadaje tej kompozycji podniosły ton. Kolejny świetny utwór.
Don’t Let It Show to następny singiel tej płyty. Piękne organy kościelne na sam początek i głos Dave’a Townsteda. Ponownie mamy tu kapitalną orkiestrację. Utwór fantastycznie płynie, uspokaja i wzrusza jednocześnie. Tak kończy się strona pierwsza.
Pora na The Voice, piosenka która rozpoczyna stronę drugą. Moim zdaniem trochę słabszy utwór. Trochę monotonna linia basu powoduje, że utwór potrafi zirytować. No i ten fragment do złudzenia przypominający ówczesne przeboje disco. Przez to nie do końca ta kompozycja mi tu pasuje, ale to jak zawsze kwestia gustu.
Nucleus to kolejny utwór instrumentalny. Świetna mieszanka eksperymentalnych dźwięków z delikatnymi jazzowymi naleciałościami. Dobry fragment płyty.
Dalej w kolejności usłyszymy Pink Floydowo brzmiący Day After Day (The Show Must Go On) z fantastycznym głosem Jacka Harrisa. Był to trzeci i ostatni singiel promujący tę płytę. Kapitalna piosenka.
Total Eclipse to trzeci i ostatni utwór instrumentalny. Ciekawe bo właśnie dziś obserwowaliśmy zjawisko zaćmienia Słońca. Nieco apokaliptycznie brzmiąca kompozycja. Ponownie mamy genialne chóry i powalającą pracę orkiestry (brawa dla Andrew Powella).
Utwór płynnie przechodzi w kolejny, który kończy tę wspaniałą płytę i jest wisienką na torcie. To Genesis Ch.1, V.32.. Ja przy tym utworze dosłownie odpływam. Wybitna kompozycja nie tylko na tej płycie. Usłyszymy tu prawie wszystko co do tej pory grało na tym albumie. Orkiestra, chór, kapitalna gitara no i klawisze Woolfsona. Jedynie wielka szkoda, że tak krótko. Arcydzieło!
- Boules (I Robot experiment)
- Breakdown (early demo of backing riff)
- I Wouldn't Want to Be Like You (backing track rough mix)
- Day After Day (early stage rough mix)
- The Naked Robot
Na wznowieniu
kompaktowym z 2007 roku znalazły się jeszcze dodatkowe utwory. Są to wersje
demo kompozycji, które znalazły się na podstawowym albumie. Moim zdaniem to
taka nic nie wnosząca ciekawostka. No może ciekawy jest trwający ponad dziesięć minut The Naked
Robot, który jest miksem instrumentalnych kompozycji (nieco inaczej brzmiących)
z tej płyty.
I
Robot to dzieło wyjątkowe. Panowie Parsons i Woolfson po raz kolejny dali się
poznać jako genialni muzycy. Do tego Parsons był producentem i inżynierem
muzycznym. Nieco ponad 40 minut fantastycznie mi upłynęło. Ta płyta to ścisłe
podium jeśli chodzi o płyty The Alan Parsons Project. Album ma niemal 40 lat a
brzmi jak by był nagrany wczoraj (no może oprócz The Voice). Wstyd nie znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz