piątek, 22 maja 2015

Maneige - Maneige (1975)


Side 1:
  1. Le Rafiot (ang. The Tired Old Ship)
Side 2: 
  1. Une Année Sans Fin (ang. A Year Without End)
  2. Jean-Jacques
  3. Galerie III   


Dziś prezentuję płytę zespołu z Kanady. Maneige to jedna z moich ulubionych grup powstałych w prowincji Quebec, reprezentujących nurt rocka progresywnego.

Grupa powstała w 1972 roku w Montrealu. Założycielami byli Alain Bergeron (saksofon, flet) oraz Jerome Langlois (instrumenty klawiszowe). W składzie zespołu, który nagrał ten album znaleźli się również Gilles Schetagne (perkusja), Vincent Langlois (instrumenty perkusyjne, pianino), Yves Léonard (bass). Na gitarach akustycznej i elektrycznej zagrał tu Denis Lapierre. Należy dodać, że wszyscy ci panowie ukończyli renomowane szkoły muzyczne takie jak École (de musique) Vincent-d'Indy oraz Conservatoire de musique de Québec.
Zespół grał dość dużo koncertów. Jednak dopiero w 1975 roku udało im się wydać pierwszy album zatytułowany po prostu Maneige. Z resztą w tym samym roku ukazała się ich kolejna doskonała płyta Les Porches. Ale wróćmy do debiutu. Znalazły się na nim cztery kompozycje z czego na pierwszej stronie winylowego wydania znajdziemy jeden utwór, a na drugiej trzy krótsze.

Muzyka zawarta na tym albumie zdominowana jest tu przez dwa instrumenty a mianowicie fortepian i flet. Nie ma się co dziwić, w końcu ojcowie założyciele właśnie grają na tych instrumentach. Płytę rozpoczyna trwający niemal dwadzieścia dwie i pół minuty gigant zatytułowany The Tired Old Ship (we francuskojęzycznym wydaniu Le Rafiot). Pierwsze kilka minut to dźwięki niemal żywcem wyciągnięte z mrocznego horroru. Przerażający w swoim oddziaływaniu, dość psychodeliczny początek przechodzi w  piękny fortepian wspomagany nie gorszym fletem. Sporo się dzieje w tym utworze. Chwilami przyspiesza, wręcz galopuje innym razem usłyszymy folkowe, niemal sielankowe fragmenty by po chwili dać się porwać jazzowym improwizacjom (ach ten saksofon w okolicach szesnastej minuty). Nie da się jednak nie zauważyć bardzo mocnych wpływów muzyki klasycznej. To wszystko w połączeniu z  progrockowym duchem daje nam kapitalną mieszankę. Proszę zwrócić tu uwagę na instrumenty perkusyjne, które ciągle dają o sobie znać w przeróżnych postaciach i są genialnym dopełnieniem utworu. 

Jako się rzekło, druga strona płyty winylowej to trzy kompozycje. Pierwszą z nich jest A Year Without End (fr. Une Année Sans Fin). To od samego początku świetny fortepian i melodyjny flet. Pięknie uzupełnia tu wszystko dość gęsty bas i ciekawe partie perkusji. No i proszę zwrócić uwagę na ksylofon (fantastyczna robota) oraz krótką ale interesującą partię gitary. Bardzo przyjemny utwór. 
Jean-Jacques to kompozycja autorstwa Yves Léonarda. I to wyraźnie słychać. Arcyciekawe partie basu, którego uzupełnieniem są przepiękny fortepian i ponownie melodyjny flet (choć tym razem w mniejszości). Pod sam koniec kapitalna praca perkusyjnych talerzy, a następnie świetny saksofon. 
Album zamyka wyśmienity Galerie III. Tu od samego początku dominuje saksofon i instrumenty perkusyjne uzupełniane świetną perkusja i basem. I tu mamy niespodziankę. Otóż pojawia się na chwilkę wokal, notabene dość ciekawy. Dalej usłyszymy trochę improwizacji wszystkich instrumentów, które przechodzą w sielankowy nastrój malowany za pomocą fletu, gitary i fortepianu. Bardzo udany fragment tego utworu. Dalej mamy świetne organy i wreszcie trochę „brudnej” gitary elektrycznej. Ta kompozycja jak i cała płyta kończy się tak jak się zaczęła. Niepokojące odgłosy niczym z mrocznego horroru. Świetny koniec albumu. 
Nie ukrywam, że dość często wracam do tej płyty. Świetne pomieszanie wielu stylów muzycznych jest połączone ze smakiem. Zagrane z wielkim rozmachem i rewelacyjną techniką  daje nam kapitalny obraz ówczesnej kanadyjskiej sceny rocka progresywnego. Niestety muzyka panów z Maneige nie spotkała się z wielkim uznaniem i entuzjazmem. Chyba była za trudna w odbiorze przez co pod koniec lat 70-ych złagodzili swoje muzyczne oblicze (co słychać i czego osobiście żałuję). Kolejnym albumem tej wyśmienitej grupy był, jak już wspominałem, Les Porches. To równie smakowita i cudowna płyta, ale o tym następnym razem. Polecam.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz